Kiedy ona zaciśnie się na twojej szyi...

110 24 37
                                    

Pętla czasu

Jestem zamknięta w codzienności. W zwykłym dniu. Dniu niczym karuzela, która nie chce cię wypuścić ze swoich objęć. Zabawka, która kręci się i kręci się, i kręci się, i kręci się, i kręci się.

Bez końca.

Z pokrytym mgłą początkiem.

Z rozmazanym peronem, na którym jestem od dnia, w który bezpowrotnie opuściłam pociąg.

Ciągle te same krajobrazy.

Inne tory o wspólnym końcu.

Ale czy okrąg może mieć koniec?

Moja podróż trwa już 866 dni. Chyba. Moje kalendarze są zwodnicze. Moje zapiski, zdjęcia, filmy, a także wszyscy ludzie wokół mnie. Tutaj urodziny nie mają znaczenia. Śmierć jest nieistotna. Przyroda wariuje. Wszystko popada w deja vu. A pamięć jest zawodna, zawiera błędy, poważne błędy, ponieważ od 866 dni nie pracuje w ogóle. Jest leniwym pracownikiem, który jest tak istotny, że niestety nie można go wylać, chociaż jego brak byłby niemal niezauważalny. Wspomnienia stały się dla mnie największymi bóstwami, które codziennie śmieją mi się w twarz perlistym śmiechem i opryskują kroplami swojej trującej śliny. Błagam je, modlę się dla nich. Jednak nie proszę o nic dla siebie.

Och, jaka ja byłam głupia!

Dziecinna futurystka!

Bachor nienawidzący historii!

Idiotka bez przeszłości!

Och, czemu musiałam się przez 866 dni znaleźć nie po tej stronie lustra?! Czemu wszystkie moje winy próbują codziennie usypać mój grobowiec, licząc, iż zagrzebią mnie tam żywcem!

Czemu nić Ariadny zbuntowała się swojemu przeznaczeniu i teraz usiłuje owinąć się wokół mojej chudej szyi i bezlitośnie mnie udusić?! Czemu utworzyła pętlę?

Czasową pętlę, przez którą o północy wszystko się resetuje. Nieważne dokąd pójdę. Nieważne co zrobię. Nieważne jak wpłynę na ludzi. O 0.01 wszystko zaczyna się od początku, a ja teleportuję się do mojego łóżka, gotowa zacząć nową dobę.

Po raz 866.

Najgorsze jest to, że tylko ja mam świadomość tego Wielkego Resetu. Tylko ja wiem, że wczoraj to dziś, że dziś to dziś i że jutro to też będzie dziś.

Z początku było fajnie. Żyłam jak jasnowidzka jednego dnia. Ile kasy na tym potrafiłam zebrać! Znaczy... i tak niezbyt mogłam się tymi pieniędzmi nacieszyć, bo po północy wracały do swoich prawowitych właścicieli, a ja zostawałam z pustym portfelem. Tak samo z zakupionymi rzeczami. A robienie wrażenia na ludziach, którzy kilka godzin później już nie mieli co wspominać, nie dawało mi satysfakcji. Ale chociaż trochę frajdy było. To zabawne, ale teraz ta radość wydaje mi się bezpodstawna. Choć chyba zawsze tak było, że głupcy są najszczęśliwsi. A głupiec ze świadomością życia bez konsekwencji tym bardziej.

W szkole nie chciało mi się 866 razy słuchać tego samego wykładu na ten sam temat, więc często chodziłam na wagary. Miałam multum wolnego czasu. Można powiedzieć, że mieszkałam w piaskownicy, z której bierze się piasek do klepsydr. Wygrałam 23 konkursów sportowych i 36 wiedzy. Przeczytałam 78 książek, czasami zarywając całe noce i całe dnie. Przeszłam 84 gry, wszelakiego gatunku. Obejrzałam 733 filmy, oganizując seanse jednoosobowe. Co prawda rozmawiałam od czasu do czasu z ludźmi, ale większość osób w mojej szkole mnie nie lubiła, a ja nawet nie miałam na to wpływu, ponieważ 24h to bardzo krótko, więc darowałam sobie integrację, która nic nie wskóra. Później oczywiście był Wielki Reset, dlatego zapominali o tym, że w ogóle weszli ze mną w jakikolwiek dialog. Z tego samego powodu nie nawiązywałam nowych znajomości. Nie jestem typem człowieka, który lubi jednodniowe kontakty, a zaczynanie wszystkiego od początku stało się monotonne.

Pętla czasu | ONE SHOTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz