Zapraszam, kochani. Trzy rozdziały i epilog.
[H. Styles - Sign of the times]
3 XII 2016
Księżyc miał rację. Nie, nie ten na niebie, bo i on ma swoje dziwne tajemnice, których chyba nigdy już nie zrozumiem, choć początkowo sądziłam, że znam go całkiem dobrze. Nie.
To Księżyc, którego poznałam miał rację. Życie składa się głównie z cierpienia, Adam. Życie nie jest i nigdy nie będzie pieprzoną bajeczką. Nigdy nie będzie jedną z moich historii, które spisywałam w tym głupim zeszycie. Ludzie mylą się co do jego definicji, tak samo jak w przypadku miłości. Nie da się przeżyć go idealnie, a nawet dość dobrze. Nie potrafimy znaleźć dobrej definicji, na ten idealny i niebanalny byt. Bo gdyby tak spojrzeć na wszystkich razem i każdego z osobna – nie ma różnych osób. Na siłę staramy się być oryginalni, a w gruncie rzeczy i tak każda marna istota jest identyczna. W tych bardzo trudno jest być unikatem i kimś specjalnym. Trzeba się naprawdę postarać, by wybić się ze schematów.
Wiesz, ostatnio zastanawiało mnie, czemu nazwałam go Księżycem. Czy to przez specyficzne usposobienie? Czy też może przez nietypowe rozmowy, które odbywały się tylko nocą? Przypomniał mi. Powiedział, że został tak nazwany tylko i wyłącznie przez noc. Bo gdy myślałam nad przezwiskiem, dla owej dziwnej, choć niezwykle pociągającej i tajemniczej osoby, od razu wiedziałam, że nie mogę nazwać go inaczej.
Dorian pozwolił mi się zatracić. Na moment zapomnieć o problemie odrzucenia, który kojarzony był tylko z twoją osobą, A. To dzięki niemu na jeden wieczór przestałam myśleć, by zniknąć w zamian w jego ramionach. Nie, nie zakochałam się. To byłoby zbyt banalne i nieco ironiczne. Otrzymałam tylko to, czego chciałam. Byłam chciana. Przez chwilę. Lepsze to, niż nic, prawda?
Dlatego nie dziwiło mnie, że zniknął równie szybko jak się pojawił. Widok jego uśmiechu, słuchanie jego głosu czy zwyczajne patrzenie na jego osobę także bolało i przypominało o naszych upadkach. Był tak cholernie do ciebie podobny. Pozostając sobą, w moich oczach stał się kolejnym cieniem twojej osoby, jak każda kolejna napotkana na mojej drodze zabłąkana dusza, szukająca ukojenia, a może prawdziwej miłości. Problem tkwi w tym, że ja już nie chce kochać, nie potrafię.
Możesz dziwić się, czemu poruszam ten temat, zaraz po tym, jak wyjaśniłam ci jedną z kwestii. Przysłowiowy gwóźdź do mojej trumny, jaką były wspomnienia, zżerające mnie od środka. Wtedy nie byłam tak dobra w ukrywaniu emocji i zachowywaniu pozornej twarzy. Ja dopiero uczyłam się tej całej, popieprzonej gry, jaką jest fałszywe, drugie życie. W szkole i wśród znajomych – zawsze szczęśliwa, zawsze głośna i gadatliwa. W domu zaś, kiedy dookoła były tylko cztery ściany – płakałam, milczałam. Wpatrywałam się w drzewa za oknem i nie wiedziałam, co też takiego uczyniłam, by życie nienawidziło mnie tak bardzo. Bym już w tak młodym wieku doświadczyła całej tej marnej porażki. Czuję, że powoli przegrywam, że cały ten czas nie był nigdy wystarczające. Czemu nigdy nie starałeś się mnie nawet naprawić? Czemu potem przestałeś próbować?
I co ja mam zrobić?
Miłość ponoć nie mija w pięć minut, a ja w dodatku obiecałam sobie, że cię nie zapomnę, że jestem gotowa już zawsze pamiętać i nie martwić się o zapomnienie, które byłoby jak najbardziej przydatne. Chcę już w spokoju oddychać świeżym, czystym powietrzem, wolnym od zapachu twoich perfum.
I ta obojętność – to uderzyło we mnie najbardziej. Nawet nie to, że wróciłeś nagle, nagle też czyniąc ze mnie swoją dziewczynę, kochankę i przyjaciółkę, tak jak to sobie wymarzyłam. Stałeś się... przewidywalny? Zawsze uciekaliśmy jak najdalej od utartych schematów, a tym razem to ty starałeś się zachowywać je jak najbardziej, jakby nie odchodzić od przyjętych norm. Nie pamiętam, by bolało tak bardzo, jak wspomnienia kolejnej już nocy, którą spędziłam pijana gdzieś w ogrodzie, przy twoim domu, otoczona jedynie wczesnowiosennym deszczem.
CZYTASZ
Yours sincerely❞ ┃pisane w listach
Romansa「I'm just a little nightingale, who run away from sky and went to hell.」