Każdy kij ma swoje mrowisko

730 104 210
                                    

Po sali sportowej liceum Seijou nieustannie niosły się odgłosy, świadczące o aktywnym treningu drużyny. Yahaba przystanął, ocierając wierzchem dłoni pierwsze poty. Przymknął oczy, wsłuchując się w te, tak dobrze sobie znane dźwięki. Pisk trampek, piłka zderzająca się z otwartą dłonią, nadgarstkami, parkietem czy też padające na ziemię ciało – wszystko to brzmiało inaczej. Szatyn nieco odpłynął i przyłapał się na tym, że w jego głowie pojawiały się wizualizacje tych wszystkich akcji z jego udziałem. Uśmiechnął się pod nosem i uchylił powieki. Skierował swoje spojrzenie na Kindaichiego, ćwiczącego nieopodal bloki z dwoma pierwszakami, następnie na Watariego, który z kolei udzielał wskazówek drugorocznemu, w czym przeszkodził im młodszy kolega, jak zwykle chcąc zwrócić na siebie uwagę. Przez dłuższy moment wpatrywał się w nowicjuszy wyskakujących kolejno do ataku, nad którymi rozgrywający im chłopak załamywał ręce. Gdzieś mignął mu również Kunimi, który obijał się nieco, wykorzystując nieobecność trenerów. Właśnie przez to, że mieli coś do załatwienia, na sali panował lekki chaos. Mimo to, każdy był obecny i szlifował swoje umiejętności. Poza jedną osobą.

Yahaba ostatni raz rozejrzał się po ćwiczących na sali kolegach w nadziei, że jednak ujrzy na niej nowego asa drużyny. Na próżno. Jakiego zdania nie miałby na temat Kyoutaniego, to akurat opuszczania treningów się po nim nie spodziewał. Tak jak zauważył Oikawa, blondyn ćwiczył nawet w pierwszej klasie, kiedy odszedł z drużyny, a więc siatkówkę traktował poważnie. Dowodem na to był też fakt, iż wczoraj – co prawda na swój dziki sposób, ale jednak – poprosił Shigeru, by poćwiczył z nim dzisiaj atak. Szatyn był wówczas naprawdę zadowolony z tego małego postępu. Może było to naiwne, ale liczył, że wciąż pamiętał jego słowa z meczu przeciwko Karasuno i w jakiś sposób wpłynęły one na jego zmianę. O ile takowa była, bo teraz zaczynał wątpić.

Westchnął poirytowany.

— Gdzie on się podziewa? — mruknął bardziej do siebie, krzyżując ramiona na piersi.

— Ano, kapitanie! — zwrócił się w jego stronę pierwszoroczny Miwa, ćwiczący wraz z rzepogłowym i swoim piegowatym kumplem. — Jeśli chodzi o Kyoutaniego to tuż przed treningiem widziałem go z kolegami za szkołą. — Brew szatyna podjechała do góry, a w jego oczach widać było niedowierzanie, jakby nie był pewien, czy nie jest to kolejny nieśmieszny żart w wykonaniu pierwszaka. — Swoją drogą, nie wiedziałem, że jakichś ma — zachichotał wyżej wspomniany, szturchając piegusa — ale to podejrzane typy — dodał już poważniej. Wątpliwości zostały rozwiane. Yahaba potarł skroń ze zirytowaniem.

Ile razy nie widziałby Kyoutaniego na szkolnym korytarzu, ten zawsze był sam, a inni uczniowie trzymali się od niego na bezpieczną odległość. Dosłownie. Nikt nie chciał go przypadkowo choćby szturchnąć, obawiali się Wściekłego Psa, który w każdej chwili mógłby ich pogryźć. Dlatego coś z pewnością było nie tak i Shigeru nie zamierzał tego tak zostawiać, nie potrzebował chuligana w drużynie.

Skinął w podzięce i odwrócił się z zamiarem powrotu do treningu, obiecując sobie przy tym, że z Kyoutanim rozprawi się jak tylko go zobaczy, ale usłyszał za sobą niepewny głos Kindaichiego:

— Właściwie — brunet obejrzał się znacząco na stojącą przy nim dwójkę pierwszaków. Miwa nie załapał aluzji, ale na szczęście piegus okazał się bardziej ogarnięty.

— Wracamy do ćwiczeń — mruknął, ciągnąc zawiedzionego kumpla za ramię. Yahaba patrzył przez chwilę za nimi, po czym przeniósł zainteresowane spojrzenie na twarz Kindaichiego. Był ciekaw, co ma do powiedzenia na temat Kyoutaniego.

— Widziałem go z tymi jego niby kolegami — bąknął, wyraźnie nie będąc zadowolonym z tego, iż musiał być świadkiem owego zajścia.

— Niby? — zdziwił się Yahaba, unosząc brew.

Każdy kij ma swoje mrowisko | Haikyuu I KyouHaba |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz