Rozdział 4

60 4 0
                                    

   Podeszłam bliżej, aby się mu przyjrzeć.

Kurwa, ja to zawsze muszę mieć szczęście...

   Chłopak przede mną miał ranę postrzałową na czole. Skoro on leży tak blisko domu za mną, to on musiał spowodować to całe zamieszanie. Rozglądnęłam się wokoło. Niedaleko zobaczyłam wilka ze śmiertelnymi ranami. No oczywiście...

    Biorąc pod uwagę to, że kiedy uciekałam nie spotkałam żadnego podobnego zwierzęcia, to ten jest pupilkiem właściciela domu. A skoro nim jest, to chłopaczyna musiał go wkurzyć i wywołać zamieszanie. Odosobniony psychol zastrzelił obu. Wilka, bo odniósł poważne obrażenia w walce z moim kolegą. A jego, dlatego że wszedł na jego teren i zadarł z psem.

   Ale chwila... Psychol nie brał broni z domu, ani nic takiego... Czyli musiał mieć ją przy sobie. Nie lubi obcych. Elektryczność w domu, mimo że lubi staroświeckie klimaty. Ha! Czyli, że on jest pracownikiem wrogiej organizacji. Pff, żółtodziób i jego przepełnione strachem spojrzenie nie mógł się oprzeć dziewczynie z wrogiego klanu...

   Po upływie kilkunastu sekund od zobaczenia sąsiada z piętra, zbeształam się w myślach za tak długie zwlekanie z ucieczką. Przecież staruch mógł zgasić pożar, podczas kiedy ja analizowałam to zajście. Pobiegłam dalej i skręciłam w lewo dla zmyłki. 

  Powoli przemijała adrenalina, w wyniku czego nie czułam wcześniejszego zmęczenia tak bardzo jak teraz.

   Niespodziewanie rozległ się dźwięk biegnącej grupy osób. Próbowałam się skupić i zlokalizować ją. Przede mną. Zatrzymałam się i szukałam wzrokiem kryjówki. Jako, że nie znalazłam nic lepszego, schowałam się za grubym pniem drzewa. 

   Przekręciłam głowę na bok i wychyliłam się z jak najniższego poziomu, by trudniej im było mnie zobaczyć. 

   Kurwa, jedyne 50 m. I co teraz?

   Rozejrzałam się w poszukiwaniu jakiegoś zbędnego przedmiotu. Obok mnie leżał kamień wielkości mojej dłoni. Chwyciłam go, wstałam i skulona przeszłam za najbliższy krzak, który mógłby lepiej zakryć moją sylwetkę.

   Rzuciłam go jak najdalej w stronę domu, po chwili usłyszałam jak odbija się od drzewa. Odwróciłam się i pobiegłam przed siebie. Żołnierze przyspieszyli. W chwili, gdy już mnie mieli mijać schowałam się za krzakiem. Poczekałam chwile i już miałam biec dalej, jednak powstrzymał mnie dźwięk zbliżającej się grupy. Odwróciłam się powoli. Przede mną oczywiście byli znienawidzeni żołnierze. Patrzyłam się na nich chwilę, aż któryś wyszedł na przód i wycelował we mnie. Nie miałam szans. Ich kilkudziesięciu przeciw mnie, wycieńczonej. 

   Strzelił do mnie, ale co mnie zdziwiło, pociskiem usypiającym. Osunęłam się na ziemie.

*

    Obudziłam się w jakimś małym pokoju. Ściany były beżowe, łóżko i szafka nocna znajdowały się w kącie. Nie było okien, ale światło dawała żarówka zwisająca z sufitu. Drzwi były wykonane z metalu, jednak niewiele różniły się od tych w moim pokoju w ODSS. 

   Wstałam, podeszłam do drzwi i przysłuchiwałam się odgłosom za nimi. Niezidentyfikowane szmery.

   Kurwa. Kurwa. Kurwa.

   Po chwili odsunęłam się od nich. Po namyśle zaczęłam szukać czegokolwiek, co miałam przy sobie ostatnio. Jednak to zdało się na nic, ponieważ zmienili mi strój. Zacisnęłam pięści, czując wbijające się paznokcie w skórę. Usiadłam na łóżku.

   Usłyszałam szczęk otwieranego zamka, odwróciłam głowę w tamtą stronę. Gdy drzwi się otworzyły, ujrzałam mężczyznę w średnim wieku, trzymającego talerz i kubek.

- O co tu chodzi?

- Zostałaś przetransportowana do SPIC'u.

- Domyślam się. Po co?

- To sprawa na inny termin.

   Postawił posiłek na szafce, wyszedł i zamknął drzwi. 

   Zastanawiałam się czy powinnam zjeść zawartość talerza czy nie. Przecież mogą mnie chcieć czymś nafaszerować, aby coś wyciągnąć na temat ODSS. Jednak głód i pragnienie zwyciężyły.

***

SPIC- wroga organizacja ODSS. Mają te same funkcje.


PojmanaWhere stories live. Discover now