3.

3.8K 266 15
                                    

Lauren's POV

Posadziłam dziewczynę na stojącym obok niej krześle. Byłyśmy same.

- Dziękuję - wychrypiała. Wciąż oddychała płytko i nierówno.

Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo do sali z hukiem wpadł mój rozgniewany trener i jeszcze jedna blondwłosa dziewczyna, która natychmiast pospieszyła w stronę brunetki.

- Kurwa, Jauregui, co to miało być?! - trener aż kipiał ze złości.

- Uznam, że to było pytanie retoryczne - odparłam chłodno.

Nagle jego zimna ręka przeszyła mój policzek. Złapałam się za niego, czując pieczenie. Cholera. Dziewczyna, z którą przed chwilą stoczyłam walkę, wstała z krzesła i chwiejnym krokiem podeszła do mężczyzny, po czym powiedziała:

- Z-zostaw ją! - na te słowa i ona poczuła mrowienie przy kości policzkowej. Jęknęła.

Kurwa mać.

Posunął się za daleko. Wymierzyłam mu cios w brzuch, na co skrzywił się wpół.

- Tylko spróbuj jej coś zrobić, a policzysz się ze mną - szepnęłam mu do ucha.

Kiwnęłam głową na dziewczyny i we trójkę skierowałyśmy się w stronę wyjścia. Przy drzwiach dodałam:

- Aha, zapomniałam, odchodzę.

- Pierdol się - syknął.

- Wzajemnie - powiedziałam, siląc się na spokój. Z trzaskiem zamknęłam drzwi.

***

Wyszłyśmy na pustą ulicę. Odezwałam się pierwsza.

- Camila, tak? - niepewnie kiwnęła głową. - Ja jestem Lauren, a ty... - posłałam pytające spojrzenie w kierunku blondynki.

- Dinah, przyjaciółka Camili - uścisnęła mi rękę.

Trwałyśmy w niezręcznym milczeniu, aż do chwili, w której odezwała się dziewczyna imieniem Dinah.

- Trochę głupio wyszło z tym pojedynkiem... Przepraszam, że kazałam ci tu przyjść, Mila. To był naprawdę głupi pomysł - ledwo skończyła zdanie, bo przygwoździłam ją do ściany pobliskiego budynku.

- Co jest, do cholery?! - krzyknęła.

- To był twój pomysł?! - wrzasnęłam równie głośno.

- Dziewczyny, przestańcie! - Camila próbowała przerwać naszą kłótnię.

- Chciałam dobrze...

- Serio?! - potrząsnęłam nią, wciąż nie popuszczając uścisku na jej ramionach.

- W końcu to nie ja ją zbiłam, tylko ty - wyrywała mi się.

- Pieprz się - syknęłam. Camila nie wytrzymała i podbiegła do nas.

- Ja pierdole, stop! Nic się nie stało, okej?

Zauważyłam, że na twarzy zrobiły się jej sińce, policzek miała zaczerwieniony, a lewe oko spuchnięte. Z niewielkiego rozcięcia na podbródku leciała krew.

Natychmiast puściłam blondynkę.

- Mój dom znajduje się parę przecznic dalej. Mam w nim apteczkę. Dasz radę iść? - zapytałam Camilę, na co pokiwała głową.

- Dinah... - zaczęła, ale ja nie dałam jej dokończyć.

- Powinnaś już iść. Porozmawiacie potem. Zajmę się nią - powiedziałam do niej.

Dinah prychnęła, ale po wymruczeniu jakiegoś pożegnania, na szczęście odeszła.

Bez większych przeszkód udało nam się dojść do mojego niewielkiego mieszkania. Serce pękało mi za każdym razem, gdy w drodze słyszałam ciche pojękiwania Camili.

Zaraz... Dlaczego tak bardo obchodziło mnie to, jak się czuła?

***

Dziewczyna usiadła na kanapie, a ja przyłożyłam jej lód do oka i przemyłam inne drobne rany.

- Przepraszam za wszystko - spuściłam głowę.

- Nie masz za co przepraszać - Camila uśmiechnęła się blado. - Przecież wiedziałam, że tak to się skończy - westchnęła. Po chwili milczenia zapytała:

- Dlaczego? - uniosłam brew. - Dlaczego mi pomogłaś?

- Ja... - odwróciłam wzrok. Właśnie, dlaczego? Sama nie potrafiłam odpowiedzieć na dane pytanie, bynajmniej nie posiadałam tak rozbudowanego słownictwa, by móc wyrazić to słowami. - Po prostu miałam już dość - zakończyłam szybko.

- Chyba powinnam wracać, nie chcę sprawiać ci kłopotu... - zaczęła mówić, próbując wstać z kanapy. Nie. Ma. Takiej. Opcji.

- Nie! - krzyknęłam odrobinę za głośno. - To znaczy... Ekhem... Możesz zostać tak długo, jak tylko zechcesz - poprawiłam się.

- Dziękuję, ale naprawdę powinnam już iść. Pojutrze wracam do szkoły, mam mnóstwo sprawdzianów, a chcę dobrze zaliczyć ten rok.

- Podwiozę cię - oznajmiłam, ruszając w kierunku drzwi. Poczułam, że mam motyle w brzuchu.

Cholera, co się ze mną działo?

Camila's POV

Lauren pomogła mi wsiąść do swojego czarnego mercedesa. Przy każdym kroku powstrzymywałam się, by nie jęknąć. Piekielnie mnie bolało.

- Chodzisz tutaj do szkoły? - zapytała w czasie jazdy.

- Tak - pokiwałam głową, chociaż tego nie mogła zobaczyć, bo była zbyt skupiona na drodze. - Nigdy cię tam nie spotkałam - po chwili milczenia wypaliłam pierwsze, co przyszło mi na myśl.

- Bo ja swoją szkołę skończyłam już rok temu, głuptasku - ostatnie słowo wypowiedziała szeptem. A może się przesłyszałam? Nasze spojrzenia na moment się spotkały. Jej intensywnie zielone tęczówki utkwione były we mnie. Przez moją głowę przebiegło tysiąc różnych myśli. Wtedy Lauren przeniosła swój wzrok ze mnie z powrotem na jezdnię, a czar prysł. Nasze uszy dobiegł dźwięk klaksonu jakiegoś samochodu, znajdującego się z tyłu.

Kilkaset metrów przed nami stał rządek aut. Korek. Spojrzałam na prędkościomierz znajdujący się na wysokości ramienia Lauren: 121 km/h. Boże, tylko nie to.

- Cholera! - wrzasnęła, po czym z całej swojej siły wcisnęła hamulec.

Z piskiem opon ledwo udało nam się zatrzymać przed srebrnym audi. Oddychałyśmy szybko i niespokojnie, wciąż wstrząśnięte tym, co zdarzyło się przed chwilą.

- Camila, tak bardzo przepraszam... - pierwsza otrząsnęła się Lauren. - Niech to szlag, zamyśliłam się i...

- Jedź - ucięłam, nie mogąc słuchać dłużej jej zachrypniętego głosu. W milczeniu ruszyła dalej. Nie winiłam Lauren za to, co się stało. W końcu to ja ją rozproszyłam i jeśli była tu czyjaś wina, to tylko i wyłącznie moja.

Chyba starczy mi już wrażeń, jak na jeden dzień.

***

Gdy dojechałyśmy na miejsce, Lauren pomogła mi dojść do drzwi. Ból z każdą minutą się nasilał.

- Dziękuję za pomoc - powiedziałam, nie mając odwagi jeszcze raz spojrzeć jej w oczy.

- Nie ma problemu - po tych słowach przygryzła wargę. Wyglądała naprawdę uroczo. Gdybym tylko mogła... Camila, uspokój się.

- Mogę dostać twój numer telefonu? - zapytała po chwili.

- T-tak jasne - zająknęłam się. Czy ja śnię?

- Dzięki - Lauren patrzyła na mnie wyczekująco. Chyba chciała żebym...

- Może wejdziesz na chwilę? - zaproponowałam zanim zdążyłam się zastanowić. - Rodziców nie będzie w domu przez jakiś czas, bo pojechali z moją młodszą siostrą, Sofią, na zakupy.

- Jeśli to nie problem - uśmiechnęła się szeroko, wchodząc za mną do korytarza.

Walcz o Mnie (Camren)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz