"Być albo nie być" - znasz to skądś? Ja też. Czasami nie wiem czy lepiej być czy może jednak nie. Moje życie niestety nie zawsze było kolorowe. Pain, pain, pain - nie umiem znaleźć lepszych słów, które oddadzą, to, co czuję od zawsze. Nie zawsze tak się jednak czułam. On sprawił, że poczułam chęć odpowiedzieć Hamletowi, że lepiej "być". Przekonałam się, że życie może mieć więcej barw niż tylko czarną i białą. Może być kolorowe, dawać radość. Zakochałam się. Miłość to piękne uczucie. Prawda? Jednak sielanka dobiegła końca. Ale po kolei...
Byłam zwyczajną nastolatką. Moim jedynym zmartwieniem było to, jak zmarnować wolny czas, żeby sprawił mi radość. W XXI wieku jest to jednak bardzo łatwe zadanie. Wystarczy posiadać konto na facebook'u, snapchacie, instagramie, twitterze... I nim się obejrzysz już musisz iść spać, bo przecież rano do szkoły. Niestety nie należałam do grona pięknych, niebieskookich i długonogich blondynek, więc moje życie towarzyskie sprowadzało się do tego, żeby chociaż taka długonoga blondynka była moją koleżanką a najlepiej przyjaciółką. Jak każda nastolatka potrzebowałam akceptacji. Tak zaprzyjaźniłam się z Annie. Szukała tego samego co ja, więc świetnie się dogadywałyśmy. Jednak nasza relacja polegała na stalkowaniu innych. Uważałam ją za najlepszą przyjaciółkę, powierniczkę sekretów, ale nasze rozmowy dotyczyły tego co dziś ubrała Julie, z kim za rękę widziałyśmy Ashley albo szukałyśmy przyczyny rozstania Charlotte i Dylana. Nasza dwójka była lepsza niż wyszukiwarka google. Po trzech latach przyjaźni jednak dorosłam do tego, że to nie jest przyjaźń. Nie tak powinna wyglądać przyjaźń. A wiecie co jest najlepsze? Pokłóciłyśmy się, ponieważ druga przyjaciółka przeprosiła mnie za wyrządzoną mi krzywdę, a Annie nie mogła znieść tego, że jej wybaczyłam i przestała się do mnie odzywać. Wtedy zrozumiałam, że to nie jest przyjaźń. Nie czułam smutku, pustki, nie miałam do siebie żalu. Jedyne co odczuwałam to brak kompana do obgadywania wszystkich wokół i dzielenia się newsami. Jednak to tylko pierwsza lekcja, która pokazała mi czego powinnam szukać u "przyjaciela". Drugą dostałam też w gimnazjum, parę miesięcy później. Pogodziłam się z wcześniej wspomnianą przyjaciółką - Emily. Przestałyśmy ze sobą rozmawiać, ponieważ chłopak, który jej się podobał i z którym się przyjaźniła mnie podrywał. Postanowiła więc namówić go, żeby wkręcić mnie, że są parą. Chyba miałam być zazdrosna, nie wiem. Jedyne co poczułam, to zażenowanie i gimbusiarskie zachowanie. Co ciekawe, był od nas starszy o kilka wiosen, ale na pewno nie bardziej dojrzały. Zerwałam znajomość z obojgiem. Blisko pół roku się do mnie nie odzywała. Coś w niej pękło. Przeprosiła za wszystko, twierdziła, że zrozumiała jak głupio się zachowała. Uwierzyłam. Zaufałam. Mój błąd. Czasami jednak przysłowia się sprawdzają i "nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki". Pomogłam jej wyjść na prostą w szkole, dzięki mojej pomocy skończyła gimnazjum z dobrymi stopniami. Podając jej hasło do platformy z zadaniami, które mieliśmy zrobić z jednego przedmiotu, nie pomyślałabym, że coś wpadnie jej do głowy, żeby sprawdzić czy przypadkiem takie hasło pasuje do mojego konta na facebooku. Kiedy z dnia na dzień przestała się odzywać, zaczęłam się zastanawiać, co się stało. Blisko dwa miesiące starałam się jakoś skontaktować. Bezskutecznie. Przypadkowa wizyta u lekarza wyjaśniła wszystko. To było jak uderzenie cegłą w głowę. Po kilku minutach mojego monologu w końcu łaskawie się odezwała i zakomunikowała mi, że włamała się na moje konto i przez kilka miesięcy czytała wszystkie wiadomości. Do tej pory zastanawiam się tylko nad jednym: PO CO?! Okazało się, że przeczytała wiadomość, w której zwierzyłam się mojej przyjaciółce, że po pogodzeniu się z Emily nie jest tak jak kiedyś, ta przerwa zerwała naszą więź i nie czuje tego, co kiedyś, spędzając z nią czas. Zablokowała moje przyjaciółki. Usunęła moje zdjęcia. Kiedy w końcu odzyskałam konto i doszłam do siebie, nie mogłam pogodzić się z tym, że będąc tak dobrym, tak życzliwym, no po prostu jak będąc tak dobrym dla kogoś, można być jednocześnie tak przez niego skrzywdzonym. Jaki morał płynie z tej historii? Nigdy nikomu nie ufaj w 100 procentach.
Po wakacjach miałam pójść do liceum. Nie mogłam się doczekać. Przecież mówią, że to najlepszy czas w życiu! Niestety nie dla mnie. Gorzej trafić chyba nie mogłam, prosto z deszczu pod rynnę. Moja klasa była tak cholernie sfeminizowana, że czasami miałam dość tego, że sama jestem kobietą. Wiadomo jak to z kobietami bywa, "gdzie kucharek sześć tam nie ma co jeść", a co dopiero gdy jest ich trzydzieści. Klasa podzielona na grupki, krzywe spojrzenia na każdym kroku, interesowanie się twoim życiem bardziej niż swoim - starterpack licealistki. Te trzy lata nauczyły mnie być sarkastyczną, wredną laską. Jedynie dlatego, że nie lubię, jak ludzie wtykają nos nie tam gdzie trzeba. Poza tym, jeśli masz coś do mnie - powiedz mi o tym, a nie będziesz mnie mierzyć wzrokiem i obgadywać na moich oczach. Jednak to nie jedyne atrakcje. Wiele razy zastanawiałam się jak te niektóre laski, dostały się do tej szkoły, bo punkty punktami, ale takich idiotek jak w mojej klasie, świat jeszcze nie widział. Nowa rzeczywistość, w której nie mogłam się odnaleźć, sprawiła, że wolałam towarzystwo chłopaków. I potem było już tylko gorzej...
CZYTASZ
Huragan Myśli
Short StoryPoznaj Amy. Niczym nie wyróżniającą się dziewczynę. Jej życie to bardziej pasmo upadków niż wzlotów. Życie nieźle dało jej w kość. Ale poznała jego, w odróżnieniu od niej wyróżniającego się z tłumu chłopaka. Zakochała się. Rozpętało to prawdziwą bur...