15.

2.3K 182 6
                                    

Camila's POV

- Prze... Przestań - z trudem łapałam oddech. Gdy spróbowałam wstać, ktoś kopnął mnie, tak, że ponownie upadłam na ziemię. Z nosa leciała mi szkarłatna krew. Z trudem przewróciłam się na plecy, podpierając rękami. Nade mną stał Shawn. Dlaczego mi to robił?

- Lesba! Pierdolona dziwka! - wrzeszczał, nie przestając kopać.

Nagle ktoś pociągnął mnie za włosy, sprawiając, że jęknęłam żałośnie. Moja własna matka wymierzyła mi cios w policzek, przy okazji wtórując Shawnowi. Koło niej dostrzegłam ojca...

- Lauren... - szepnęłam.

Po tych słowach mój ojciec uderzył mnie pięścią, a przed moimi oczami pojawiła się ciemność.

***

Obudziłam się zlana potem. Zauważyłam, że trzęsłam się z zimna. Postanowiłam wziąć parę głębokich oddechów, jednak mimo to chłód w moim ciele nie ustawał. Było mi cholernie zimno. Gdy spróbowałam wstać i zejść na dół po szklankę wody, zrobiło mi się ciemno przed oczami, więc ponownie wróciłam do łóżka. Była trzecia w nocy, a ja nie chciałam nikogo obudzić. Poleżałam jeszcze chwilę, a w przypływie sił w końcu jakoś udało mi się zejść na dół. Przyłożyłam rękę do swojego czoła. Miałam gorączkę? Chyba tak...

Lauren. To pierwsza osoba, która przyszła mi na myśl. Zadzwoniłam do niej, a ona odebrała już po drugim dzwonku. A może trzecim... Czułam się tak cholernie słabo, równie dobrze mogłabym się położyć na kanapie i już nigdy nie obudzić...

- Camz? Czemu nie śpisz? Coś się stało? - usłyszałam zmartwiony, zdenerwowany głos Lauren. Nie miałam siły odpowiadać na te pytania.

- Lo, ja... Nie powinnam cię bu...dzić.

- Camz, co się dzieje? Źle się czujesz? - panikowała. A może tylko mi się tak wydawało.

- Tylko... Trochę... - usiadłam na krześle, a nieprzyjemne dreszcze zawładnęły moim ciałem.

- Cholera, już jadę, trzymaj się - po tych słowach zakończyła połączenie.

Znowu zostałam sama...

Lauren's POV

Ubrałam się jak najszybciej, po czym biegiem wsiadłam do auta. Przejechałam na każdym czerwonym świetle - jeśli chodziło o Camilę, to gówno obchodziły mnie jakieś pieprzone przepisy drogowe.

Nacisnęłam na klamkę drzwi, ale, cholera, były zamknięte. Zrozpaczona, właśnie wyjmowałam telefon, by zadzwonić do Camz, gdy w blasku księżyca ujrzałam jej bladą twarz.

- Lau-ren - powiedziała, a ja złapałam ją, gdy upadła w moje ramiona. Kurwa mać. Jest źle... Bardzo źle...

Przeniosłam dziewczynę na kanapę w salonie i odruchowo dotknęłam ręką jej czoła. Było rozpalone. Cholernie duża gorączka.

Nie znałam się na takich rzeczach, więc lekko spanikowana rzuciłam się na szafki w kuchni. Otwierałam jedną po drugiej, wysypując zawartość szuflad na podłogę. Z salonu dobiegło mnie słabe biadolenie Camili, które mówiło, że było z nią naprawdę źle. Gdy udało mi się znaleźć tabletki, trzęsącymi rękoma podałam dziewczynie leki, które uznałam za stosowne do sytuacji. Mówiłam już, kurwa, że się na tym nie znałam. Zabrałam butelkę wody mineralnej z rąk Camili i niecierpliwie czekałam na korzystny efekt.

- Tak mi słabo, Lo - szepnęła.

- Kurwa, Camz, będzie dobrze - próbowałam ją pocieszyć. No i siebie, przy okazji. Gdyby się jej coś stało, nie wybaczyłabym tego sobie.

- Połóż się obok mnie - poprosiła. Nie widziałam już blasku w jej oczach ani nieśmiałego uśmiechu na ustach.

- Dobrze.

Spełniłam jej prośbę, mimo że ta kanapa była cholernie niewygodna. Czułam płytki oddech Camili przy moim ramieniu. Objęłam ją ramionami, ogrzewając swoim ciałem.

Ku mojej głębokiej uldze, po jakimś czasie zrobiło jej się lepiej. Moja metoda, im więcej, tym lepiej, chyba zadziałała.

Gdy już prawie zasypiałam, wtulona w ciało Camz, dziewczyna niespodziewanie się odezwała.

- Lo, wiesz, że cię kocham, prawda?

- Tak, Camz. Ja też cię kocham.

Nie odezwałyśmy się więcej aż do następnego ranka.

Walcz o Mnie (Camren)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz