Prolog

9.3K 536 222
                                    

DO WSZYSTKICH NOWYCH!

To opowiadanie pisałam, gdy właściwie dopiero uczyłam się to robić i mój styl pisania w tym ff jest tragiczny. Także przepraszam za wszelkie błędy, niedociągnięcia w fabule i słabo napisane sceny (głównie chodzi o pierwsze rozdziały, kiedy jeszcze nie wiedziałam jak wszystko dobrze opisać i przez to wszystko jest strasznie chaotyczne). Obiecuję, że kiedyś to poprawię. Jak na razie miłego czytania :)

***

A co, jeśli Światło i Mrok tak naprawdę się kochają, ale ich miłości przeszkadza zwykła logika, która mówi, że nie mogą być razem w tym samym miejscu i czasie? A co, jeśli stykają się ze sobą tylko o świcie i zmierzchu, kolorując niebo barwą miłości i żalu? Powiecie "Nie zmienią swego losu", ale czy na pewno?

***

Nico obudził się w środku nocy i bez słowa wyszedł ze szpitala. Wiedział, że Will śpi i nikt mu nie przeszkodzi pochodzić w nocy po Obozie Herosów. No, może oprócz harpii, ale je dało się łatwo ominąć, zwłaszcza, jeśli potrafiło się rozpływać w cieniu. Syn Hadesa nie chciał tej nocy kłaść się ponownie spać. Pomimo tego, że Will twierdził, że powinien odpoczywać, on uważał, że nie da się odpocząć, mając cały czas koszmary związane z pobytem w Tartarze. Choć od wojny z Gają minął już tydzień, Nico, oprócz ran bitewnych, nadal miał złe wspomnienia tego, co przeżył w Tartarze, ale nie chciał o tym nikomu mówić. Musiał poradzić sobie sam, jak zwykle. Jak to zwykle mają dzieci Hadesa, Nico nie pasował do reszty. Wolał towarzystwo umarłych i tej nocy również chciał pobyć trochę sam na sam z wywołanymi duszami.
Rozmyślając o swoich koszmarach nawet nie zauważył, jak szybko doszedł do lasu. Zatrzymał się na wzgórzu, na swojej ulubionej polanie, na której nikt mu nie przeszkadzał. Położył się i zaczął oglądać gwiazdy. Niebo było bezchmurne. Gwiazdy były jedynym światłem, które mu nie przeszkadzało. Leżał tak chwilę, gdy nagle usłyszał szelest w krzakach. Postanowił to sprawdzić, lecz zanim zdążył wstać, na polanę wbiegł Will. Syn Apollina był w piżamie, jego włosy były rozwiane w sposób, który bardzo spodobał się Nicowi, za co bardzo szybko skarcił się w duchu. Will zbliżał się do niego z twarzą, z której możnaby odczytać wściekłość, ale jednocześnie zmartwienie.

- Co ty sobie wyobrażasz, di Angelo? - zapytał - Mówiłem, że masz odpoczywać. Jeszcze nie jesteś do końca zdrowy, a poza tym... - urwał, jego twarz złagodniała. Jego spojrzenie zaczęło przeszywać Nica, było trudno od niego uciec, jak za dnia trudno uciec przed słońcem.

- A poza tym co?

- A poza tym nie powinieneś być sam - powiedział, siadając na trawie obok syna Hadesa.

- Przyszedłem tu, żeby właśnie być SAM. - warknął Nico.

Po chwili nie mógł uwierzyć w to, co się działo. Will uśmiechnął się łobuzersko, złapał go w pół i podniósł jak worek ziemniaków. Nico próbował się szarpać, uderzał blondyna w plecy pięściami, ale ten pozostał nieugięty i niósł go wprost do obozowego "szpitala".

Kiedy w końcu go puścił, byli już przed budynkiem.

- Wejdziesz sam, czy znowu będę musiał cię zanieść? - uśmiechnął się Will.

- Nie lubię, jak ktoś mnie dotyka. Nie rób tego więcej.

Nico był pewien, że mu się to nie podobało i był wkurzony na Willa, więc sam nie mógł uwierzyć kiedy zdał sobie sprawę, że tak naprawdę nie przeszkadza mu jego dotyk. Szybko otrząsnął się z tej myśli i wszedł do środka, głównie dlatego, żeby mieć już spokój.

Ale nie miał spokoju.

Gdy tylko położył się na łóżku zdał sobie sprawę, że syn Apollina przykrywa go dodatkowym kocem i nie ma zamiaru wyjść.

- Będziesz tutaj spał?! - zapytał.

- Muszę dopilnować, żebyś znowu się nie wymknął.

- Dlaczego się tak o mnie troszczysz? Nikt wcześniej nigdy tego nie robił. No, nikt oprócz... Bianki... - głos mu się załamał.

Will tylko uśmiechnął się smutno.

- Jesteś moim pacjentem, nic dziwnego, że się o ciebie martwię i że zależy mi na twoim zdrowiu... Mówię jako lekarz, oczywiście - dodał szybko.

- Oczywiście. - powtórzył syn Hadesa, jakby w transie.

Nico skarcił samego siebie, że łudził się, że jednak Willowi zależy na nim trochę bardziej, niż tylko na pacjencie. Myślał, że jest choćby jego przyjacielem. Choćby. Ale nawet na to nie mógł liczyć, w końcu był dzieckiem Podziemia, wyeliminowanym ze społeczeństwa wyrzutkiem, nic nie znaczącym potworem, na którego widok każdego dotyka cień niepokoju, przerażenia, odrzucenia. Któremu przecież nie można ufać. Który w dodatku jest... jest...

Czuł, jak do oczu napływają mu łzy. W tej samej chwili, zupełnie niespodziewanie Will wsunął się pod jego kołdrę i mocno go przytulił. Fala ciepła spłynęła na niego równie szybko, co sen.

Tej nocy nie miał już koszmarów. Tej nocy śniła mu się twarz roześmianego blondyna. Jego niebieskie oczy były inne od tych niebiesko-turkusowych oczu jego pierwszej miłości, Percy'ego Jacksona.

Z czasem im bardziej o tym rozmyślał tym bardziej był pewien, że błękit nieba podczas słonecznego, bezchmurnego dnia podobał mu się o wiele bardziej, niż kolor morza.

My only sunshine | Solangelo | P.J. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz