Część trzecia : Kolorowe skarpetki

320 54 6
                                    

Witajcie! Oto kolejny rozdział, mam nadzieję, że sie wam spodoba :)
Ilość słów: 2288



To był błąd. 

Teraz Louis miał pełne prawo się do tego przyznać. Harry mieszkał tu już miesiąc, a on jest zauroczony. Jak ten chłopak był tak inny, dziwny, że to aż momentami słodkie. Chłopak w sobotę, po swoim pobudzeniu, znalazł swój telefon, na podłodze w pokoju gościnnym.  Oczywiście wyłączony, ponieważ bateria padła, jednak kiedy znowu go uruchomił, zadzwonił do swojej pracy, gdzie wszystko wytłumaczył i na szczęście nadal miał gdzie zarabiać pieniądze. Lecz z tego co Louis wiedział, gorzej było z przyjaciółmi Harry’ego, którzy stwierdzili, że zrobią najazd na nowe mieszkanie przyjaciela. Takim sposobem on, Louis Tomlinson, oczekiwał trójki przyjaciół Harry’ego. Nadal nie wiedział jak chłopak odzyskał swojej rzeczy z starego mieszkania, ale nie chciał w to wnikać. Czy coś było pomiędzy nim a jego współlokatorem? Nie...za bardzo. Często miał wrażenie, że Harry mu się przyglądał z czymś w rodzaju tęsknoty, jednak to było niemożliwe. Nawet Ana i Xavier wyśmiali go kiedy, powiedział im to na jednym z ich wspólnych lunchy. Miał okropnych przyjaciół.

Dogadywanie się z Harrym było łatwe. Było czymś naturalnym.  Louis czuł, jakby przez całe swoje życie nie robił nic innego poza dogryzaniem Harry’emu, śmianiem się z nim czy rozmawianiem. Każda z tych czynności nie była wymuszona, wszystko było takie jak oddychanie. Lecz była też ta ciemna strona, ta, o której Louis wołał nie wiedzieć i nie miał o niej pojęcia aż do piątkowego wieczoru.

Louis brał akurat prysznic, ponieważ za godzinę mieli przyjść przyjaciele Harry’ego na ich maraton filmowy, a on chciał być gotowy, żeby się dobrze zaprezentować. Wtem to usłyszał.  Zakładał przez głowę luźny t-shirt, kiedy do jego uszu doszło mruczenie połączone z miauczeniem i warczeniem. Było ono pełne łamiącego serce bólu. Louis w jednej sekundzie znalazł się na dole. Dźwięki dochodziły z pokoju Harry’ego. Niewiele myśląc wbiegł tam. Na łóżku leżała pantera zwinięta w kłębek, niczym zwyczajny dachowiec. Jak tylko usłyszała dźwięk otwieranych drzwi, uniosła pysk w stronę Louisa. Zielone, zaszklone oczy zwierzęcia patrzyły przez chwilę w te ludzkie, niebieskie. Wtem zwierzę uniosło się, gotowe do skoku. Louis zrobił jeden, później dwa kroki w tył. Chciał się odwrócić i uciec, tak jak podpowiadał mu instynkt. Lecz nie zrobił tego. Stał przed pokojem Harry’ego, patrząc jak zwierzęca forma chłopaka przymierza się do skoku na niego. Zielony kolor tęczówek został zastąpiony czernią i właśnie w tym momencie czarodziej był pewien, że zwierzęca cześć duszy przejęła kontrolę.  Powinien się bać, prawda? Jednak nie bał się, czuł się kompletnie bezpiecznie, kiedy wielkie ciało skoczyło na niego, zwalając go z nóg. Louis zrobił gwałtowny ruch nadgarstkiem, dzięki czemu upadł na miękkie podłoże. Jego głowa nie była roztrzaskana i to się liczyło. Ciepłe powietrze uderzyło w jego krtań, kiedy zwierzę układało się na nim. Gorąco pokryło go od brody do czubków palców. Harry naprawdę był długi, jak na kota przystało.  Czarna pantera rozłożyła się na nim tak, że przednimi łapami obejmowała jego ramiona, a tylnymi biodra. Zachowywała się jak człowiek poszukujący komfortu. Louis uniósł dłoń i powolnymi, podłużny mi ruchami zaczął głaskać szyję zwierzęcia.

Błagam, nie zjedz mnie.  Błagam, nie zjedz mnie. Błagam, nie zjedz mnie.

Odsapnął, kiedy z głębi gardła Harry’ego zaczęło wydobywać się mruczenie.  Drugą dłonią zaczął drapać ucho kota, a Louis zastanawiał się, jak on do cholery miał zamiar otworzyć drzwi dla gości?

Pół godziny leżenia i jeden spokojnie oddychający, wielki kot później, rozległo się pukanie do drzwi.

- Kurwa. -  Przeklnął Louis, zostawiając ucho kota w spokoju, na co Harry tylko nim strzyknął. Za pomocą magii otworzył drzwi do swojego mieszkania. Wiedział, jak to musiało wyglądać. On, leżący na środku korytarza z panterą na sobie. – Proszę! – krzyknął, kiedy nikt nie się nie pojawiał. Wtem do środka wszedł model. Najprawdziwszy model. Z ciemną karnacją, czarnymi oczami oraz wspaniale ułożonymi włosami. Ów model zatrzymał się w wejściu i z otwartymi oczami przyglądał się Louisowi. - Um, cześć? Jestem Louis i czy mógłbyś mi pomóc, żebym mógł się z tobą przywitać, przyjacielu Harry’ego numer jeden? – zapytał z uśmiechem szatyn. Najwidoczniej te słowa otrzeźwiły modela na tyle, by szybko pokiwał głową.

-Tak, tak, jasne wybacz. Jestem Zayn, a Liam i Nick zaraz tu będą i ci pomogą, okej?

-Taa cokolwiek. Więc Zayn, rozgość się. Kurtkę możesz powiesić przy wejściu, a buty też tam zostawić. Jeśli chcesz, to kapcie są w brązowej szafce. Nie krępuj się. – powiedział Louis, nadal się uśmiechając, nie za bardzo zwracając uwagę na to, co robił z rękami. Jego dłonie wróciły do głaskania miękkiej sierści, przez co Harry mruczał jak nakręcony.

Zayn podszedł do niego i usiadł obok, tak że mógł się przyjrzeć nowemu współlokatorowi Harry’ego. Musiał przyznać, że ten jest inny. Aura mężczyzny leżącego pod jego najlepszym przyjacielem była przyjemna. Pachniał jak dom i curry, oraz czuć było, w tym domu jest bezpiecznie. Widocznie tym razem Harry dobrze wybrał...chociaż, czy aby na pewno? Może pod tą uśmiechnięta twarzą, Louis nie był tym, za kogo się podawał? Ale chyba Zayn nie powinien go za szybko osądzać. Widział go po raz pierwszy w życiu, a już...

- Koleś, ja wiem, że jestem piękny, ale nie gap się tak. Do tego twoja aura ma dwa kolory, co znaczy, że kogoś masz, więc błagam. Nie chcę mieć przypału, jak twój facet zobaczy ciebie gapiącego się na mnie.  – roześmiał Się Louis, a Zayn stwierdził, że jednak go nie lubi. Żart. Mulat pokręcił z rozbawieniem głową.

- Spokojnie, jedyną osobą wartą gapienia się na nią jest mój szczeniak. - odpowiedział, spoglądając na zegarek. Gdzie się podziało jego kochanie i Grimmy?

- Ufff, całe szczęście, że to nie ja. Bez urazy, ale nie jesteś w moim typie.

- Ufff, jak dobrze, bo ty też w moim nir jestes koleś.  – odpowiedział Zayn, uśmiechając się swoim uśmiechem wartym miliony.  Louis właśnie otwierał usta, żeby odpowiedzieć, kiedy drzwi do mieszkania się znowu otworzyły i pojawiła się w nich dwójka mężczyzn. 

Jeden z nich był postawny oraz wysoki. Jego szczenięce oczy patrzyły to na niego, Zayna i Harry’ego. Louis rozpoznał aurę tego chłopaka. Była to ta, z którą mieszkała się ta Zayna. Czyli to był jego partner. Młody mężczyzna ściągnął kurtkę i buty w ekspresowym typie, po czym znalazł się obok mulata. Położył dłoń na jego ramieniu, kiedy patrzył zaniepokojonym wzrokiem to na niego, to na Louisa. Nagle koło głowy leżącego chłopaka pojawiły się kolorowe skarpetki. Louis spojrzał na trzeciego mężczyznę. Miał on szeroki uśmiech na twarzy, a jego oczy patrzyły na niego w taki sposób, że Louis czuł się niekomfortowo. Brązowe oczy wierciły mu dziurę w głowie. Włosy tego samego koloru były ułożone w quiffa.

- Co my tu mamy? Czyżby Harry cię uwięził? – zaśmiał się mężczyzna z kolorowymi skarpetkami. – Jestem Nick tak przy okazji. – błysnął zębami w stronę Louisa – Chodź Li. Pomożemy mu się wydostać spod Harry’ego, żebyśmy mogli się właściwie poznać.  – mężczyzna nazwany Li pokiwał głową i puścił Zayna, który tylko uśmiechnął się do Louisa.

Po kilku minutach gorące ciało zostało z niego zajęte i ułożone łóżku w pokoju chłopaka.  Louis podniósł się z podłogi za pomocą Zayna. Razem poszli do kuchni przygotować herbatę oraz małe co nieco. Szczerze powiedziawszy, to właśnie mulat najbardziej przypadł Louisowi do gustu. Był miły oraz wygadany, a jego poczucie humoru było podobne do tego Louisa. Gdyby był wolny, to pewnie by do niego podbijał. Liam za to był spokojny, ale bardzo nieufny. Śledził każdy ruch Louisa, przez co ten czuł się niekomfortowo we własnym mieszkaniu. Zachowywał się trochę jak taka mamuśka, która inwigiluje wybranka swojej córki. Na końcu był przyjaciel Harry’ego numer trzy. Nie jaki Nick, który co chwilę rzucał w jego stronę stos komplementów.  Nie, żeby to nie było miłe, bo było, ale...co za dużo to niezdrowo. Do tego cały czas go obczajał.

Po zajęciu miejsc w salonie zaczęli rozmawiać o wszystkim i o niczym.  O pogodzie, piłce nożnej, najnowszych trendach i samochodach. Nie poruszali tematu pracy, czy też swoich zdolności...do czasu.

Liam odstawił niebieską filiżankę na stolik, po czym spojrzał na Louisa, mrużąc oczy.

-Louis... - zaczął, jakby smakując to imię.  Zayn westchnął, kręcąc głową z niedowierzaniem. Nick tylko prychnął, wiedząc do czego to prowadzi. – Czym się zajmujesz?

-Jestem organizatorem ślubów.  Pracuje w Horan Wedding House,  nieskromnie powiem, że jestem jednym z najlepszych. – posłał w stronę mamuśki Harry’ego firmowy uśmiech numer pięć. Liam pokiwał głową z zrozumieniem. Przez chwilę przetwarzał informacje. Po chwili zadał drugie pytanie, ku przerażenia i zażenowaniu  Zayna. Nick wyglądał jakby miał niesamowita frajdę z tego wszystkiego, a Louis zastanawiał się, ile Harry będzie jeszcze spać.

-Ciekawe, a skąd pochodzisz? – zapytał Liam, kompletnie ignorując swojego narzeczonego. Cichy protest Zayna w postaci słów „Kochanie przestań, Harry cię zabije” nic nie dał.

- Urodziłem i wychowałem się w Londynie. Przed liceum przenieśliśmy się z mamą oraz moimi siostrami tutaj. Dlaczego? Jedna z nich dostała się do prestiżowej szkoły muzycznej i nie mogliśmy tego zmarnować. – odpowiedział spokojnie Louis. Cały czas się uśmiechał w stronę Liama, który znowu się zamyślił na chwilę.

Ten właśnie moment wybrał sobie Harry na pojawienie się. Wszedł do pokoju, będąc ledwo co przytomnym. Przywitał się cichym „Dobry”, po czym ułożył się tuż obok Louisa na kanapie. Zbyt blisko. Nigdy wcześniej tego nie robił i Louis zastanawiał się, co się dzieje.

- Harry łatwo się przywiązuje, przez co czasem zapomina co to przestrzeń osobista. – rzucił Nick, patrząc na chłopaka z czymś dziwnym w oku.

- Do tego łatwo się zakochuje. Praktycznie co miesiąc ma kogoś nowego jako obiekt swoich....

- Czy mógłbyś łaskawie o mnie nie mówić, kiedy jestem w tym samym pokoju i cię słyszę, Payno? – warknął Harry, uchylając jedno oko. – Poza tym to nieprawda. Co dwa tygodnie mogę mieć kogoś nowego. – Prychnąłem, bardziej wtulając się w bok Louisa. Więc to taką jest osobą, pomyślał gorzko Tomlinson. Był tak inny od niego. Był po drugiej stronie. Podczas kiedy Louis był tym porzuconym, to Harry był tym, co porzucał. A on myślał, że chłopak siedzący przy jego boku jest taki jak on. Niedorzeczne.

-Może obejrzymy jakiś film, co?  - Ni z tego ni z owego powiedział Zayn. Najwidoczniej jako jedyny dostrzegł wyraz twarzy Louisa. Szturchnął łokciem swojego szczeniaka, żeby poszedł włączyć cokolwiek.  Chwała Bogu, że Louis wcześniej powiedział mu, gdzie co jest.

Wszyscy zgodzili się z pomysłem mulatai kilka chwil później zaczął się film.

Harry dyskretnie zaciągnął się zapachem szatyna. Pachniał jak świeża trawa i popiół, czekolada i curry. Coś go do niego ciągnęło. Czuł to w swoich kościach. Czuł to za każdym razem, kiedy wchodził do domu. Czuł to, kiedy jego zwierzęca strona wychodziła na wierzch. Znaki były wyraźne, ale on postanowił to ignorować. Jak zwykle. Problemy były dla słabych, a Harry nie miał się za takiego.


Film zakończył się grubo po dwudziestej trzeciej. Louis, jako dobry gospodarz zaproponował im nocleg, bo co by nie mówić - polubił trójkę przyjaciół Harry’ego. Byli w porządku, kiedy nie próbowali go przesłuchiwać. Jednak cała trójka odmówiła. Louis z grzeczności nie zapytał o powody, choć go korciło. Przytulił się na pożegnanie z Zaynem, który podał mu swój numer, żeby mogli gdzieś wyskoczyć w przyszłym tygodniu. Liam też go przytulił, szepcząc do ucha „jesteś w porządku, ale i tak się strzeż”, na co Louis tylko się zaśmiał i poklepał go po plecach. Ostatni był Nick. Tutaj już był problem. Otóż przyjaciel Harry’ego numer trzy oparł się bokiem ciała o framugę przy wejściowych i spogladał na Louisa uwodzicielsko. W innych okolicznościach Louis może uznały to za seksowne, podszedł by porozmawiać oraz może poszli by na drinka. Jednak było jak było. Harry stał za nim w odległości pięciu kroków. Louis mógł przysiąc, że czuł jego oddech na swoim karku.

- Więc Louis.. .- zaczął Nick, przeciągając literkę ‘u’ w jego imieniu. – Tak się zastanawiam, czy nie wyskoczylibyśmy na drinka jakoś w tygodniu? No wiesz, po pracy. – uśmiechnął się w jego kierunku, a Louis był w kropce. Czuł jakieś negatywne wibracje, które swoje źródło miały za nim.  Myśl Louis, myśl.

- To miło z twojej strony, tylko nie wiem, czy dam radę. – wiedział, że nie zaprzeczył, ale też nie potwierdził. To już coś.

- Oh, w porządku. To może dam ci swój numer i jakoś się zgadamy? – zapytał Nick, a Louis pokiwała tylko głową. Podał telefon mężczyźnie, cierpliwie czekając aż się wpisze. Nagle obok niego pojawił się Harry. Najwidoczniej skończył się żegnać z Zaynem oraz Liamem.

- Proszę bardzo! Pisz, kiedy tylko będziesz chciał. – powiedział wesoło Nick.

- Jasne, nie ma sprawy. – odparł Louis z małym uśmiechem, chowając telefon do spodni. Mężczyzna już miał odpowiedzieć, kiedy przerwał mu ochrypły głos.

- Myślę, że musisz już iść.  Zayn i LIAM czekają na ciebie. Wiesz, że tego nie cierpią. – rzucił niby od niechcenia Harry. Louis spojrzał na niego kątem oka. Jego szczęka była zaciśnięta, a brwi delikatnie zmarszczone.

Interesujące. 

Ciekawe co było tego powodem?

- A, no tak. Racja. Pa Haz! Pa Louis! – odepchnął się od ściany i posłał im buziaczki, nim pobiegł do samochodu. Chwilę później nie było już po nim śladu. Louis wrócił do środka bogatszy o dwa numery, z czego z jednego miał zamiar skorzystać, a z drugiego niekoniecznie. Zaczął zbierać naczynia, kiedy usłyszał dźwięk zamykanych i zakluczach drzwi. Najwyraźniej Harry zebrał się w sobie, żeby od nich odejść. Może i nie znał się na zmiennych, za to na ludziach już tak. Widział, że Harry był o coś zły. Tylko o co?


Musiał się uspokoić. Nie mógł teraz pójść do szatyna, bo rzuciłby się na niego i zacałował.

Zaraz, co?

Nie. Nie mógł tak myśleć. Harry pokręcił głową. Ścisnął w dłoni klamkę. Przeszywające zimno uderzyło w niego przez otwarte drzwi. Co on na Boga robił? Szybko je zamknął ,po czym oparł czoło o drewno. Czemu był, do cholery, zazdrosny o Nicka? Przecież Louis nie był i nie będzie jego...więc dlaczego? Co to za uczucie w piersi, każące mu walczyć? Nigdy wcześniej tego nie czuł.  Przy żadnym z swoich kochanków. Co się z nim działo?

Tylko zabawa. Seks. Nie było czasu na miłość.  Nie miał czasu na zakochanie. Musiał się wyszaleć, zanim zamkną go w złotej klatce. Nie mógł pozwolić sobie na taką pomyłkę, jaką popełnił będąc w związku z Marcusem.

Zostały mu tylko trzy miesiące.

Vanguard Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz