3

35 6 0
                                    


Pewnym już krokiem, przekroczyłam oszklone drzwi komendy. Dookoła wszędzie było pełno funkcjonariuszy biegających z jednego kąta w drugi i  biurek zawalonych papierami. Podeszłam do miło wyglądającej, już trochę starszej kobiety.

- Dzień dobry. - powiedziałam pewnie, posyłając jej uśmiech.

- Słucham, w czym mogę pomóc? - spytała unosząc głowę znad jakichś dokumentów. Na jej twarzy wymalował się szok - Dziecko... Co ci się stało?

- Ja... właśnie w tej sprawie. - odparłam nieco zakłopotana - Co powinnam zrobić, jeśli mąż się nade mną znęca?

Pulchna i nieco siwa kobieta wybałuszyła na mnie swoje szare oczy, jej twarz po chwili stężała i wkroczyła na nią czysta złość zmieszana z niedowierzaniem. Postukała się palcem w brodę, po czym z prędkością światła chwyciła za słuchawkę telefonu i gdzieś przedzwoniła. Mówiła z taką zaciekłością, że ledwo ją zrozumiałam.

- Chodź kochaniutka. Zajmie się tobą sam Komendant. - powiedziała z uśmiechem wychodząc zza swojego biurka i łapiąc mnie pod rękę.

Szłyśmy paroma krętymi korytarzami i paroma prostymi, aż w końcu dotarłyśmy do brązowych drzwi z szybą na środku której była tabliczka "Komendant Andrew Booth".  Sabrina - jak dowiedziałam się w drodze tutaj - zapukała do drzwi, usłyszałyśmy władcze "Proszę" i kobieta otworzyła powłokę, puszczając mnie przodem.

- To jest właśnie Alex, panie Booth. - przedstawiła mnie, głaszcząc przy tym pocieszająco po ramieniu.

- Dziękuję Sabrino. Proszę usiąść. - skierował się w moją stronę - Ach... Sabrino? - zdążył zwrócić się jeszcze do kobiety, gdy ta już zamykała za sobą drzwi.

- Tak? - zapytała z uśmiechem.

- Mógłbym prosić o kawę? Czarną? - odwrócił się w moją stronę - Coś dla pani?

- Nie dziękuję. - odparłam z uśmiechem, dodatkowo kręcą przecząco głową w stronę Sabriny, która na mnie patrzyła.

=============================================================================

- Czyli już wiesz co robić, tak Alex? - zapytał dla pewności, po tym jak wszystko opowiedziałam, przeszliśmy na "Ty" i dowiedziałam się o paru przewinieniach Charles'a - Zapewniam, że nie pożałujesz, jeśli umówisz się do tego adwokata. - dodał wskazując na wizytówkę, którą dzierżyłam w swojej dłoni.

- Dziękuję Booth. Na prawdę, nie wiem co bym zrobiła, gdyby nie ty i Sabrina.

- Nie ma za co. To nasza praca. Póki wniosek o Zakaz Zbliżania Się, nie będzie rozpatrzony przez Sąd, mogę przydzielić ci ochronę. Żebyś nie czuła się osaczona przydzielę ci zaufaną policjantkę.

Wyszliśmy z gabinetu i przeszliśmy do miejsca w które na początku bałam się wejść, stanęliśmy przy biurku Sabriny. Andrew rozglądał się po pomieszczeniu, a po chwili użył nazwiska, od którego chciałam uciec.

- Arango! Do mnie.

Zza biurka wstała niewysoka, trzydziestoczteroletnia brunetka. Zmierzała w naszym kierunku, niczym nie wzruszona, jednak gdy spojrzała na moją twarz, coś w niej drgnęło.

- Alex... - niemal wysyczała - Ty mała niewdzięcznico.

- Daj spokój Ana.

- Znacie się? - zapytał zdziwiony Booth.

Stałyśmy na przeciwko siebie, ciskałyśmy piorunami i każda z nas czekała na ruch, czy reakcje tej drugiej. Atmosfera tak zgęstniała, że można by sobie wyobrazić, jak tniemy nożem przestrzeń między nami.

- To moja siostra. - odparłam, jednak Ana weszła mi w słowo.

- Moja siostra nie była dziwką.

Zdecydowanie przesadziła. To że zakochałam się w Charles'ie i wyjechałam z nim do Chicago, po jego wakacjach w Meksyku, nie znaczy że jestem panną lekkich obyczajów.

- Powtórz to! - wkurzyłam się, nagle wszyscy patrzyli w naszą stronę.

- Arango, idź do mojego gabinetu. - rozkazał policjantce - Hilton! Będziesz pilnowała od dziś pani Alex Roden.

- Tak jest Szefie.


In The Name Of LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz