3. Pierwsza lekcja, spóźnienie i odjęte punkty.

103 5 2
                                    

- Marinette, Marinette! Cholera, dziewczyno! Spóźnimy się przez ciebie! - Trząchała mną rudowłosa, poznając po głosie.

- Mmmh, tak, tak.. Jeszcze 5 minut.. - Wymamrotałam, obracając się na drugi bok. Usłyszałam tylko westchnięcie przyjaciółki, i poczułam zimno. Ta małpa zabrała mi kołdrę! Otworzyłam oczy, ale zaraz je zamknęłam. Ostre światło nie pozwalało mi dorwać Rudej. W końcu, moje oczy się przyzwyczaiły do światła, a ja wyparowałam z łóżka jak Sonic i popędziłam gonić Lilly za moją kołdrę. Już dawno leżała obok łóżka, ale i tak Evans należało się. Dopadłam ją, i przygwoździłam do łóżka. Zaczęłam ją łaskotać bez opamiętania.

- M-Mari! D-Dość! Hahahah, b-bo mnie u-udusisz, hahahah! - Jej śmiech wywołał u mnie głupawkę. Sama teraz leżałam obok niej na łóżku, śmiejąc się w niebo głosy. 

Gdy już się ogarnęłyśmy, otarłam łezkę i, poczochrane choćby wichura przez nas przeszła, zdałyśmy sobie sprawę, że jesteśmy spóźnione już o 15 minut. Spanikowane, latałyśmy po pokoju zbierając książki i wrzucając je do torby. Lilly rzuciła na nas czar, który doprowadził nasz wygląd do należytego porządku, i wyparowałyśmy do sali z transmutacji. Biegłyśmy korytarzem, i wpadłyśmy zdyszane do klasy. Nie no, pierwszy dzień w szkole i od razu spóźnione. Cudownie! Usiadłyśmy w ławkach za przed Syriuszem i James'em. Gdy wypakowałyśmy się, usłyszałyśmy za sobą chichot. Odwróciłam się, i moim oczom ukazali się chłopacy, którzy ledwo co powstrzymywali się, by nie wybuchnąć śmiechem. Pff, też mi coś! Zawstydzona, powiedziałam Lilly o co chodzi szeptem. Ta również się zaczerwieniła, i pod ławką skierowała różdżkę w nogę James'a, wystrzeliwując z niej zaklęcie, które dawało odczucie kopnięcia prądem. James podskoczył, wydając przy tym głośne "Auć!", i teraz my z Lilly się śmiałyśmy. Gdy już było po wszystkim, na biurku profesor McGonagall siedział kot. Zwykły kot. Wymieniłyśmy z Lilly zdziwione spojrzenia. Wzruszyłyśmy ramionami, i zaczęłyśmy pisać. Ja co chwilę patrzałam na kota. Był dziwnie znajomy.. Zaraz. O mój boże. Z przerażeniem w oczach, napisałam karteczkę do Lilly. Ta, popatrzała na mnie wzrokiem mówiącym 'Brałaś coś?', i powróciła do pisania. Byłam pewna tego, o czym myślałam. Chwilę później, kot zeskoczył, ale nie wyglądał już jak kot, tylko jak kobieta. Dokładniej, profesor McGonagall. Nie myliłam się. Lilly popatrzała na mnie pytającym wzrokiem, a ja udawałam, że nic nie widziałam.

- Panienka Evans, i Blanc.. 15 minut spóźnienia. - Patrzała na nas surowym wzrokiem.

- My.. zgubiłyśmy się..? - Lilly próbowała się jakoś wytłumaczyć, ale nie wychodziło jej to.

- Eh.. No dobrze. Odpuszczę wam tym razem, jako, iż jesteście nowe i macie prawo się zgubić. - Powiedziała McGonagall zrezygnowanym głosem, i powróciła do prowadzenia zajęć..

***

Następne były eliksiry. Profesorowi Slughorn'owi bardzo do gustu przypadła Lilly. Z resztą, nie dziwię mu się. Lilly to zdolniacha.. A wracając do teraźniejszości, to właśnie idziemy na śniadanie. Jestem wycieńczona! Nie dość, że byłam odpytywana z zielarstwa i nie znałam na nic odpowiedzi, to jeszcze ta cała Bellatrix musiała się mnie uczepić. Nigdy nie lubiłam ślizgonów, i nigdy lubić nie będę. Wyjątkiem jest Snape, który darzy Lilly większym uczuciem, niż przyjaźń. Ale Lilly go uważa za przyjaciela, i tylko przyjaciela. Smutny friendzone..

Weszłyśmy do sali, zasiadając koło chłopaków. Na stole leżały różne przekąski, typu kanapki, winogrono, owoce.

- Hej dziewczyny! Mari, ty to chyba polubisz odpytywanko, co? - Zaczął Syriusz.

- Ta, akurat. Oh, jak ja uwielbiam zielarstwo! - Odpowiedziałam szczerym sarkazmem, na co reszta zareagowała śmiechem.

- O, patrzcie! Poczta leci! - Krzyknął Peter, pokazując palcem na sowy trzymające w pazurkach paczki. Syriusz dostał małą paczkę, Peter sakiewkę wypełnioną po brzegi cukierkami, Remus dzienniczek samozapisujący dzień z jego perspektywy, odczucia itd., Lilly dostała listy od rodziny, a najciekawsze- James, dostał największą paczkę. Szczerzył się jak głupi, kiedy zobaczył, co jest w środku. Pytaliśmy co to, ale on powtarzał, że pokaże nam dopiero w dormitorium. Ciekawość zżerała mnie od środka! Ja niestety nic nie dostałam. Cóż, widocznie mama nie miała z czym wysyłać swojej sowy...

***

- N-nie! Ja nie chcę! - Upierałam się o swoje. Nie mam zamiaru wsiadać na miotłę! W życiu! N-I-G-D-Y.

- Panno Blanc, proszę wsiąść na miotłę! - Kazała mi nauczycielka, jednak ja nadal stałam z dala na pięć metrów od miotły. Kiwałam głową na nie. Nikt mnie do tego nie zmusi. - Eh.. Kto pokaże pannie Blanc, że miotła nie gryzie? - Lustrowała uczniów od stóp do głów.

- Ja! - Krzyknął z tłumu damski głos. Ugh.. Bellatrix.. 

- Panna Black. Zapraszam. - Uradowana pani Hooch. Ślizgonka wsiadła na miotłę z obrzydliwym uśmieszkiem kierowanym do mnie, i wzbiła się w powietrze..

Ja nadal się upierałam, że nie wsiądę, co poskutkowało -5 punktami dla naszego domu i jękami innych uczniów. No przepraszam! Moja wina, że mam lęk wysokości? Ale na moje szczęście, lekcja się skończyła. Lilly zniknęła gdzieś za rogiem, a ja postanowiłam wrócić z chłopakami. Skończyło się na tym, że biegaliśmy po dormitorium jak nienormalni, ganiając się. Remus jednak czytał książkę, James próbował pisać listy miłosne do Lilly (Niedawno dowiedziałam się, iż pan Potter pokochał naszą Rudą Małpę), Peter opychał się łakociami, a ja z Syriuszem rozrabialiśmy w najlepsze. Łaskotaliśmy się, on gonił mnie, wskakiwałam mu na plecy, malowałam mu twarz, a on mi. Mimo nie miłego początku dnia, reszta minęła naprawdę miło. Fajnie jest mieć takich przyjaciół..

Pod koniec zabaw, pomyślałam, że odwiedzę Hagrida, i przy okazji mojego Diego. Powiadomiłam Syriusza, Remusa i Peter'a, że wychodzę, i żeby powiedzieli Lilly, by się nie martwiła. Nie wspomniałam o James'ie, bo on już dawno siedzi u McGonagall i pomaga jej zapewne w niesieniu książek, czy coś. Wyszłam poza teren zamku, i skierowałam się ścieżką ku domku Hagrida. Zapukałam w drzwi, i odczekałam chwilę. Jak myślałam, otworzył mi drzwi Olbrzym, zapraszając mnie do środka.

- Co cię do mnie sprowadza, moja droga? - Zapytał, uśmiechając się do mnie Hagrid.

- Oh, chciałam cię po prostu odwiedzić i zobaczyć Diego. - Odwzajemniłam uśmiech, i rozejrzałam się pasiastym przyjacielem. - A tak właśnie co do niego.. Gdzie on?

- Diego? - Zapytał, a ja kiwnęłam głową. Wzrokiem wskazał, bym się odwróciła. Tak też zrobiłam, a na mnie wskoczył mój kochany zwierz. Liżąc mnie po twarzy, leżał na mnie merdając swym długim, kocim ogonem.

- Hahahah, Dieguś, tak, ja też się za tobą stęskniłam! - Zaśmiałam się, głaszcząc kociaka pod bródką, wywołując u niego mruczenie. Przytuliłam zwierzę do siebie, co było nawet komiczne. Gdy Diego siedział, był wyższy ode mnie, jak też siedziałam. Czasem wydaje mi się to dziwne, że tygrys może być wyższy niż przeciętny przedstawiciel jego gatunku. - Dziękuję ci,  że się nim opiekujesz..

- Ah, moja miła, to przyjemność! - Zaśmiał się Olbrzym. Diego nigdy nie sprawiał problemów, i co dziwne słuchał się każdego, tak jakby rozumiał, co się do niego mówi.

- Em.. Hagrid, mogłabym go na chwilę wziąć na noc do dormitorium? - Popatrzałam na niego błagalnym wzrokiem.

- O cholibka.. Może być mały problem. - Zakłopotał się, ale po dłuższym zastanowieniu.. - No dobrze, ale staraj się, by żaden profesor cię nie nakrył, dobrze?

- Tak! Dziękuję! - Rzuciłam się Hagridowi na szyję, co odwzajemnił niedźwiedzim uściskiem. Czułam się przy nim, jakby to był mój wujek, ktoś bliski z rodziny.. Dziwne.

Pożegnałam Hagrida, i poszłam do swojego dormitorium z tygrysem. Weszłam niezauważona do swojego pokoju, i pokierowałam się ku łazience, z racji tego, że była już 18:00. Długo mnie nie było.. Gdy wykonałam wszystkie czynności, wyszłam z niej, i odebrało mi mowę........

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 08, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Białowłosa || HogwartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz