{4} rozdział 19

227 21 18
                                    

Persi's P.O.V

Rano jedyne co wiedziałam, to to, że miałam sen. Byłam w nim ja i ten, co miał największą zabawę i aktywność podczas mojej krzywdy. Przepraszał mnie, a ja nie miałam pojęcia o co chodzi, ale on praktycznie się przede mną płaszczył i błagał o wybaczenie. Obudziłam się w momencie, gdy z jego ust wydobyło się imię mojego ojca. Pierwszy raz miałam sen o tacie. 

- Czyli nie za bardzo wyspana?

Wzdrygnęłam się na głos Deana, a gdy na niego spojrzałam, chciałam krzyczeć. Bynajmniej nie ze strachu.

Miał przyćpane oczy, które wskazywały na jego niedawne wstanie. Do tego te cudowne włosy, które były porozpieprzane na wszystkie strony świata, co dodawało mu uroku i takiego... Ja wiem? seksapilu? No i ta jego pozycja. Siedział na skraju łóżka, patrząc na mnie, a łokcie miał oparte na kolanach. Pomiędzy palcami tkwił mu papieros, z którego ulatniał się dym.

- Ty chyba też.-odparłam, widząc w jakim jest stanie. Miałam wrażenie, że źle mu się spało u mojego boku.

- Nie, akurat spałem dobrze, ale mam zjazd.-mówiąc to, przetarł oczy palcami.

- Czyli co?

- Czyli potrzeba mi... Czyli takie coś, kiedy naćpanie z ciebie schodzi.

- Jednak to były narkotyki.-mruknęłam bardziej do siebie niż do niego.

- Co?

- To, co sobie wstrzyknąłeś wczoraj.-spojrzałam na niego, a on przechylił głowę do boku.

- Tak, to były drugi.-przytaknął mi. Hm, chociaż mnie nie okłamywał.- A myślałaś, że co?

- Nie wiem.-wzruszyłam ramionami.- Pierwsze, co mi się nasunęło na myśl, to insulina.

- Nie.-prychnął śmiechem.- Insuline podaje się w specjalnych strzykawkach, a ta była sama widzisz jaka.-wskazał na małą, czerwoną kropkę na swoim ramieniu.- Do dupy i w chuj bolało.

- To narkotyki kupuje się w takich opakowaniach?

- Nie, ale niektórzy dealerzy tak sprzedają.-wyjaśnił, wstając z łóżka.- Prześpij się jeszcze, a ja rozgrzeję ognisko.-pokierował się do wyjścia.

- Moi rodzice się pewnie o mnie martwią.-rzuciłam, przez co spojrzał na mnie.

- Twój tata wie o wszystkim i powiedział, że lepiej będzie, jak zostaniemy tu kilka dni. Aż... No wiesz, wszystko się uspokoi.

- Czyli co? Mamy zostać w tej dziurze? Z... Tym?-wskazałam na olbrzymiego grzyba na ścianie.- I tym?-przeniosłam palec na mysią jamkę w ścianie.

- Zawsze możesz spać na polu.-uśmiechnął się złośliwie i wyszedł, po raz koleiny zostawiając mnie samą.

Chciałam zasnąć, ale nie mogłam, bo ciągle myślałam o tym, co się stało i o tych wszystkich myszach i szczurach, które pewnie w tamtej chwili krążyły wnętrz ścian i...

- Dean.

Wyszłam z łóżka i popędziłem w stronę drzwi, które otwarłam szarpnięciem. Zobaczyłam go, jak grzebał patykiem w ognisku, które dawało miłe ciepło i poświatę.

- Um.-mruknęłam, obejmując swoje ramiona, podczas gdy moje stopy stawiały niepewne kroki w jego kierunku.

- Nie możesz spać?

- Tak jakby.-usiadłam obok ogniska, przyciągając kolana do piersi i obejmując je rękami.- Która godzina?-zapytałam, bo zauważyłam, że za oknami jest jeszcze ciemno.

- Koło drugiej w nocy.-odparł, siadając koło mnie w siadzie skrzyżnym.

- Spaliśmy... Godzinę?

- Ty spałaś.-uśmiechnął się do mnie.- Ja leżałem i starałem się opanować chęć sięgnięcia po narkotyki, których nie mam tak na marginesie, ale potem stwierdziłem, że leje na to i wstałem po papierosa.-wytłumaczył, opierając się rękami za swoimi plecami.

- Jesteś uzależniony.

- Whoa.-zaśmiał się, ale dla mniw nie było w tym nic zabawnego.- Powiedziałaś mi nowinę.

- Nie robisz z tym niczego?

- A po co?

- No... Z tego, co wiem, to narkotyki wyniszczają ciało.

- Wiesz, moja dusza już nie żyje.-jego wzrok zmienił się i nie było w nim już niczego, co wskazywało by na rozbawienie.- Teraz zabijam ciało.-te słowa wywołały niemiłe ukłucie w mojej kaltce piersiowej.

Zamilkłam, przenosząc wzrok na ogień, który był wyjątkowo piękny.

- Wiesz co?-odezwał się po chwili.- Zastanawiałem się jak taka krucha dziewczynka jak ty mogła przeżyć gwałt i jego próbę i się nie załamać psychicznie.

- Skąd wiesz, że się nie załamałam?

- Siedzisz tu ze mną, czyli nie popełniłaś samobójstwa. Ran też nie masz, co dowodzi temu, że się nie tniesz. Nie miałaś pojęcia, co to zjazd, więc nie ćpasz. I w nocy dałaś mi się przytulać, czyli nie boisz się dotyku.

- Boję.-wyszłam mu na przeciw, bo to nie tak, że jeżeli nie mam ran na ciele, to nie mam ich w ogóle.

- Czego?

- Samotności.-oparłam policzek na kolanie, patrząc na niego bez uczuć, ale to była tylko przykrywka, bo wewnątrz mnie była prawdziwa batalia emocji.

Milczeniem dał mi znak, że mam kontynuować, więc z mocno bijącym sercem to zrobiłam.

- Boję się, że gdy zostanę sama, oni przyjdą i dokończą to, co zostało im przerwane.

- Nikt nie wie o istnieniu tego domku. Mało prawdopodobne, że ktoś tutaj przyjdzie.-uspokajał mnie, ale ja te wszystkie rzeczy, którymi mnie uspokajał wiedziałam.

- Ja to wiem, ale powiedz to mojej świadomości.-uśmiechnęłam się pomimo tego, jak źle się wtedy czułam.

- Powiem jej, kiedy powróci z krainy snów.-zaśmiał się, wyciągając moją dłoń z żaru ogniska. Nic mi nie było oprócz lekkiego zaczerwienienia skóry.

- Och, Boże.-przyciągnęłam dłoń do swojej klatki piersiowej.- Zginę w końcu.

- Nie przy mnie.

Ułożył dłoń na moim kolanie, co dodało mi otuchy, a jego lekki uśmiech spowodował uniesienie moich kącików ust.

O My God! || Loki Laufeyson ||✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz