Rozdział 6

69 5 4
                                    

Obudziłam się siedząc na fotelu samochodowym. Szybko rozejrzałam się wokół. Na zewnątrz panował pół mrok. Byłam w stanie zauważyć rzeczy znajdujące się w pobliżu przez niewielkie promyki słońca. Spostrzegłam, że jestem przykryta marynarką Iana, jednak chłopaka brakowało na miejscu kierowcy. Sprawdziłam, która była godzina. 04:34. Jeszcze przed chwilą była północ, a teraz już prawie świt. W lusterku zauważyłam, że moja rana na czole zaschnęła się. Dotknęłam jej delikatnie i syknęłam z bólu. Z rzuciłam z siebie marynarkę i ułożyłam ją na tylnim siedzeniu. Otworzyłam drzwi i wyszłam zaczęłam się rozglądać. Nagle zauważyłem, że za samochodem leży szatyn. Podbiegłam do niego i zaczęłam pukać go po twarzy.
- Ian! Obudź się! - pisnęłam. Chłopak zaczął coś mamrotać pod nosem. Po chwili otworzył ciężko oczy. Pomogłam mu wstać i poprowadziłam go do auta. Położyłam go na tylnim siedzeniu i przypatrywałam się mu dokładnie.
- Myślisz, że jesteś mi potrzebna - zaczął szatyn z zamkniętymi oczami.
- Słucham? - szepnęłam.
- Powinnaś spieprzyć wtedy w lesie - kontynuował - Teraz przy pierwszej lepszej okazji oddam cię w łapy tych ludzi. Mam cię głęboko w dupie, mogą cię nawet zabić. Tylko utrudniasz mi całe działanie - wysyczał jadowicie nadal nie otwierając oczu. Otworzyłam buzie ze zdziwienia. Jak on tak mógł? To ja się narażam, ryzykuje swoim życiem, a on ma jeszcze mi to za złe?! Wysiadłam z auta najszybciej jak umiałam. Podparłam się o maskę pojazdu i zaczęłam głęboko oddychać. Nie mogłam uwierzyć w to wszystko. On powiedział to na prawdę i przez ten cały czas ukrywał fakt, że mnie nie potrzebuje czy to tylko przez to, że walnął się w głowę?
Gdy trochę ochłonęłam wróciłam do środka. Dwudziestopięcio latek zasnął. Stwierdziłam, że zrobię to samo. Obudziłam się o 7:33. Spojrzałam za siebie. Chłopak jeszcze spał. Zaczęłam go lekko szturchać. Po chwili otworzył minimalne oczy.
- Nicola.. - szepnął.
- Cśii.. - uspokoiłam go i przyłożyłam mu mokrą chusteczkę do czoła.
- Jak ja się tu znalazłem?! - zdziwił się.
- Długo by tu opowiadać - uśmiechnęłam się smutno. Chłopak rzucił niezrozumiane spojrzenie.
- Jak się czujesz? - spytałam pzerywając niezręczną ciszę.
- Zemdlałem? Dlaczego? - zdziwił się.
- Pewnie przez dragi - wysyczałam.
- Ah.. sorry nie chciałem, żeby tak wyszło - westchnął. On nic nie pamiętał. Czyli to bardzo możliwe, że to co mi powiedział było spowodowane opuszczaniem narkotyków z jego organizmu. Tak czy tak było mi bardzo przykro, ale lepiej, żeby się on o niczym nie dowiedział.

**Ian
*Dwa dni później
Dotarliśmy na miejsce wyznaczone przez porywaczy. Był to jakiś opuszczony blok. Weszliśmy do środka. W jednym z pomieszczeń miała znajdować się Kate. Po długich poszukiwaniach znaleźliśmy ją. W pokoju było wybite okno, pod którym znajdowało się obszarpane łóżko. Pod ścianą na przeciwko wejścia stał siwy staruszek, który przez ten czas dawał nam rozkazy i dwóch goryli w okularach przeciwsłonecznych oraz w garniturach. Za mną stała nic nie odzywająca się Nicola. Ja znajdowałem się centralnie w futrynie drzwi pokoju.
- Kate! - westchnąłem z ulgą i podbiegłem do niej. Mocno objąłem ją swoimi ramionami i ucałowałem jej czoło. Spostrzegłem, że dziewczyna ma związane dłonie liną. Zacząłem delikatnie uwalniać ją z ucisku.
- Dawaj kasę! - rzucił krótko starzec.
- 50 tysięcy tak jak było mówione - odezwał się jeden z goryli.
- Nie, nie dam wam ani grosza! - rzuciłem dalej męcząc się z tą cholerną liną. Spojrzałaem w oczy mojej ukochanej i smutno się uśmiechnąłem. Nagle zza moich pleców rozbrzmiał piskliwy głos. Momentalnie odwróciłem się o sto osiemdziesiąt stopni. Zauważyłem, że staruszek i jego obstawa złapali Nicolę. Dziewczyna próbowała się wydostać z uścisku mężczyzny. Jeden z nich niespodziewanie wyciągnął zza siebie pistolet i przyłożył go do szyi brunetki.
- Zostaw! - krzyknąłem.
- Kasa! - rzucił starzec. Przygryzając wargę przeczesałem nerwowo włosy.
- Ian nie dawaj im nic oni tylko blefują. Nic mi nie będzie. Zabierz Kate do domu - odparła Nicola.
- Blefować?! Ależ nic podobnego - uśmiechnął się jeden z ochroniarzy trzymając kurczowo broń. Spuścił ją na dół i wymierzył w jej udo. Nagle padł strzał. Głośny krzyk Nicolii z bólu sprawiał, że moje uszy krwawiły z żalu.
- Nie! - wydarłem się najgłośniej jak tylko umiałem - Dam wam te pieniądze, ale zostawcie ją.
Mówiąc tą wyciągnąłem z kieszeni portfel, wyszukałem kartę kredytową i rzuciłem im ją przed stopy.
- Jest na niej 55 tys bierzcie ją i odpierdolcie się od nas - syknąłem. Starzec podniósł ją i powiedział coś po cichu gorylowi. Ten podszedł do jakiejś torby i wyciągnął laptopa.
- Sprawdzimy czy nas nie okłamujesz - westchnął - Prawda Kate? - dodał.
- Jasne - odpowiedziała piskliwym głosikiem. Co do cholery?!
Spojrzałem na nią zdziwiony. Dziewczyna podeszła do starca i położyła mu dłoń na ramieniu.
- Kate od początku była z nami, przed tobą tylko grała - wytłumaczył.
- Jakiś ty naiwny słonko - pisnęła zadowolona. Złość się we mnie gotowała. Starzec zaczął się perfidnie śmiać, po czym popchnął Nicole, która stała przed nim w moim kierunku. Dziewczyna upadła niedaleko mnie na kolana. Podbiegłem do niej i pomogłem jej wstać. Syczała z bólu.
- Na sam koniec przygotowałem niesamowitą niespodziankę - rzucił jakieś pudełko na łóżko - Bomba! Tik Tok 4 minuty.
- Podaj kod do karty - odparł goryl. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Wyjście było wolne.
- 360...45.. - zacząłem powoli. Podbiegłem do nie robiącego goryla i dałem mu z kolanka. Nicola podbiegła do drugiego i przywaliła mu laptopem przez twarz. Szybko opuściliśmy pokój. W tle było słychać tylko krzyk starego:
- Co z was za gamonie! No dalej gonić ich!

Zaczęliśmy błądzić po korytarzach. Zapomnieliśmy jak my tu doszliśmy.
- Chodź tu, tak to chyba tu! - wysapałem ze zmęczenia. Trzymając dłoń dziewczyny. Nagle poczułem, że jej nie ma. Odwróciłem się i zobaczyłem, że ta siedzi na ziemi i łapie się za nogę.
- Nie dam rady Ian... Idź, biegnij, bo zaraz będzie wybuch - westchnęła.
- O nie, nie ma mowy, że cię tu zostawię - rzuciłem i podniosłem dziewczynę na rękach. Zacząłem iść szybkim krokiem po schodach. Byłem kompletne bez żadnych sił. Przystanąłem na chwilkę by odpocząć.
- Za ciężko ci - wgramoliła się z moich rąk i stanęła przede mną.
- Chodź na barana, będzie lepiej - odwróciłem się do niej plecami. Dziewczyna wskoczyła na mnie.
- Błagam tylko uważaj na nogę - powiedziała. Ruszyliśmy. W końcu się udało byliśmy na parterze. Widzieliśmy już drzwi wyjściowe. Zacząłem przyspieszać kroku.
Kiedy nagle..

Uprowadzona nie zwrócona Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz