Rozdział I

212 16 5
                                    

  —  Imię?

—  Grażyna.

—  Nazwisko?

 —  Jackson.

  —  Słucham???

—  Jackson!!! Głucha jesteś! - wrzasnęłam.

—  Pani Grażyno spokojnie, po prostu wolę się upewnić, zamiast napisać źle. 

—  No dobrze, niech będzie. Tak, moje nazwisko brzmi Jackson. - westchnęłam.

—  Dobrze, więc to tyle. Siostra Anastazja zaprowadzi panią do pokoju i opowie o naszym zakładzie. Może pani już iść. Do zobaczenia! - powiedziała miłym tonem starsza pani.

— Ty jesteś ta Grażyna Jackson? - usłyszałam gruby głos zza swoich pleców.

—  Tak to ja, a kto pyta? 

—  Siostra Anastazja, będę twoją opiekunką na czas pobytu.

—  Dobrze, więc niech siostra teraz zaprowadzi mnie do mojego pokoju.

—  Oczywiście, zapraszam za mną.

Co się stało? Co ja tu robię? Przez tą głupią willę trafiłam do szpitala psychiatrycznego. Czuję się tu taka osamotniona. Przede wszystkim nadal nie wiem, co stało się mojej ukochanej córeczce. Czy ona naprawdę zmarła? Czy może ja miałam jakieś omamy? Nie mam kompletnie pojęcia, to wszystko mnie strasznie przytłacza. Muszę jak najszybciej stąd wyjść i wyjaśnić całą sprawę. Mam nadzieję, że wkrótce odwiedzi mnie tu Janusz i opowie mi o wszystkim.

—   Pokój numer dziewięćdziesiąt sześć należy do Ciebie i twojej współlokatorki-Basi. Na łóżku leży mydło, szczoteczka i ręcznik. Rozgość się. - uśmiechnęła się i odeszła.

Od razu weszłam do pokoju. Na łóżku obok zobaczyłam kobietę w podeszłym wieku, z długimi czarnymi włosami. Była blada jak ściana, co potęgowało jej wygląd. Z początku trochę się przestraszyłam, ale moja współlokatorka odezwała się pierwsza.

  —  Hej, jestem Barbara Streisand. Od dzisiaj będziemy razem mieszkać. 

  —  Witam cię serdecznie, nazywam się Grażyna Jackson.

—  O cholera, ale masz fajne nazwisko! - krzyknęła z entuzjazmem.

—  Dzięki, kochana jesteś. Myślę, że się dogadamy i zostaniemy przyjaciółkami. Co ty na to?

—  Tak! Tak! Tak! Wreszcie odnalazłam tu swoją bratnią duszę! - ponownie krzyknęła, podbiegła do mnie i przytuliła się.

—  Basia! Co ty wyprawiasz?! Jeszcze ktoś nas zobaczy i zostaniemy ukarane! - powiedziałam stanowczo.

—  Aj przestań, tyle razy brali mnie na elektrowstrząsy, że już nic nie czuję. 

—  Na co cię zabierali?! 

—  Elektrowstrząsy... Nie wiedziałaś o tym? Ten szpital to jedna wielka klika, gdy podpiszesz chęć leczenia się w nim, mają nad tobą totalną kontrolę. Grażynko, pamiętaj moje słowa. Nie sprzeciwiaj się, nie pyskuj, nie wyzywaj sióstr, bo może cię za to czekać sroga kara. A nie chciałabym, żeby coś ci się stało. Wydajesz się naprawdę bardzo ciekawą osobą i głupio by było, jakby od razu skierowali cię na elektrowstrząsy. Pierwszy raz jest najgorszy, masz wrażenie, jakbyś umierała. Twoje serce zaczyna bić z nieprawdopodobną prędkością. Łzy napływają ci do oczu, a pot leje się z ciebie ciurkiem. Niektórym leci nawet krew z nosa. Uwierz mi kochana, nie chcesz tego poczuć na własnej skórze.

Stałam jak zdębiała, nie wierzyłam w słowa Basi. Czy ten szpital to jedna wielka ściema? Czułam się oszukana przez tę starą babę w recepcji. Mówiła, że pobyt tutaj pomoże mi w wyleczeniu siebie. Zapomnieniu o tym, co przydarzyło mi się w Zbąszynku Wielkim, a okazuje się, że cały czas będę musiała się o siebie martwić. Martwić tym, żeby nie powiedzieć nic złego, żeby odpowiednio się zachowywać. Jasna cholera! Czy mnie całe życie muszą spotykać nieprzyjemności?! Cały czas mam pod górę.

—  Grażynko? Wszystko okej? - powiedziała troskliwym tonem Basia.

—   Tak, tak. Po prostu się zamyśliłam. Dziękuję, że powiedziałaś mi to wszystko, czuję się teraz bezpieczniej. 

  —  Ależ nie ma za co! W końcu od tego są przyjaciele. - ponownie mnie przytuliła. 

Po mojej rozmowie z Basią postanowiłam przejść się po moim piętrze. Wszystkie ściany były białe jak mleko, nawet krzesła były białe. Na sufitach wisiały jarzeniówki. Lata świetności miały już dawno za sobą. Co chwilę zapalały się i gasły. Momentami czułam się jak w jakimś tanim horrorze. Chociaż nie, ten szpital to tani horror, więc ten korytarz tylko wszystko potęgował. Po pięciu minutach spaceru ujrzałam dziwną osobę. Leżała skulona w kłębek i czekała przy sali numer sto dwa. Podeszłam i spytałam:

—  Wszystko w porządku? Wyglądasz nie za dobrze. Mogę ci w czymś pomóc?

—  Uciekaj, uciekaj! Jeżeli cię zauważą, to zabiorą cię na elektrowstrząsy!

—  O czym ty do mnie mówisz człowieku??? Niby za co??? Oszalałeś???

—  Głucha jesteś starucho?! Idź stąd?!

—  Starucho?! O ty niewychowany gnoju! Ja ci dam staruchę! Czy dla ciebie kobieta w wieku dwudziestu lat jest stara?! Zaraz dostaniesz klapsa!!!

W tym momencie przypomniały mi się słowa Basi, postanowiłam uciec, a tego niewychowanego bachora zostawić w spokoju. Wróciłam od razu do pokoju i zauważyłam dwóch wysokich mężczyzn szarpiących się z moją współlokatorką.

—  Puśćcie mnie! Gdzie wy mnie zabieracie?! - krzyknęła przerażona Basia.

—  Nie panikuj, tylko na małe badania. - opowiedziała siostra Stefania. Jesteś ze mną bezpieczna, pamiętasz co ci mówiłam, gdy cię poznałam? Na mnie zawsze możesz liczyć.

No tak, ta stara raszpla była jej opiekunką, a stosowała wobec niej metody godne psychola, który zamyka swoje ofiary w piwnicy i je męczy.

—  Kto to?! To twoja nowa współlokatorka?! Ta wariatka, o której trąbi cały szpital?!

—  Ej, ej, uważaj na słowa, siostro. - odpowiedziałam oburzona.

—  No nic, miałam ci tylko przekazać zaproszenie od siostry Genowefy, która przebywa w pokoju numer pięćdziesiąt dwa. - powiedziała i wyszła wraz z Basią.

Kompletnie nie wiedziałam gdzie iść. Może na dół? Może na górę? Uruchomiłam swój mózg. Skoro mój pokój jest na drugim piętrze, a dalej są tylko wyższe numerki to... Tak! Eureka! Musiałam zejść na dół. 

—  Tylko gdzie są schody? - westchnęłam i poszłam ich szukać.

Po kilku minutach poszukiwania udało się, od razu zeszłam na dół i ujrzałam pokój, którego szukałam. Podeszłam, zapukałam i usłyszałam ciche:

—  Zapraszam! 

Weszłam, ujrzałam przed sobą siostrę w podeszłym wieku. Swoją młodość musiała przeżyć bardzo dawno temu, bo na jej twarzy było tyle zmarszczek, że siedząc naprzeciwko niej trzydzieści minut, nie mogłam ich zliczyć.

  —  Grażynko, usiądź. Nazywam się Genowefa i od dzisiaj jestem twoją terapeutką. Będziemy rozmawiały o trudnych tematach i o twoich przeżyciach z dzieciństwa i dorosłości. Postaramy się dowiedzieć, czemu tu jesteś. 

Wydawała się miła, chyba jako jedyna osoba tutaj.

—  Kontynuując, na początku muszę przeprowadzić z tobą wywiad i to będzie dzisiaj na tyle. Jutro porozmawiamy o twoim zdarzeniu, przez które tu trafiłaś.

—  Zaczynajmy. - odpowiedziałam.

Po godzinie wyszłam z gabinetu i od razu podążyłam na schody, wróciłam do pokoju i położyłam się. Basi nadal nie było, więc postanowiłam się zdrzemnąć. Obudził mnie czyjś głos:

—  Wstawaj! Wstawaj! Powiedziałam, wstawaj kobieto! 

—  Ale co się dzieję, o co chodzi?

—  Musisz iść na badania! 

—  Ech, dobrze.

Wstałam i poszłam w stronę wielkich drzwi z napisem „BADANIA".


Grażyna Horror Story: AsylumOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz