Rozdział 8

22 3 0
                                    

   Kiedy weszłam do pokoju nie zwrócili na mnie uwagi i dalej rozmawiali. Wzniosłam oczy ku niebu, przeklinając ich za dziecinne zachowanie i podparłam się pod boki.

- No już, skończcie. Tym razem wam daruję.

   Oni jak jeden mąż odwrócili do mnie głowy z cwaniackim uśmieszkiem. Przyznam, że wyglądało to zarazem komicznie i strasznie.

- I co? Będzie randka? - Spen poruszył zabawnie  brwiami.

   Wybuchłam śmiechem i podkradłam Adamowi poduszkę. Rzuciłam ją w stronę śmieszka zanosząc się śmiechem. On się uchylił. Po czym wrócił do poprzedniej pozycji. Popatrzył na mnie groźnie, co oznaczało, że powinnam się ulotnić.  Zabrałam jeszcze jedną poduszkę i rzuciłam nią na oślep, znajdując się na korytarzu. Nie czekałam na niego.

- I tak cię złapę, a wtedy możesz się pożegnać ze swoim misiaczkiem i randką! - krzyczał na cały korytarz, tak jakbym nie mogła go usłyszeć z odległości kilku metrów.

   Przebiegłam przez hol i skierowałam się w stronę toalety. Wpadłam tam niczym burza, rozglądnełam się myśląc, gdzie mogłabym się schować. Niestety nie zauważyłam niczego, co by mi przedłużyło życie. Zrezygnowana popatrzyłam w górę. Tak! Dziękuję! Na suficie były całkiem pokaźne rury. Szybko i sprawnie się na nie wspiełam. Chwilę po tym zza drzwi wychyliła się głowa ćwoka, przed którym uciekam. Na jego twarzy widniał uśmieszek psychopaty, jakby zamierzał dopaść wiewórkę, którą potem wypcha kurzem spod swojego łóżka, aby następnie do niej gadać podczas wieczornych herbatek. Przechylił głowę w prawo, potem w lewo i wszedł do pomieszczenia.

- Cassie... Kici, kici. No chodź, mam tu twoje ulubione orzeszki. - powiedział to tak słodkim i wysokim głosem, że dziwiłam się jego strunom głosowym. 

   Zagryzłam wargę, żeby nie wybuchnąć śmiechem. On naprawdę myślał, że dam się przekupić! Sprawdził każdą kabinę, popatrzył chwilę po wokół i wyszedł. Poczekałam jeszcze kilka minut, aby później zejść i wyjść z łazienki. Wystawiłam głowę na korytarz i rozejrzałam się. Nie widziałam nigdzie zagrożenia. Odetchnęłam głęboko i wyszłam na korytarz.

   Zrobiłam zaledwie dziesięć kroków, a poczułam jak się unoszę. Poczułam zapach perfum Spencera. Przerzucił mnie sobie przez ramię i trzymał mocno, abym się nie wyrwała.

- Co, myślałaś, że mnie wykiwasz? Ooo, niee... Jak tylko dojdziemy do pokoju, dostaniesz nauczkę! 

- Okej, ale czy możesz mnie puścić? Patrz, tu przez twoje ramię zwisają takie piękne nóżki. Nie sądzisz, że należy ich używać?

- O, wiesz, świetny pomysł. Już jutro będziesz miała do tego okazję. - powiedzieł z szyderczym uśmiechem.

   Nie widząc wcześniej wspomnianej przeze mnie możliwości podparłam brodę dłonią, łokieć umieszczając pod jego łopatką.

- Nareszcie! - wykrzyknęłam znalazłszy się w pokoju. Blondyn rzucił mnie na łóżko. Kiedy spostrzegłam jego uśmieszek wiedziałam, że się pospieszyłam. Nie zważając na przyglądających się nam kumpli, rzucił się na mnie z pazurami. Wybuchłam śmiechem. Łaskotał mnie jeszcze trochę i dał spokój.


You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 01, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

PojmanaWhere stories live. Discover now