Słońce tego dnia szybko schowało się za horyzontem, pozostawiając po sobie jedynie delikatnie pomarańczowe smugi. Mogłoby się wydawać, iż drobny blondyn jest jedyną istotą, wprawdzie żywą, lecz najbardziej wypraną z wszelkich emocji. Jego szybki chód powoli zamieniał się w bieg, z czego prawie wcale nie zdaje sobie sprawy. Nie ma nawet czasu spojrzeć w ciemniejące niebo, co zwykł zazwyczaj robić, ani obserwować tętniącą życiem naturę, która wtedy wydawała się wyjątkowo martwa. Biegł co sił, aż w końcu znalazł się w obskurnej, śmierdzącej potem i nikotyną stacji. I wtedy dotarł do niego fakt, który straszliwie wstrząsnął jego ciałem. Nie zdążył. Pociąg, którym trafić miał do swojego bezpiecznego mieszkania, już dawno odjechał, zostawiając go samego, małego i kruchego.
Tamten dzień w ogóle był jakiś okropny. W jego głowie ciągle nasuwały się myśli dotychczas nieznane i obce. Coś podpowiadało mu, że źle zrobił, że nie powinien był, że mu nie wolno. Jednak o co tak dokładnie chodziło, nie wiedział. Nie rozumiał samego siebie, jednak zbytnio się tym nie przejął. Na co mu te myśli, na co mu sumienie? W istocie to nie było dla niego jakimś większym problemem. Był nim jednak fakt, że po tamtym jakże niewygodnym poniedziałku, wszystko stało się jakieś trudniejsze. Trudniej mu się grało, trudniej wyraźnie mówiło i dobrze gestykulowało. Ciężko było mu oddawać emocje, których w zasadzie nigdy nie doświadczył. Dlatego wyrzucili go z głównej roli jakiegoś mało ważnego przedstawienia, które mimo wszystko było jednak przedstawieniem i właśnie to bolało go najbardziej. Nawet się chyba z kimś o to wykłócał i może trochę za mocno trzasnął drzwiami, gdy wychodził, ale do końca nie pamiętał. Pamiętał jednak, że był zły i pozostał taki do tej pory, kiedy nastała już środa, a on znalazł się na tej cuchnącej stacji, z pustkami w kieszeniach i mętlikiem w głowie.
I siedząc tak samotnie w świetle wiszącego nad nim księżyca, dostrzegł coś dziwnego. A raczej kogoś. Nie wiadomo skąd, parę metrów dalej znajdowała się dość wysoka postać, co chwila poprawiająca swój zbyt ciasny krawat i za duże okulary. Blondyn bez wahania wstał i udał się w tamtą stronę.
- To niepokojące. - odparł w końcu Baekhyun, po dłuższej chwili milczenia. - Mógłbym pomyśleć, że mnie śledzisz.
Odpowiedziała mu tylko głucha cisza i silniejszy powiew wiatru. Zdenerwował się.
- Powiedz no, śledzisz mnie? - dopytał z irytacją mniejszy, jeszcze bardziej zbliżając się do bruneta.
Chanyeol nie odezwał się ani słowem. Wpatrywał się w lekko znoszone lakierki mniejszego, nie mając odwagi spojrzeć mu w oczy. Baekhyun począł zastanawiać się, co chodzi mu po głowie. Może ogarnął go smutek? A może nostalgia? Przysiadł się do niego, wlepiając swój wzrok w jego profil.
- Smutny jesteś? - spytał blondyn, próbując przerwać tą wiszącą nad nimi ciszę. - Zmęczony?
Po raz pierwszy wzrok Chanyeola powędrował do twarzy mniejszego, lecz tamten zdawał się tego nie zauważyć. Nader rozzłoszczony Baekhyun wstał z opryskanej sprejami ławki i z pretensjami wymalowanymi na twarzy znalazł się tuż przed nim.
- W sumie, mało mnie to obchodzi. - parsknął rozżalony. - Możesz być smutny, rozgniewany, czy Bóg wie co jeszcze, ale nie musisz być taki arogancki. Chociaż arogancki to ty nie jesteś w zasadzie. Bardziej jesteś żałosny.
- Słucham? - obruszył się Chanyeol, nagle podnosząc wzrok na obrażonego blondyna.
- Słuchaj, bo coś ci powiem. - prychnął zawzięcie niższy, kucając przed nim i patrząc na niego złowrogo. - Pójdę sobie i niech usłyszę tylko nutę niezadowolenia w twoim głosie, to nie zobaczysz mnie nigdy więcej.
- Czekaj. - ożywił się brunet, gwałtownie wstając, gdy blondyn odchodził. - To w zasadzie... nie twoja wina, rzecz jasna.
- Wiem, że nie moja. - powiedział pewnie Baekhyun, zatrzymując się w półkroku.
- I moja też nie. - przyznał Chanyeol, łapiąc się za głowę.
- O czym mówisz? - żachnął blondyn, podchodząc do niego z powrotem.
- Potrzebuję obsady. - mruknął gorączkowo Chanyeol, spoglądając w kierunku niższego.
- Ha! Mówiłem, że ta kobieta do niczego się nie nadaje. - zaśmiał się radośnie Baekhyun. - Z wielką chęcią zagram postać Amandy.
- Nie chodzi mi o postać Amandy. - westchnął Chanyeol, przewracając oczyma. - Chcę, byś zagrał Kornela.
- Proponujesz mi rolę drugoplanową? - blondyn aż wytrzeszczył oczy. - Za kogo ty mnie uważasz?
- Nie wydziwiaj. - mruknął znudzony Chanyeol. - Myślisz, iż nie wiem, że wyrzucili cię z teatru? Otóż, zaskoczę cię, wiem. I wydaje mi się, że nie masz innego wyjścia, czyż nie?
- Nie zagram postaci Konrada. - wymamrotał rozzłoszczony.
- Kornela. - poprawił go Chanyeol.
- Co za różnica! - krzyknął rozżalony blondyn, wymachując na wszystkie strony rękoma. - Boże, dlaczego?
- Idealnie się do tej roli nadajesz, jak tak teraz cię obserwuję. - uznał ze spokojem Chanyeol.
- A ja się z tobą nie zgadzam. - mlasnął głośno Baekhyun, mrużąc oczy. - I na twoją propozycję nie przystanę.
- Jak wolisz. - uśmiechnął się głupio Chanyeol. - Gdybyś się namyślił, wiesz gdzie mnie znaleźć.
- Raczej nie do końca. - przyznał zamyślony blondyn.
- Scenariusz prześlę ci pocztą. - powiedział na pożegnanie brunet, wychodząc szybko ze śmierdzącej stacji.
I tyle go widziano. Księżyc ponownie tej nocy zaświecił, wprowadzając Baekhyuna w jeszcze większe zakłopotanie. Opuszczając stację, spojrzał jeszcze na wiszący na pobliskiej ścianie zegar. Wybiła północ.
CZYTASZ
𝐒𝐭𝐚𝐥𝐤𝐞𝐫𝐬 𝐨𝐟 𝐦𝐢𝐝𝐧𝐢𝐠𝐡𝐭 [𝐜𝐡𝐚𝐧𝐛𝐚𝐞𝐤]
FanfictionBaekhyun, zatracając się we własnych ambicjach, spotyka wypranego z emocji Chanyeola.