Alone [Oneshot]

170 22 5
                                    


Całe galaktyki jeszcze długi czas żyły procesem Alice Shepard.

Wyrok, który tam zapadł, miał tyle samo zwolenników, co wrogów. Rada Przymierza z pewnością miała ich mniej, nie tylko przez sposób, w jaki potraktowała osobę, która uratowała ich wszystkich. Wizerunek siły, która miała bronić świata przed wrogami, upadł bezpowrotnie. To garstka dezerterów stawiła czoła Zbieraczom, podczas gdy Rada nie zrobiła kompletnie nic.

Jedno wydarzenie, które zachwiało równowagą systemu.

Co się stało z Shepard?

Wyrok został podtrzymany prawie w całości. Prawie. Uchylono wyrok śmierci.

Z wdzięczności? Skądże. To przecież politycy decydowali o jej losie, a nie prości obywatele czy żołnierze.

Po prostu taki był wynik chłodnej, bezdusznej kalkulacji. Uznano ją za użyteczną w obliczu zagrożenia, którego nie można już było dłużej negować. Które tylko ona tak naprawdę znała. Nie chciano, by stała się męczennicą, symbolem nieudolności Rady.

Poza tym... Cóż, system. Nie można było ryzykować kolejnych komplikacji, prawda?

Dlatego postanowiono pozbyć się jej w inny sposób. Była symbolem nie tylko bohaterstwa i ludzkości, ale i zagrożenia, które nadchodziło... a być może również zagłady. A to nie było pożądane. Ani wygodne.

Dlatego Shepard została przetransportowana na Ziemię, usunięta z areny politycznej i medialnej, a politycy rozpoczęli wprowadzanie swojego planu...

***

Zapadała się.

Coraz bardziej i bardziej.

W sobie, w złych wspomnieniach, w koszmarach, które przychodziły nocą, w bezsilności i bezczynności... W poczuciu winy. Za wszystkich, których skazała na śmierć, którym nie mogła pomóc i którzy zginęli pod jej dowództwem.

Ashley, Thane...

Thane... Nie pamiętała modlitwy do końca. Czy nie spotkają się przez to po drugiej stronie? Zawiodła go.

Jak wszystko... wszystko chyliło się ku upadkowi. Ona również. Z taką myślą się budziła i zasypiała. Nie mogła spać, jeść, funkcjonować.

Zresztą... Nie musiała. Zamknięta w luksusowej klatce, w swoim apartamencie, jej jedynym zadaniem było nie poddanie się szaleństwu.

Co nie było takie proste.

PTSD – tak określili jej stan lekarze.

A następnie zabrali jej wszystko, na czym jej zależało - wolność, możliwość wyboru, kontakt ze światem, z załogą... z przyjaciółmi. Wszystko, aby „ograniczyć bodźce, które silnie wpływają na emocje" oraz „dać przestrzeń do zrównoważonej, spokojnej regeneracji psychicznej". Innymi słowy: pieprzenie, pretekst aby Alice Shepard nie mieszała już więcej w ładzie, który próbowano zaprowadzić. Żeby zniknęła.

Chcieli dać jej jakieś tabletki. Odmówiła. Nie miała zamiaru dać się otumanić, zniewolić uzależnieniem od antydepresantów i normotymików. Jej umysł był jej własnym, jej emocje i cierpienie również. Nikt nie będzie jej mówił, jak ma sobie z nimi radzić.

Radzić?

Co za żart.

Może ona w ogóle nie miała ochoty sobie z nimi radzić? Przynajmniej nie teraz. Teraz chciała, żeby wszyscy dali jej święty spokój.

Chciała... spać.

Chciała, żeby ktoś inny zajął się ratowaniem świata... Może kogoś innego by posłuchano i rzeczywiście wprowadzono działania przygotowawcze, żeby mieć jakąkolwiek, choćby najmniejszą szansę na przetrwanie?

[Mass Effect] Alone  ✔︎Where stories live. Discover now