Część piąta : Róża

321 42 2
                                    

Zostały cztery rozdziały :) zapraszam na kolejny!
Ilość słów: 3504
Uwaga: mini smut


Poranek był dziwny. Łóżko było zimne, a do uszu Louisa dochodził czyjś przejęty głos.

- Co jeśli on nie lubi tostów? A sok pomarańczowy to nie jego ulubiony ? Albo...

- Bardzo lubię tosty i sok też.  – mruknął Louis, otwierając jedno oko i spoglądając na spanikowanego Harry’ego. W tym momencie wyglądał na tak małego i kruchego. W dłoniach trzymał tacę z śniadaniem.  Miał na sobie tylko obcisłe bokserki Louisa, które były na niego za małe i luźny tank top, też należący do Louisa.

- Dzień dobry Lou...- powiedział cały czerwony Harry, który najwyraźniej dostrzegł to, jak Louis go obczajał. Gdzie się podział ten zabójczy kociak sprzed kilku dni?

- Dzień dobry kochanie. Widzę, że zrobiłeś śniadanie. Pięknie pachnie. Chodź tu do mnie i daj mi buziaka. – Louis uśmiechnął się do niego ciepło. Harry od razu podszedł do łóżka. Położył tace na stoliku, po czym rzucił się na Louisa. Przytulił się do niego, mocno całując go w usta. Pocałunek był słodki niczym miód. Jednak trwał zdecydowanie za krótko. Nagle Harry oderwał się od niego. Sięgnął po tacę i położył ją na kolanach Louisa.

- Możemy zacząć jeść? Chciałbym o czymś z tobą porozmawiać. – powiedział poważnie Harry, siadając praktycznie na Louisie. Wtulił się w jego bok, przerzucając nogi przez uda starszego mężczyzny.

- Nie ma sprawy kociaku. – zanucił Louis, całując głowę Harry’ego. Szczerze obawiał się tej rozmowy, ale miał świadomość, że prędzej czy później ona nastąpił i był na nią gotowy. Najwyższy czas wyłożyć karty na stół. Jeszcze raz ucałował głowę Harry’ego, nim chwycił za tosta. Jedli w ciszy przerwanej tylko odgłosami mokrych buziaków.

- Ja...chciałbym porozmawiać o wczoraj...Louis, bo... - zaczął niezgrabnie Harry, bawił się swoimi palcami, co chwilę spoglądając na twarz Louisa. Szatyn kiwnął głową na znak, że słucha, po czym ułożył swoją dłoń na udzie Stylesa – Podobasz mi się. Bardzo. Dlatego chciałbym żebyśmy...nie. Czy chciałbyś pójść ze mną na obiad? Pomiędzy zajęciami mam czas i dziś jest sobota, więc...no tak. – zaśmiał się, drapiąc się po karku.  Patrzył wielkimi oczami na Louisa.  Jego ciemne włosy opadały mu na twarz, przez co wyglądał słodko. 

Louis zaśmiał się pod nosem, widząc tak proszące spojrzenie. Twarz Harry’ego przeszyła strzała bólu, kiedy podnosił się z łóżka.  Miał poczucie, że się tylko wygłupił, a do tego pozwolił Louisowi się naznaczyć. Wtem silne dłonie chwyciły jego bicepsy, przyciągając go do piersi.

- Z wielką przyjemnością kochanie. Chodzi o to, że też chciałem się ciebie o to zapytać.  – powiedział Louis z uśmiechem, całując policzki Harry’ego – To będzie randka, prawda? – odpowiedziało mu tylko kiwniecie głową. – Świetnie. Leć się ubrać kochanie. – pocałował go jeszcze raz, nim pozwolił mu wstać. – Widziałeś mój telefon Haz? – ten tylko rzucił w niego aparatem wyciągniętym z jego spodni, nim udał się do wielkiej łazienki.  Louis tylko się uśmiechnął i opadł na poduszki. Najwidoczniej on oraz Harry odwzajemniali swojej uczucia. To było najlepsze. W końcu komuś się podobał w takim samym  stopniu. Podniósł telefon z wielkim uśmiechem, kiedy ten nagle się rozświetlił i zaczął wibrować. Na ekranie pojawiło się zdjęcie Zayna. Odebrał z leniwy uśmiechem, rozciągając się na łóżku.

- Hej Zee, co tam? – zapytał lekkim tonem.

- Co tam? Czy ty jesteś poważny?! Jest z tobą Harry? – warknął wyraźnie zły Zayn. Louis zmarszczył brwi, nie rozumiejąc czemu tak się zachowuje.

- No tak. Bierze właśnie prysznic.  Czemu pytasz?

- Zniknął wczoraj tak nagle i do tej pory się nie odezwał.  Miał iść ciebie szukać, z tego co pamiętam...i wydaje się, że cię znalazł? – zapytał, wypuszczając drżący oddech.

- Oj tak, znalazł mnie, ale musisz mi wybaczyć Zayn. Mam dzisiaj randkę i powinienem się przygotować.

- Ty...co?! Louis, nie waż się rozłączyć! – Ale on już nie słuchał.  Nacisnął czerwoną słuchawkę akurat wtedy, kiedy całkiem nagi Harry wszedł do pokoju.

- Oops, chyba zapomniałam moich ubrań.  – zachichotał, widząc świdrujący wzrok Louisa na sobie.  Bordowe malinki pięknie odznaczały się na jasnej skórze, a sutki nadal były lekko opuchnięte od wczorajszej stymulacji.

- Cześć kochanie. Zawsze możesz je przenieść do mojej sypialni. – wymruczał, wstając z łóżka i podchodząc do swojej randki. Przytulił się do niego, nim pocałował jego ramię - Twoja aura pięknie połączyła się z moją.

- Tak samo jak mój zapach z twoim. – zaśmiał się Harry, całując bok jego szyi. – Wiesz, która godzina? – zapytał, odchylając się i dając Louisowi pełen dostęp do jego wrażliwego miejsca koło gardła.

- Coś koło dwunastej.  Powinniśmy się ubrać i pójść coś zejść kochanie. – wymruczał, po raz ostatni całując jego szyję. Odsunął się od niego, po czym lekko klepnął go w pośladek. – Idź sie ładnie ubrać, bo za kilka chwil wychodzimy.

Nawet jeśli te kilka chwil zmieniło się w długie pocałunki w kuchni i wyjście z domu godzinę później, to nikt nie musi o tym wiedzieć.

Vanguard Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz