Oto pierwszy rozdział nowego opowiadania :) mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu.
Beta: fine-by-me
Ilość słów: 2476♧
Louis miał dość, ale wiecie, tak na serio dość. Najchętniej to nigdy więcej nie wychodziłby ze swojego przytulnego mieszkania, mieszczącego się niedaleko centrum Nowego Jorku. Szczególnie w dni takie jak ten, kiedy śnieg potrafił sypać godzinami, a wiatr wiać z zawrotną prędkością Jakby tylko pogoda była lepsza, to i praca przy organizowaniu ślubów również.Westchnął głośno, idąc białą ulicą. Jego wzrok zatrzymywał się na odzianych w biel koronach drzew, czy też na małych, migających światełkach. Pomimo kompletnie zniszczonego przez klienta humoru był wyciszony i nawet zadowolony. Podśpiewywał pod nosem jedną z wiosennych pieśni, a śnieg dookoła niego delikatnie topniał. Dwudziestosześciolatek dokładnie pamiętał te czasy, kiedy czarodzieje byli rzadkim widokiem na amerykańskich ulicach. Pamiętał te czasy, kiedy za użycie magii były kary boleśniejsze od tortur. Lecz to była przeszłość, którą chciał wyrzucić z pamięci. Nie zwracając uwagi na mały tłumik, który zebrał się przed wejściem do jego mieszkania, zaglądnał do skrzynki. Dopiero kiedy usłyszał jak ktoś rzuca zaklęcie uspokajające podniósł głowę znad rachunków. Przy drzwiach wejściowych znajdowała się skulona postać. Jej ramiona drżały jakby od tlumionego bólu. Kiedy jedna z kobiet znajdujących się w tłumie, próbowała podejść do tejże osoby, ta warczała.
Wilkołak. Na pewno...chociaż?
Louis poczuł coś dziwnego w żołądku, kiedy pewnym krokiem ruszył w stronę swoich drzwi wejściowych. Ludzie odsuwali się widząc dziwną aurę, jaką wytwarzał wokół siebie młody mężczyzna. Tomlinson bez zbędnych słów chwycił warczącego chłopaka za ramię. Jego uścisk był wręcz stalowy, kiedy podniósł drżące ciało do pionu. Wtem zielone oczy spojrzały na niego, a Louis wiedział, że jest skończony. W tej zieleni, którą widział tyle razy. Pokręcił głową, równocześnie pchając drzwi. Wtoczył się do środka z chudym, bardzo lekkim ciałkiem. Chłopak całkowicie opierał się na Louisie. Jak tylko znaleźli się w cieple, z zielonych oczu zaczęły uciekać słone krople, które moczyły materiał płaszcza szatyna. Czarodziej wziął kilka głębokich oddechów, nim ruszył dalej. Jego ramię chwyciło chudą talię, żeby było mu wygodniej. Możliwe, że spodziewał się jakiegokolwiek oporu. Nie napotkał jednak żadnego, więc poprowadził chłopaka do gościnnej sypialni, która uszykowana była na wypadek, gdyby któraś z sióstr Louisa chciała wpaść. W środku nie było nic poza dwiosobowym łóżkiem, dwoma stolikami po prawej i lewej stronie posłania oraz niedużej komody stojącej w nogach łóżka. Wszystko utrzymane w bieli i szarości. Jedynymi kolorowymi akcentami były zielone zasłony oraz ciemnozielona pościel. Louis delikatnie umieścił nieznajomego na materacu. Dopiero teraz miał szansę spojrzeć na niego. Krótkie włosy w odcieniu gorzkiej czekolady, twarz jak u modela, gładkie policzki, różowe usta, zgrabna szyja, szerokie barki otulone jedynie bluzą, wąskie biodra oraz te nogi. Młody mężczyzna znajdujący się tuż przed nim był wyższy od niego o głowę, lecz na pewno o wiele, wiele chudszy. Louisa aż zmroziło na widok bosych stóp. W jednej chwili dookoła niego zaczęły latać grube skarpety, wygodne, szare dresowe spodnie oraz duży, ciepły sweter i bluza. Wypuścił drżący oddech, średnio będąc gotowy na zobaczenie tułowia i nóg chłopaka.
Teraz albo nigdy.
W kilku krokach znalazł się obok nieprzytomnego chłopaka. Szybko pozbył się z niego mokrej bluzy. Jego oczom ukazała się mleczna skóra pełna tatuaży oraz blizn. Louis przełknął ślinę. Jego wzrok skanował każdy odcinek osłoniętej skóry. Chciał pochylić się i...jedynym ruchem założył na niego bluzę oraz sweter. Następne były spodnie. Zrobił to równie szybko, nawet nie patrząc na kuszące bielą uda. Wcale. Jego wzrok nie zatrzymał się na nich nawet na sekundę. Na koniec założył grube skarpety, po czym wyszedł z pokoju z mokrymi rzeczami. Rzucił je na ziemię w łazience, nie mając czasu ani siły się nimi zajmować. Ruszył w stronę swojej torby, kiedy nagle ktoś otworzył drzwi. Do środka wpadła młoda dziewczyna, mniej więcej w jego wieku. Znał ją dobrze. Jej pudrowe włosy były mokre od śniegu, a trepy zostawiały białe ślady na podłodze.
CZYTASZ
Vanguard
Fanfiction[ Awangardowy -1. książkowo: taki, który wyprzeda swoją epokę, wprowadza coś nowego w jakiejś dziedzinie, np. nowe idee, pomysły, metody; nowatorski, przodujący, postępowy, prekursorski; 2. związany z awangardą - kierunkiem w sztuce XX wieku, charak...