Prolog (1)

69 7 0
                                    


23 czerwca - tydzień po podróży poślubnej. Zapracowany mąż...

Siedziałam w kuchni, przy wyspie z laptopem i kończyłam przygotowywać sobie pytania na kolejny wywiad. Zapisałam pliki i wyłączyłam urządzenie dopijając herbatę, gdy usłyszałam trzask drzwi wejściowych.

- Już wróciłeś?! - zapytałam wyłaniając się zza ściany.

- Jestem zmęczony. Zrób coś do jedzenia. - odparł nieprzyjemnie brzmiącym głosem. Kiwnęłam głową i widząc jaki jest wściekły wróciłam do kuchni bez słowa.

Po dwudziestu minutach usłyszałam kroki na schodach i po chwili widziałam męża. Usiadł, a ja podałam mu kubek z gorącą herbatą i makaron z sosem warzywnym.

Uważnym wzrokiem przejechał po talerzu, następnie mnie mierząc mroźnym spojrzeniem.

- Żartujesz?

- O co chodzi? - dopytałam, nie rozumiejąc.

- Haruję jak wół. Zarywam noce w kancelarii! - uderzył pięścią w blat, na co się odsunęłam. On jednak wstał i złapał mnie za nadgarstek - Podczas gdy ty bawisz się w "dzięnnikareczkę" i nie potrafisz zrobić porządnego jedzenia?! - dodał puszczając mój obolały nadgarstek i strącając talerz na ziemię. Czułam się upokorzona i zraniona, więc żeby nie widział moich łez schyliłam się i zaczęłam zbierać pozostałości zastawy. Usłyszałam tylko prychnięcie i trzask głównych drzwi.

18 lipca - Cudowny mąż.

- Jesteś gotowa kochanie? - usłyszałam wchodzącego Charlesa do sypialni, gdy zapinałam ostatniego kolczyka. Uśmiechnęłam się do niego w lusterku i wstałam, podchodząc do niego, podczas gdy on wziął mnie pod ramię.

Od nieprzyjemnego incydentu w kuchni minęło sporo dni. Wybaczyłam mu, przecież nic takiego się nie stało. Tłumaczył że to przez zmęczenie i przegraną sprawę, którą prowadził. Nie miałam mu tego za złe. Sama pracowałam i też nie lubiłam, gdy coś mi nie wychodziło.

- Dokąd mnie zabierasz? - zapytałam zapinając pasy w jego granatowym BMW.

- Zobaczysz. Na pewno ci się spodoba. - posłał mi uśmiech szukając czegoś w kieszeni marynarki - A teraz... mam coś dla ciebie. - dokończył wręczając mi podłużne, granatowe pudełko. Przyjęłam je i otworzyłam, a moim oczom ukazała się piękna bransoletka z niebieskimi kamyczkami. Nie byłam pewna, ale były to chyba szafiry.

- Jest piękna. Dziękuję. - pochyliłam się w jego stronę i dałam całusa w policzek - Zapniesz mi?

- Oczywiście.

8 sierpnia - Koniec sielanki.

- Jak mogłeś?! - podbiegłam do wejścia od razu gdy usłyszałam zamykanie drzwi wejściowych.

- Co się stało? - zapytał, podchodząc do mnie z zamiarem ucałowania policzka, ale ja się odsunęłam.

- Długo to trwa?

- O co ci chodzi? - dopytywał idąc do salonu i kładąc tam teczkę.

- O co mi chodzi?! - podeszłam żwawym krokiem do kanapy i podniosłam z niej jego koszulę - To może wytłumacz mi to. - wskazałam na ślad krwiście czerwonej szminki na kołnierzyku - Ten odcień nie należy do mnie... Tym bardziej perfumy, którymi jest przesiąknięta.

- Nie tragizuj. - polecił twardszym niż zazwyczaj głosem.

- Czyli mnie zdradzasz? Jak długo? - stał i patrzył na mnie, podczas gdy ja ciskałam w niego pioruny - No odpowiedz mi!

In The Name Of LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz