Siedząc w pokoju, wertował już trzeci raz treść listu, nie dowierzając, że otrzymał odpowiedź. Co prawda w głębi serca miał nadzieję, że Draco jednak zdecyduje się odpowiedzieć, ale już zbyt często słyszał chorując, że nadzieja jest matką głupich. Najczęściej tak odpowiadali mu znajomi, kiedy mówił im, że lekarze dają mu jakieś szanse na przeżycie. Z początku bolały go takie słowa, ale przyzwyczaił się. Nie liczył na litość i wsparcie, którego nigdy nie otrzymał w życiu — tym bardziej nie spodziewał się na jakikolwiek cud.
Nie chciał też zbędnie robić z siebie ofiary losu. Dobrze wiedział, że wiele innych osób dzieli gorszy los niż on, ale czasami po prostu się nie dawało inaczej. Siadał wtedy z głową w ramionach, powtarzając jak mantrę, że to chwilowe, że będzie zaraz lepiej.
Nie było i nigdy nie będzie.
Pokonawszy Voldemorta praktycznie jego sens życia się skończył. Tak, dosłownie się skończył. Dołączył do świata dorosłych, szczęśliwy, że jego senne koszmary się skończyły. Planował, aby wraz ze swoją słodką Ginny założyć ciche gniazdko na krańcu Londynu. Pamiętał, że chciał mieć syna. Rudowłosa stanowczo się nie zgodziła, dodając śmiechem, że córeczka też musi być w pakiecie.
Za wielkimi namowami pary rodziców dziewczyny, zgodzili się, aby ich najmłodsze dziecko wyleciało z gniazdka przed ślubem. Nadal ten pomysł nie zdobył przychylnego oka pani Weasley, która twierdziła, że jest zbyt za wcześnie na wspólny dom, a mieszkanie na kocią łapę wcale nie polepszałoby sprawy. Ginny rzuciła tylko, że szybko się pobiorą i nie będzie to stanowiło problemu.
Do ślubu jednak nigdy nie doszło.
Jak szybko cała sielanka się zaczęła, tak szybko skończyła. Dobrze wiedział, że para, która się nie kłóci nie jest dobra, aczkolwiek to przerastało wszystko.
Zaczęło się niewinnie. Najpierw były zwykłe docinki, które przerodziły się w parogodzinne kłótnie, kończące się wyprowadzkami do znajomych. W takich momentach szczególnie wątpił, że kiedykolwiek się ułoży i zbudują swoje gniazdko. Coraz częściej Ginny inaczej pachniała, a skórę przyozdabiały drobne plamy, a on coraz mniej wierzył, że cokolwiek mu powie. Nie chciał jej o nic oskarżać, ufał jej. Ufał swojej małej, słodkiej Ginny, oskarżającej go o liczne romanse. To nie on inaczej pachniał, to nie on wracał późno do domu, to nie on miał malinki i zadrapania. Pomimo tego, nigdy nie odważył się ją zbluzgać, tym bardziej podnieść głos w kłótni pierwszy. Pragnął, aby rudowłosa czuła się przy jego boku swobodnie — w przeciwieństwie do tej atmosfery, jaką ona mu dawała.
Kiedy nie miał jakiejkolwiek nadziei na to, by uratować cokolwiek z tego związku, poszedł zwyczajnie do baru. Od tak, aby się zapić na śmierć. Był początek lipca, dlatego mógł cieszyć się urlopem i Weasley przy boku w luksusowym hotelu nad zagranicznym, egzotycznym morzem. Chociaż, że chciał napawać się obecnością narzeczonej i morza, ostatecznie zostało mu tylko morza.
Zamawiając kolejnego drinka, dosiadł się do niego dobrze mu znany, podobnie jak on, obcokrajowiec w barze. Mężczyzna przedstawił się jako Louice, z początku rozmawiając z nim po naciąganym francuskim.
Jak się okazało, Louice uwielbiał książki, fascynował się podróżnictwem i władał paroma językami. A co najlepsze, dziwnie przypominał mu kogoś dobrze znanego. Nie śmiał jednak zapytać Francuza, czy na pewno nim jest, bo wydawało mu się to zbyt niegrzeczne i z pewnością przerwałoby swobodną gadkę, której nigdy nie chciał przerywać. Dziwna aura magnetyzowała go do mężczyzny, pragnąc być bliżej niego, wiedzieć o nim wszystko. Był wiernym pocieszycielem, mówił mu, że ułoży się. Potter za wszelką cenę chciał mu się odwdzięczyć tym samym.

CZYTASZ
disgusting; drarry
Fiksi Penggemar❝kiedy harry będąc nieuleczalnie chorym, koresponduje z draconem, bojąc spojrzeć mu w twarz❞