seven

69 15 4
                                    

Emocje buzowały w nim jak nigdy dotąd, oddech z dnia na dzień stawał się szybszy, a wszystko inne wydawało mu się jakieś nieznośne i beznadziejne. Na swoje własne odbicie w lustrze reagował żałosnym płaczem, a myśli, które nieustannie błądziły mu po głowie, za wszelką cenę zagłuszyć chciał krzykiem i wrzaskiem. Oto nie mógł poradzić sobie z niczym od tamtego właśnie dnia, gdy ostatni raz go widział. Zapomnieć nie mógł o tych słowach, które nocą go nawiedzały, a w dzień wytrącały z równowagi. Był tak żałosny jak nigdy wcześniej i choć bał się tego uczucia, za wszelką cenę chciał uporać się z tym lękiem. Pragnął wyprzeć się tych emocji, przez które trudniej się mu oddychało i powrócić do umiłowania własnego ciała, sumienia i duszy. I gdy przez parę ciężkich dni nic nie przychodziło mu do głowy, w końcu, w pewną pochmurną środę, coś jakby olśniło go do takiego wręcz stopnia, że już w czwartek znalazł to, czego wcześniej poszukiwał.

Długo myślał nad działaniem. Przecież na głupca wyjść nie mógł, biorąc pod uwagę jego wszelki brak skromności i autentyczności, przy którym byłoby to nad wyraz prawdopodobne. Skupił się tamtego dnia jak nigdy dotąd i myślał tak długo, aż jego oczy same dobrowolnie się zamknęły, nie wykazując tym samym ani krzty poczucia zmęczenia, czy jakiegokolwiek wyczerpania. Śnił, a w tych snach swoich rzeczy były tak nadmiernie cudowne, że budził się momentalnie, nie wierząc w to, co miał przed oczami. I choć była to noc ciężka i niespokojna, dzięki niej właśnie postanowił interweniować. Miał w sobie to okropne uczucie determinacji i nieodpartą chęć zemsty, której w ogóle nie był w stanie powstrzymać. Dlatego też, z nastaniem słonecznego poniedziałku, zerwał się z łóżka z pierwszym promieniem słońca i udał się w miejsce dość niemile przez niego zapamiętane.

Wchodząc na scenę, czuł się tak, jakby całe życie do niego powróciło i każda pojedyncza emocja natychmiast opuściła jego ciało, by zaraz potem powrócić z niezrównaną siłą. Uczucia w sztuce uważał za niezwykle odmienne i różne od tych ludzkich i prawdziwych. Udawać mógł wszystko, chociaż pojęcia nie miał, skąd to się z niego wydobywa, skoro nigdy tego w zasadzie nie doświadczył. Teraz jednak głosił swoją rolę z premedytacją i, wirując w powietrzu, czuł się jak w niebie.

Ile to już czasu minęło, od ujrzenia tej twojej twarzy, za którą tęsknie niemiłosiernie. Ile godzin, ile minut! Łez tyle wylałem, iż się sam w nich topię i trwam nieskończenie. I rzecz jasna, oglądać cię już więcej nie mam zamiaru, chyba że spotkam cię gdzieś przypadkiem, a wzrok mój sam uniesie się w twoją stronę. Dlatego odejść muszę, choć serce mi się kraja.

Słowa wypowiadał, jakby w nieskończoność, brnąc najdalej, jak to tylko było możliwe. Pochłaniał całą scenę, a ona samą sobą go wciągała, zabierając mu przy tym oddech i resztki zdrowego rozsądku. Fakt, że miał na sobie strój bardziej dziewczęcy i jakoś uciążliwie przezroczysty był lekko krępujący, lecz w momencie, gdy nakładał go w obcej mu garderobie, wstydu w zasadzie wcale nie czuł, tylko niewyobrażalną dumę i zaszczyt.

- Mogę wiedzieć, co tu robisz? - odezwał się znikąd tak bardzo znany mu głos.

- Oślepłeś? - spytał ironicznie Baekhyun, patrząc na niego z ukosa. - A może okulary gdzieś zapodziałeś?

- Co ty masz na sobie? - warknął zdegustowany Chanyeol, szybko wchodząc na scenę i stając tuż obok niego. - To sukienka Miry.

- Widać. - mruknął Baekhyun, biorąc do ręki skrawek materiału. - Nie dość, że gra wręcz tragicznie, to szyje jeszcze gorzej.

- Doskonale wiesz, że to nie ty grasz rolę Amandy. - żachnął Chanyeol, patrząc mu prosto w oczy. - Kiedy w końcu zdasz sobie z tego sprawę?

- Nigdy. - powiedział pewnie blondyn, przybliżając się do niego jeszcze bliżej. - Ta rola jest dla mnie wprost stworzona.

- Po moim trupie - oburzył się brunet, ciągnąc go mocno za materiał sukienki.

- Jesteś świadom tego, co mówisz? - uśmiechnął się zawadiacko Baekhyun, patrząc na niego z dołu.

- A co? Byłbyś w stanie mnie zabić? - spytał Chanyeol, uważnie obserwując każdy najmniejszy detal jego twarzy.

Nie usłyszał już nic więcej. Blondyn szybko wpił się w jego wargi, jakby uciekając przed odpowiedzią i rzeczywistością. Stanął na jego butach, by móc go lepiej dosięgnąć, powodując, że zdezorientowany brunet przewrócił się na brudną podłogę, trzymając go mocno w objęciach. Całowali się, sięgając gwiazd, zamieniając słowa na czyny i poznając siebie na nowo. Było to dla Baekhyuna coś zupełnie nowego, coś, czego jeszcze nigdy nie doświadczył i strasznie tego żałował. Bowiem właśnie wtedy, gdy ręka bruneta zjeżdżała w dół jego talii, obracając przezroczystą sukienkę na niemal drugą stronę, nareszcie poczuł się odwzajemniony, pełen adoracji i wyższych wartości. I oboje trwaliby w tym błogim stanie, gdyby nie gwałtowny trzask drzwi i świst porywistego wiatru, który oddzielił ich od siebie.

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. - mruknął Chanyeol, wstając i ciągnąc go za sobą.

- I wcale nie muszę na nie odpowiadać. - żachnął się Baekhyun, patrząc się wszędzie, byle nie na jego twarz.

- Uciekasz ode mnie. - stwierdził Chanyeol, ponownie go do siebie przyciągając i całując go mozolnie w szyję. - Tchórzysz, Baekhyun.

- Masz mnie natychmiast puścić. - zaszlochał blondyn, nieudolnie próbując wydostać się z jego uścisku. - Ogłuchłeś? Puść mnie!

Jak zarządził, tak się stało. Blondyn ostatecznie wydostał się z jego objęć i z szybko bijącym sercem opuścił salę. Ilekroć nienawidził tego miejsca, tej twarzy i tych oczu, pewien był, iż jeszcze nie raz je ujrzy. Dla sztuki gotów był poświęcić niemal wszystko, nawet swoje serce, lecz takiego obrotu spraw w ogóle się nie spodziewał. Nie spodziewał się ani trzęsących się dłoni, ani oczu zamglonych, ani przyśpieszonego oddechu, spowodowanego przez ten dotyk, który go palił i ochładzał naraz. A teraz szedł samotnie po zupełnie nieznanej mu dotąd ulicy, w blasku nocnego księżyca, powtarzając sobie w myślach to, czego najbardziej pragnął się wyprzeć. Zakochał się. Zakochał się na amen.

𝐒𝐭𝐚𝐥𝐤𝐞𝐫𝐬 𝐨𝐟 𝐦𝐢𝐝𝐧𝐢𝐠𝐡𝐭 [𝐜𝐡𝐚𝐧𝐛𝐚𝐞𝐤]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz