Policzek, który przed chwilą przyjął mocne uderzenie, zarumienił się. Skóra mrowiła, przypominając o gwałtownej, niespodziewanej reakcji Stephanie, która teraz usadowiła się na jednej z eleganckich kanap, rozglądając się po pomieszczeniu. Jej baczny, ostry wzrok przesuwał się po meblach i ułożonych na nich przedmiotach, by ostatecznie zatrzymać na ścianie, gdzie wisiały obrazy z portretami rodziny królewskiej. Kobieta pokręciła głową, wzdychając teatralnie.
- Lucas nadal nie pozwolił się namalować.
Zastanawiało mnie, dlaczego Luke nie chciał zostać uwieczniony na jednym z malowideł, ale mogłam się domyślać, że tym sposobem chciał zrobić na złość matce. Nie pytałam go o to, kompletnie wyleciało mi to z głowy, ale w tej chwili, chociaż przez moment myśli skupiły się na pustym miejscu, w którym powinien wisieć obraz, teraz znowu powędrowały do siedzącej nieopodal postaci. Przesunęłam się odrobinę w bok, przepuszczając służącą. Dziewczyna skłoniła się nisko i zdjęła z tacy dzbanek i filiżanki, by ułożyć je na stoliku.
- A druga dla kogo? - Stephanie uniosła brwi, patrząc na pracownicę z pogardą.
Dziewczyna wyprostowała się niczym struna i przekręciła głowę w moją stronę, błądząc zagubionym wzrokiem po mojej twarzy. Nie znałam jej, widziałam ją po raz pierwszy, więc musiała być nowa. Jeszcze nie była zaznajomiona z tutejszymi tradycjami, pewnie nikt jej nie ostrzegł przed matką króla. Zgadywałam, że drugą filiżankę przyniosła właśnie dla mnie i nawet nie przyszło jej do głowy, że może tym komukolwiek podpaść. Zrobiło mi się żal, gdy jej dłonie zaczęły niekontrolowanie drżeć. Palce, którymi trzymała tacę, pobielały od mocnego uścisku, a łyżeczka znajdująca się na srebrnej podstawce uderzała w nią, wydając drażniące ucho dźwięki.
- Nie wiedziałam... - zaczęła powoli, ale natychmiast przerwała, by przełknąć głośno ślinę.
Jej cichy głos drżał, a twarz pobladła do tego stopnia, że wyglądała tak, jakby odpłynęła z niej cała krew. Pracownica odkaszlnęła, ale dreszcz, który wstrząsnął jej ciałem, nieszczęśliwie zmusił ją do wypuszczenia z dłoni wszystkiego, co trzymała. Taca upadła na podłogę z głośnym brzękiem, przy okazji rozbijając kryształową cukiernicę.
- Na litość boską, kogo oni tutaj zatrudniają? - Stephanie podniosła głos.
Służąca upadła na kolana i zaczęła chaotycznie zbierać kawałki roztrzaskanego szkła. Instynktownie przykucnęłam tuż obok niej, pomagając w zbieraniu, przez co uniosła nieznacznie głowę i posłała mi wdzięczny uśmiech.
- Ostrożnie, możesz się skaleczyć - powiedziałam, powstrzymując ją przed dotknięciem ostrego kryształu. - Zaraz przyniesiemy odkurzacz i zrobimy z tym porządek.
- Vivian? - Wstrzymałam oddech, słysząc swoje imię. - Nie zniżaj się do poziomu służby. Jeszcze pomyślą, że mogą wziąć z ciebie przykład i zaczną się kręcić koło pozostałych książąt.
Służąca pokręciła głową, błagając mnie spojrzeniem, bym sobie odpuściła i już jej nie pomagała. Powróciłam do pionu i zerknęłam na staruszkę, czekając na to, co ma mi do przekazania. Odczekała chwilę, aż pracownica opuściła pomieszczenie i nachyliła się nad stolikiem, chwytając w palce porcelanową filiżankę. Upiła łyk i skrzywiła się z niesmakiem, grymas, który się u niej pojawił, świadczył o tym, że herbata nie przypadła jej do gustu.
- Coś okropnego, czy oni sprowadzili tę polewkę z Ameryki? - Odłożyła naczynie i wbiła plecy w oparcie kanapy, przenosząc na mnie swój ostry wzrok.
Poruszyłam się niespokojnie, nie mając pojęcia co ze sobą zrobić. Marzyłam o tym, by wybiec za drzwi i zamknąć je na klucz, by ta stara wiedźma nie mogła wyjść z pomieszczenia, ale w tym momencie miałam zbyt mało odwagi, by to zrobić. Zaczęłam się zastanawiać, czy ta kobieta kiedykolwiek była z czegoś zadowolona. Poczułam, jak moje gardło domaga się jakiegoś płynu - wydawało mi się, że znalazłam się na pustyni, a suche powietrze zawładnęło moją krtanią. Odchrząknęłam cicho, bojąc się, że Stephanie przyczepi się nawet do tego, że wydaję z siebie jakiekolwiek odgłosy.