#30 - One-Shot o śmierci mojej OC.

11 1 0
                                    

UWAGA!!!

Owy one-shot zawiera spoilery do rozdziału pięćdziesiątego siódmego mego FanFiction "Z kim się zadajesz, takim się stajesz."!

______________________________________________________

Tytuł: "Śmierć Tristitii."

Był dwudziesty czwarty grudnia, czyli Wigilia. Jednak, w naszej bazie, w tym roku był to bardzo smutny dzień. Tristitia była chora na Zespół Wilsona* i powoli umierała. Była chyba jedynym przypadkiem, na który nie działało lekarstwo na tę chorobę. Lekarstwo, które powstało dzięki mnie, gdyż podczas pandemii tej choroby, gdy jeszcze nie była ona znana, jako jedyny przeżyłem. Wiedzieliśmy, że umarłaby jeszcze w tym roku, gdyż takie były prognozy lekarzy. Cierpiała bardzo i nic, nawet środki przeciwbólowe, jej nie pomagały. A ja cierpiałem wraz z nią, patrząc, jak umierała. Obecnie siedzieliśmy przy niej, aby nie czuła się samotna. Ledwo powstrzymywałem płacz, gdy patrzyłem i słuchałem jak się męczyła. Miałem nadzieję, że jakiś cud by ją uratował. Jednak...


Następnego dnia, był pierwszy dzień świąt. Od samego rana siedzieliśmy przy mej córce, w której gasło życie. Chwilę potem, odwróciła ona w moim kierunku jej słaby wzrok i, najprawdopodobniej nie za dobrze mnie widząc, gdyż jednym z objawów tej choroby był pogarszający się wzrok, spytała umierającym głosem:

- Slade...Jesteś tu?

- Tak... - Odpowiedziałem zdławionym głosem.

- Czuję, że za chwilę umrę...Chciałam ci coś powiedzieć przed śmiercią...Byłeś dla mnie taki dobry przez te wszystkie lata...Tak o mnie dbałeś...

Po czym, na chwilę przerwała i wyjęła spod kołdry naszyjnik, który dawał i jej, i mi, nowe moce, po czym podała mi go, a gdy wziąłem owy przedmiot od niej, wypowiedziała swoje ostatnie słowa:

- Byłeś i jesteś moim ojcem, i tak też cię kochałam i kocham...

A następnie już na zawsze zamknęła oczy...


Widząc to, rozpłakałem się i to bardzo. Chwilę potem, poczułem że ktoś przytulił mnie. Nie widziałem, kto to był, gdyż miałem zasłonięte oko dłońmi, ale ja też odwzajemniłem przytulenie. Nigdy nie podejrzewałbym, że moja kochana Claire umarłaby przede mną. Jej śmierć bolała i to bardzo. Czułem, że to była moja wina. Lekarstwo na to cholerstwo zostało stworzone z moich przeciwciał, od mojego nazwiska została nazwana ta choroba, a tymczasem, lekarstwo nie uratowało Tristitii, więc technicznie to była moja wina. Chciałem umrzeć wraz z nią.


Jednak, któryś z obecnych przy Claire najprawdopodobniej po jej śmierci zadzwonił po pogotowie, gdyż po chwili zjawili się lekarze i zabrali Tristitię na noszach do karetki. Jej pogrzeb odbył się tydzień później. Nigdy nie przypuszczałbym, że dziewczynę, którą pokochałem ojcowską miłością, musiałbym grzebać. W czasie ceremonii pogrzebowej chyba najbardziej cierpiałem z powodu jej śmierci. Moje życie oficjalnie straciło sens. Pozostało się tylko zabić.


Lecz, nie zabiłem się tak od razu. Nawet, gdy większa część z obecnych w mej bazie osób, to jest mych innych uczennic lub uczennic Sebastiana, pogodziła się z jej śmiercią, ja nadal nie mogłem. Powoli przeradzało się to w depresję, ale co ja mogłem poradzić na to, że jej śmierć zniszczyła sens mojego życia? Nic, co do tej pory robiłem, nie sprawiało mi już radości. Całe dnie spędzałem w swoim pokoju, płacząc i często chodziłem na grób Tristitii. Pierwszy raz tyle płakałem, szczerze powiedziawszy.


Aż któregoś dnia, postanowiłem ze sobą skończyć. Wziąłem więc mocną linę i udałem się do pokoju Tristitii, w którym ona umarła, i w którym ja zamierzałem się powiesić. Będąc tam, wziąłem jakieś krzesło, które w owym miejscu się znajdowało, postawiłem je pod lampą wiszącą na suficie, po czym, nim zdążyłem chwycić linę tak, aby zaczepić ją o oświetlenie, poczułem że coś wytrąciło mi ją z ręki. Nie wypadła mi ona tak zwyczajnie z rąk, tylko COŚ ją wytrąciło.


Widząc to, odwróciłem się i, po zrobieniu tego, ujrzałem Tristitię. Jednak wiedziałem, że ona wspaniałym cudem nie powróciła do życia, gdyż wokół niej była jakaś biała poświata. Chwilę potem, nim zdążyłem jakkolwiek zareagować, powiedziała:

- Nie zabijaj się. Po prostu nie rób tego.

- Ale ja nie mogę bez ciebie żyć. Nic już nie daje mi tej samej radości co kiedyś. – Odpowiedziałem jeszcze zapłakanym głosem, gdyż przed przyjściem tutaj płakałem.

- Ja wiem. Mi też ciebie brak w zaświatach, ale proszę cię, nie rób tego. Pomyśl o innych. Vega cię kocha i nie przeżyłaby twojej straty, to samo z Slavicon, o ta druga po twojej śmierci chyba poszłaby w twoje ślady, Sebastian cię lubi...Masz wiele osób, dla których jesteś kimś ważnym i twoja śmierć zawaliłaby ich świat, w jakimś stopniu.

- Ale twoja śmierć jest moją winą.

- To nie jest twoja wina. Wiadomo, lekarstwo powstało z twoich przeciwciał, ale nie mogłeś wiedzieć wtedy, gdy ją przeżyłeś, że ja też bym na to zachorowała i, że nic by mi nie pomogło.

Po czym, przytuliła się do mnie i powiedziała:

- I zrób to też dla mnie.

Jednak, po chwili, gdy mrugnąłem, ona zniknęła, a do pokoju otworzyły się drzwi.

Chwilę potem, w progu ujrzałem Vegę. Widząc mnie, spytała:

- Slade? Rozmawiałeś z kimś?

- Nie...Musiało ci się wydawać. – Skłamałem, gdyż gdybym powiedział jej prawdę, to by mi nie uwierzyła.

Lecz, w tym momencie, zwróciła ona uwagę na krzesło i na linę leżącą na podłodze. Widząc to, spojrzała na mnie z przerażeniem i zapytała:

- S-Slade? Czy ty się chciałeś zabić?

Nim zdążyłem odpowiedzieć, ta rozpłakała się, rzuciła się w moje ramiona i, gdy ja również ją przytuliłem, rzekła zapłakanym głosem:

- Proszę cię...Nie zabijaj się...Błagam...Nie przeżyję śmierci kolejnego z nas, a tym bardziej ciebie...

W tym momencie, słowa Tristitii nabrały sensu. Miałem jeszcze dla kogo żyć..


Postanowiłem nie zabijać się. Śmierć Tristitii nam wystarczyła i zrozumiałem, że oni nie darowaliby sobie, gdybym i ja zginął...

_________________________________________

*Zespół Wilsona – Choroba,którą wymyśliłam na potrzeby jednego rozdziału mego FanFiction „Zkim się zadajesz, takim się stajesz.".    

Ich Hasse Dich, msmaddiebooks, oder Zeichnungherausforderung.Where stories live. Discover now