XVI.

74 8 34
                                    


10 XI 2016

Liście. Jesienne liście mieniące się na tysiące kolorów z czego każdy jest inny, odmienny od poprzedniego. Zwrócony w inną stronę, pod innym kątem spoglądający na świat. Jestem pewna, że by ci się spodobało. Mroczne, jesienne spacery. Jestem pewna. Pewna, że chciałabym, byś był tu teraz, kiedy wracam wspomnieniami do owych dni, w którym nasze ciała i dusze były jednością w tym najlepszym znaczeniu. Nigdy więcej bólu. Czemu życie lubi pisać same smutne scenariusze?

Myślę, że ludzie nie doceniają piękna. Myślę, że natura jest idealna. Popatrz. Takie niebo przy zachodzie słońca – ono jest piękne samo w sobie. Te kolory, od żółtego po niebieski i fiolet a także róż. Deszcz jest idealny, gdy chmury robią się szare, mając perfekcyjny odcień, zupełnie jak twoje oczy, gdy były smutne. Chodzę i przyglądam się owej naturze, jakby z podziwem, spoglądając na jej wytwory. Te liście, ten lekki deszcz. Wszystko magiczne, a jednak z nutą melancholii w tym stylu, który zdaje się być rozumiany tylko przez niektórych. Jesień. Nasza pora roku. Definicja naszych charakterów.

Minął miesiąc. To jest tak do cholery zabawne, że wiem to nawet nie spoglądając w kalendarz. Dlaczego mi to robisz? Drażnisz się i sprawiasz, że drżę na całym ciele tuż przed tobą, niezdolna do walki z samą sobą. Mam przeklętą ochotę powyrywać sobie włosy. Trzecia kawa wcale nie pomaga, bo jestem senna, a nie chce zamykać oczu, bo wciąż widzę twoją twarz. Nie znoszę uczucia kompletnej bezradności względem tego błękitu.

Precz! Opuść moje myśli, zostaw mój świat w spokoju. Nie istniejesz! Zostaw mnie, Adam. Daj żyć! Nienawidzę Cię i kocham tak bardzo jednocześnie. Zniszczyłeś. Gorzej, niż zrobiłeś to wcześniej.

24 stycznia nie był dniem pięknym, nie był też dniem przesyconym brzydotą. Był zwyczajny – wyprany z wszelakich epitetów i określeń, czy tez wyszukanych metafor. Ciemne chmury gromadziły się na niebie, przez cały czas jakby odwlekając ulewę na później. Nie bałam się deszczu. Byłam statycznie obojętna, nijak nastawiona do całego otaczającego mnie świata. W tej kwestii bardzo mnie zmieniłeś – pomogłeś nauczyć dostrzegać tak drobne szczegóły, jak chociażby szczerość ludzkich wyznań. I wiesz, do czego doszłam w niekrótkim czasie? Nie ma szczerych osób. Każdy jest fałszywy w mniejszym bądź większym stopniu. Oni wszyscy? Nienawidzą mnie tak samo, jak mogliby mnie kochać, czy mną gardzić. Emocja nie ma już znaczenia. Nie dbam o nich, nie dbałam. Nie będę dbać.

Leniwe przeciąganie się, zamieniło się w rezultacie we wpatrywanie się tępym wzrokiem w ścianę przede mną, na której dalej przy białej ramce lustra przyczepione było twoje zdjęcie. Moje pierwsze. To, w którym uśmiechasz się, nie wiedząc nawet, że cię obserwuję. Odgarnęłam kołdrę na bok, przechodząc na bosaka po ciemnych panelach, by wreszcie stanąć oko w oko z fotografią. Uśmiechnęłam się lekko, wodząc palcami po krzywiznach twojej twarzy, przywołując wspomnienia, by zadać sobie celowo ból. Nie miałeś wracać. Miałam nie oglądać twoich przeklęcie pięknych oczu już nigdy więcej i nigdy więcej nie być narażona na zatracenie się w błękicie. I owszem, zdawałam sobie sprawę z tego, że ludzie to tylko istoty zdolne do ciągłej pomyłki i ciągłego błędu.

Tym razem jednak moja ślepa wiara dała o sobie znać. Bo faktycznie byłam na tyle głupia i niedojrzała, by uznać, iż taka „miłość" faktycznie jest tylko bajką dla dzieci.

Fairy tales do not exist – powiedział do mnie niegdyś Księżyc, gdy pewnego wieczoru spojona czerwonym winem, zaczęłam opowiadać mu naszą historię, czyniąc z niej prawdziwie romantycznie tragiczną bajkę, zupełnie jakbym to ja grała Julię, a ty – Romea.

Yours sincerely❞ ┃pisane w listachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz