Rozdział 2

30 1 0
                                    

Obudziłam się leżąc w trawie. Czułam na twarzy korę - czyli auto musiało wpaść na drzewa. Wyczołgałam się z pod mojego volvo, i spróbowałam wstać, ale uniemożliwił mi to ból w całych plecach. Gwałtownie runęłam na ziemię - teraz podniosłam głowę i zdeterminowana wyplułam z buzi trawę i brunatno - czarną ziemię. Na czworakach delikatnie i powoli sunęłam w stronę kierowcy mojego auta. Adam leżał z rozciętą głową - widać mu było czaszkę. Wystraszyłam się tym widokiem. Mój kochany mały bąbel z piaskownicy...
Przytknęłam mu do szyi dwa palce - nic nie poczułam. Może to przez krew? Albo... cokolwiek! Złapałam go za rękę - dwa palce wylądowały tym razem na jego nadgarstku - mam poczułam lekkie pulsowanie. Jeszcze żyje. Teraz jego życie było w moich rękach - i w przenośni, i dosłownie.
Lekko utykając i czując ostrzegawczy ból w okolicach kości ogonowej podeszłam do drugiego samochodu - za kierownicą, zasłonięty poduszką, siedział mężczyzna - miał zmiażdżoną rękę aż do łokcia. Zmroził mną ten widok. Udałam się dalej - na miejscu pasażera siedziała piękna kobieta - długie, zakrwawione teraz blond włosy sięgały jej na oko do ramion. Ich samochód leżał na boku - od jej strony. Miała otwarte usta - wydobywała się z niej stróżka krwi. Oceniłam, że kobieta straciła kilka górnych zębów i dwa dolne. Nie mogłam zobaczyć czy z dziećmi jest źle, wszystko zasłaniała czarna kurtynka. W szybszym tempie skierowałam się ku volvo - na ziemi, tuż przy przedniej szybie leżała moja torebka. Wyłowiłam z niej szybko potłuczony telefon i modliłam się aby działał. Po chwili ujrzałam ekran blokady. Zręcznie wpisałam hasło i już po chwili rozmawiałam z Panem spod numeru „112". Po skończonej rozmowie usiadłam na ziemi i ponowiłam próbę dostania się do drugiego samochodu - wybiłam do końca przednią szybę i wyginając głowę spojrzałam na pasażerów - była to mała dziewczynka, na oko 3 - letnia. Obok niej siedział chłopak trzymając na rękach niemowlaka. Patrzył na mnie - a ja na niego. Podał mi zawiniątko i odpiął pas. Wydostałam się z samochodu, a niemowlak zaczął cichy szloch - na szczęście umiejętności, jakie zdobyłam zajmując się trojakami sąsiadki, pomogły mi uspokoić malucha i uśpić go. Wtulił się cicho w moją pierś i oddychał delikatnie i miarowo. Chłopak wyniósł z samochodu dziewczynkę - ułożył ją na ziemi w pozycji bezpiecznej i odwrócił się, aby po chwili z pojazdu wydobyć kobietę i ułożyć ją również w pozycji bezpiecznej obok dziewczynki. Najwięcej problemu miał z mężczyzną - był dość opasły, więc minęło trochę czasu zanim wydobył i ułożył go obok rodziny.
   Chłopak podszedł do mnie i zaczął cichą rozmowę tak, aby nie obudzić Amelki - tak nazywało się maleństwo w moich ramionach.
-Julian. - lekko wykrzywił usta w grymasie, pewnie nie mógł się uśmiechać, gdyż zrozumiał jak bardzo poważna jest jego sytuacja.
-Rozalia. W moim aucie jest mój narzeczony. Mógłbyś go wyciągnąć, a przynajmniej spróbować? - w odpowiedzi kiwnął głową. Podszedł do auta, aby powoli wyciągnąć Adama, który miał głowę nienaturalnie wykrzywioną. Przez myśl przemknęło mi najgorsze...

•••••••••••••••••••••
Witam! Co myślicie? Miłego weekendu!  :)

Stracić to, co straconeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz