— ¡Hola seniorita! - powiedział ciepłym głosem przystojny, opalony mężczyzna, który najwyraźniej był tu pielęgniarzem.
— CO? JA NIE MÓWIĆ PO HISZPAŃSKU! - odpowiedziałam.
— Żartowałem. - zalotnie się uśmiechnął. Witam panią na rutynowych badaniach, proszę zdjąć koszulę i ustać na wadze.
— Czy to konieczne?
— Tak.
Przez to, że on był tak strasznie przystojny, wstydziłam się rozebrać. Moje ciało lata świetności miało dawno za sobą. Teraz wygląda jak pomarszczona morela. Niestety, musiałam zdjąć moją koszulę i pokazać się tak, jak stworzył mnie Bóg.
— Ulalala, pani Grażyno, ale pani ma ciałko!
— A daj pan spokój! Moje ciało jest brzydkie! - powiedziałam z przekonaniem w głosie.
— No dobra, jak pani uważa. Proszę wejść na wagę.
Weszłam na wagę, pokazała osiemdziesiąt sześć kilogramów. Trochę się podłamałam, bo kiedyś ważyłam mniej.
— Powiem szczerze, nie jest najlepiej. Wprowadzimy do pani jadłospisu dietetyczne produkty, aby do końca pobytu tutaj, udało się pani zrzucić przynajmniej dziesięć kilogramów.
— Dobrze, do widzenia!
— Moment, to jeszcze nie koniec.
— A co jeszcze?
— Ile pani ma lat?
— Dwadzieścia, a co?
— Nie, nic. Proszę już wracać do pokoju.
Ubrałam się i wyszłam.
— Barbara, jaki on jest przystojny!
— Uważaj na niego, to podstępna żmija. Już nie raz przez niego trafiłam na elektrowstrząsy!
— Żartujesz sobie? Wydawał się sympatyczny.
— Wydawał, w rzeczywistości jest o wiele inny.
— Dziękuję kochana.
Po odbytej konwersacji postanowiłam się położyć, zasnęłam. Obudziłam się w nocy, stała nade mną zakonnica. Nie mogłam skojarzyć jej twarzy. Powiedziała mi, tylko żebym wstała i poszła z nią.
— Pani Grażyno, oto pani nowy pokój.
— Jak to? Czemu?
— Pani lokatorka miała na panią zły wpływ, więc postanowiliśmy was rozdzielić.
— CO?! - wrzasnęłam.
— Niestety, to nie mój pomysł, takie dostałam zalecenie od dyrektora. A teraz niech pani się położy i śpi.
— Dobranoc. - powiedziałam, położyłam się, załkałam i usnęłam.
Obudził mnie głos. Głos tak przeszywający i niesympatyczny, że obudziłby trupa.
— ŚNIADANIE! PROSZĘ WSTAWAĆ. - krzyknęła nieznana mi osoba.
— A co na śniadanie?
— Frytki.
— Przecież miałam mieć wprowadzone do diety produkty niskokaloryczne.
— Pani, toć frytki są niskokaloryczne. Żryj to albo zabieram.
— No dobra, zjem.
Dawno nie jadłam nic tak obrzydliwego. Śmierdziały tłuszczem sprzed kilku tygodni. Były twarde jak kamienie, nie dało się ich nawet przegryźć. Wyrzuciłam je do kosza.
Po śniadaniu usłyszałam w radiowęźle.
— Grażyna Jackson proszona na terapię do gabinetu numer pięćdziesiąt dwa.
Po kilku minutach byłam już pod gabinetem, zapukałam i weszłam.
— Dzień dobry.
— Witam. - uśmiechnęłam się i usiadłam.
— Dzisiaj poruszymy temat pani przeżyć w willi w Zbąszynku Wielkim.
Zemdlałam.
— Pani Grażyno! Pani Grażyno! Proszę się obudzić! - krzyknęła siostra Genowefa.
— Co, co się dzieje? Gdzie ja jestem? Gdzie jest Janusz?
— Zemdlała pani, jest pani w bezpiecznym miejscu. Proszę wstać i położyć się na kozetce, przełożymy dzisiejszą rozmowę na inny termin.
Przytaknęłam, wstałam i położyłam się.
Po kilkunastu minutach poczułam się na siłach, aby wyjść i wrócić do pokoju. Akurat trafiłam na porę obiadu. Ponownie przyszła ta stara, wredna raszpla.
— Co na obiad?
— Frytki.
— Ja pierdole.
— Nie pierdol pani, tylko żryj.
Z wielkim trudem uśmiechnęłam się i zaczęłam jeść mój przepyszny obiad.
— Obrzydlistwo! - wrzasnęłam i ponownie wyrzuciłam moje jedzenie do śmietnika.
CZYTASZ
Grażyna Horror Story: Asylum
HorrorPo dramatycznych wydarzeniach w Zbąszynku Wielkim Grażyna Jackson trafia do szpitala psychiatrycznego, prowadzonego przez zakonnice. Czy w natłoku problemów poradzi sobie ze wszystkim i opuści koszmarną placówkę?