Rozdział II

175 19 4
                                    

   —  ¡Hola seniorita! - powiedział ciepłym głosem przystojny, opalony mężczyzna, który najwyraźniej był tu pielęgniarzem.

—  CO? JA NIE MÓWIĆ PO HISZPAŃSKU! - odpowiedziałam.

—  Żartowałem. - zalotnie się uśmiechnął. Witam panią na rutynowych badaniach, proszę zdjąć koszulę i ustać na wadze.

—  Czy to konieczne? 

—  Tak.

Przez to, że on był tak strasznie przystojny, wstydziłam się rozebrać. Moje ciało lata świetności miało dawno za sobą. Teraz wygląda jak pomarszczona morela. Niestety, musiałam zdjąć moją koszulę i pokazać się tak, jak stworzył mnie Bóg.

—  Ulalala, pani Grażyno, ale pani ma ciałko! 

—  A daj pan spokój! Moje ciało jest brzydkie! - powiedziałam z przekonaniem w głosie.

—  No dobra, jak pani uważa. Proszę wejść na wagę.

Weszłam na wagę, pokazała osiemdziesiąt sześć  kilogramów. Trochę się podłamałam, bo kiedyś ważyłam mniej. 

—  Powiem szczerze, nie jest najlepiej. Wprowadzimy do pani jadłospisu dietetyczne produkty, aby do końca pobytu tutaj, udało się pani zrzucić przynajmniej dziesięć kilogramów. 

—  Dobrze, do widzenia! 

—  Moment, to jeszcze nie koniec.

—  A co jeszcze?

— Ile pani ma lat?

—  Dwadzieścia, a co?

—  Nie, nic. Proszę już wracać do pokoju.

Ubrałam się i wyszłam.

—  Barbara, jaki on jest przystojny! 

—  Uważaj na niego, to podstępna żmija. Już nie raz przez niego trafiłam na elektrowstrząsy!

—  Żartujesz sobie? Wydawał się sympatyczny.

—  Wydawał, w rzeczywistości jest o wiele inny.

—  Dziękuję kochana.

Po odbytej konwersacji postanowiłam się położyć, zasnęłam. Obudziłam się w nocy, stała nade mną zakonnica. Nie mogłam skojarzyć jej twarzy. Powiedziała mi, tylko żebym wstała i poszła z nią. 

—  Pani Grażyno, oto pani nowy pokój. 

—  Jak to? Czemu? 

—  Pani lokatorka miała na panią zły wpływ, więc postanowiliśmy was rozdzielić.

—  CO?! - wrzasnęłam.

—  Niestety, to nie mój pomysł, takie dostałam zalecenie od dyrektora. A teraz niech pani się położy i śpi.

—  Dobranoc. - powiedziałam, położyłam się, załkałam i usnęłam.

Obudził mnie głos. Głos tak przeszywający i niesympatyczny, że obudziłby trupa.

—  ŚNIADANIE! PROSZĘ WSTAWAĆ. - krzyknęła nieznana mi osoba.

—  A co na śniadanie?

—  Frytki. 

—  Przecież miałam mieć wprowadzone do diety produkty niskokaloryczne.

—  Pani, toć frytki są niskokaloryczne. Żryj to albo zabieram.

—  No dobra, zjem.

Dawno nie jadłam nic tak obrzydliwego. Śmierdziały tłuszczem sprzed kilku tygodni. Były twarde jak kamienie, nie dało się ich nawet przegryźć. Wyrzuciłam je do kosza. 

Po śniadaniu usłyszałam w radiowęźle.

—  Grażyna Jackson proszona na terapię do gabinetu numer pięćdziesiąt dwa.

Po kilku minutach byłam już pod gabinetem, zapukałam i weszłam.

—  Dzień dobry. 

—  Witam. - uśmiechnęłam się i usiadłam.

—  Dzisiaj poruszymy temat pani przeżyć w willi w Zbąszynku Wielkim.

Zemdlałam.

—  Pani Grażyno! Pani Grażyno! Proszę się obudzić! - krzyknęła siostra Genowefa.

—  Co, co się dzieje? Gdzie ja jestem? Gdzie jest Janusz?

—  Zemdlała pani, jest pani w bezpiecznym miejscu. Proszę wstać i położyć się na kozetce, przełożymy dzisiejszą rozmowę na inny termin.

Przytaknęłam, wstałam i położyłam się. 

Po kilkunastu minutach poczułam się na siłach, aby wyjść i wrócić do pokoju. Akurat trafiłam na porę obiadu. Ponownie przyszła ta stara, wredna raszpla.

—  Co na obiad?

—  Frytki.

—  Ja pierdole.  

—  Nie pierdol pani, tylko żryj. 

Z wielkim trudem uśmiechnęłam się i zaczęłam jeść mój przepyszny obiad. 

—  Obrzydlistwo! - wrzasnęłam i ponownie wyrzuciłam moje jedzenie do śmietnika. 



Grażyna Horror Story: AsylumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz