Czas.
Czym jest czas? Czas można opisać jako jednostkę określającą okres od jednego zdarzenia do drugiego. Można również powiedzieć, że czas jest wyrokiem i katem. To przez niego się starzejemy, a nasi bliscy odchodzą. Niektórzy uważają czas za coś co stawia nam granice i nie pozwala nam żyć tak, jak chcemy. Czasu nie da się cofnąć, zatrzymać ani przyspieszyć. Czas nie czeka na nasze decyzje, a jedynie je pogania. Czas nas rani. Czas nas leczy. Czas nas smuci i obarcza presją, której nikt nie chce. Czas jest jak rzeka. Płynie tak szybko, że nawet go nie zauważamy, słyszymy tylko odległy szum wskazówek zegarów i szmer alarmów, które codziennie rozbrzmiewają w naszych domach. Zwracamy na niego uwagę dopiero gdy swoim nurtem porwie kolejny kawałek ziemi i obleje go wodą zabierając już bezpowrotnie. Czas jest śmiercią, a śmierć jest czasem. To od niego zależy nasze istnienie. To czas decyduje o tym kiedy mamy się odezwać albo zachować milczenie. Czas dla wielu ludzi odziany jest w czarną szatę, a w dłoni dzierży kosę, ponieważ zbyt wcześnie odebrał im bliskich lub zbyt szybko zakończył relację z kimś ważnym.
Czas jest okrutny, jednak dla nich postawił zrobić wyjątek...
~*~
Kolejna noc spędzona na ich polanie. Kolejny dzień, który rozpoczęli razem. Kolejne uśmiechy, spojrzenia, kolejne pocałunki, kolejny dotyk. Na wszystko mieli czas, który zdawał się znikać za każdym razem gdy patrzyli sobie w oczy lub gdy ich wargi łączyły się w słodkim pocałunku. Obaj naiwnie wierzyli w to, że czas zatrzyma się dla nich na jeszcze jeden dzień, tworząc ich małą, osobistą nieskończoność. Jakież było więc ich zdziwienie, gdy usłyszeli, że rok szkolny zaraz się kończy. Wakacje dotarły do nich zwiastując swoje nadejście wbijającymi się w tyłek krzesłami, zbyt długimi lekcjami, zbyt krótkimi przerwami i coraz dłuższymi dniami, które później niż do tej pory były pochłaniane przez czarną i lepką jak smoła noc, w której ciepłych objęciach chowali się przed światem, jak i przed sobą nawzajem. Oni wiedzieli, że są razem, ale wciąż oddzielnie, jednakże reszta świata, która nie miała czasu im się przyjrzeć, widziała ich jako dwie oddzielne jednostki, które zostały połączone cienką i ulotną jak babie lato nicią, którą za sekundę miał zerwać okrutny czas.
Tak jak zawsze siedzieli pod starą sosną i rozkoszowali się ciepłem czerwcowej nocy, która wyjątkowo właśnie dziś niosła ze sobą odurzająco słodki zapach polnych kwiatów, od którego aż kręciło im się w głowach. Bawili się swoimi palcami uśmiechając się pod nosami, jednak nie patrząc na siebie i nie wypowiadając ani słowa. Tak było im idealnie. Bez niepotrzebnych słów, które w taki łatwy sposób niszczyły wszelkie związki i relacje. Jednak z drugiej strony uwielbiali rozmawiać, ponieważ uwielbiali swoje głosy.
Jiwon szczególnie przepadał za słodkimi jękami Hanbina, które często uciekały z jego gardła gdy błądził ustami po jego smukłej szyi, bądź kiedy dotykał go w ten najbardziej delikatny i pożądany przez młodszego sposób.
Hanbin natomiast najbardziej lubił słuchać głosu Jiwona, gdy ten czytał mu wiersze, które obaj znali praktycznie na pamięć i obudzeni w nocy o północy byli w stanie wydeklamować je jak prawdziwi aktorzy.
Tej nocy, w powietrzu unosił się dziwny zapach wilgotnej ziemi, który przywodził na myśl smutek i był delikatnie niepokojący. Towarzyszyło mu nieprzyjemne wycie wiatru między drzewami i zbyt jasne światło księżyca, który świecił w pełni.
- Hanbin? - lekko zachrypnięty głos Jiwona rozszedł się echem po ich ulubionej polanie ginąc wśród pni sosen i świerków.
- Tak?
- Muszę Ci coś pokazać, ale musisz mi obiecać, że nie uciekniesz ani nie zaczniesz się śmiać.
- Dobrze, obiecuje. - odparł bez wahania szatyn i niechętnie puścił dłoń starszego, który wstał i otrzepawszy się z igieł oddalił się o kilka kroków od swojego rozmówcy.
Kim odetchnął głęboko i patrząc się w ziemię zdjął z palca swój drogocenny sygnet, z którym nie rozstawał się praktycznie nigdy. Ostrożnie zaczął zdejmować swoją bluzę unosząc jej skrawek centymetr po centymetrze i ukazując młodszemu coraz więcej swojej nagiej skory, którą szatyn widywał już wcześniej niejednokrotnie.
Chłopak wyprostował plecy i uniósł głowę do góry zaciskając pieści i usta, jakby coś, co właśnie robił sprawiało mu niemiłosierny ból. W rzeczy samej tak właśnie było. Dodatkowo ten dziwny palący ból, potęgowany był przez obezwładniający strach o reakcję osoby, na której przecież tak bardzo mu zależało.
Jego rozgrzana skóra zaczęła pokrywać się najpiękniejszym odcieniem srebra jaki kiedykolwiek widziała ludzkość, a stopniowo przekształcała się w drobne łuski, które już po chwili pokrywały cały jego tors oraz ręce od samych koniuszków palców aż do szyi.
Szatyn podniósł się spod drzewa i ostrożnie podszedł do starszego zatrzymując się bardzo blisko niego.
- Nie musisz się bać. - powiedział patrząc w brązowe oczy swojego chłopaka. - Wiem już wszystko Ji. I akceptuje to. Czy mógłbym... - wyciągnął dłoń w stronę ciała bruneta, jednak nie dotknął go dopóki starszy nie pokiwał głową. Przejechał dłońmi po torsie Jiwona i delikatnie się uśmiechnął gdy ten zadrżał pod jego dotykiem. - Są piękne... - powiedział i uśmiechnął się delikatnie. - Czemu nic nie mówisz? - zapytał po kolejnej chwili ciszy.
- Skąd o tym wiedziałeś?
- Może kiedyś się dowiesz... A teraz mnie pocałuj mój smoku.
Uśmiechnęli się krótko i po chwili złączyli usta w leniwym pocałunku. Hanbin opuszkami palców wodził po jego karku i plecach wywołując drobne dreszcze przechodzące wzdłuż jego kręgosłupa. Kark był jednym z najbardziej wrażliwych miejsc na ciele starszego, a jego obecna postać była jeszcze wrażliwsza na dotyk niż zazwyczaj, toteż pomiędzy pocałunkami z jego ust zaczęły ulatywać krótkie westchnienia.
- Binnie, chodźmy do mnie...
- Ale jest jeszcze tak wcześnie...
- Wiem, ale ja mam na ciebie potworną ochotę...
- Oh, doprawdy?
- Mhm...
- No dobrze, w takim razie chodźmy do ciebie.
Jiwon znowu przyciągnął mniejszego do pocałunku, jednak zakończył go dosyć szybko przysuwając usta do jego ucha.
- Kocham Cię mój mały elfie.
Słysząc jego delikatnie zachrypnięty głos, Hanbin zesztywniał jak kłoda i otworzył szerzej oczy wciągając gwałtownie powietrze do płuc.
Skąd on wiedział?
~*~
Dzień dobry wieczór słoneczka!
Nareszcie zaczynamy z tym ficzkiem na poważnie, pomimo tego, że będzie on bardzo krótki. Jestem bardzo zadowolona z tego rozdziału, idk, jest jakiś taki po prostu ładny i nie zmieniłabym w nim żadnego słowa. Nie dałam rady napisać rozdziału na piątek z powodu nocowania u mojej przyjaciółki, także dostajecie go dziś, a w zasadzie to jutro.
Kocham was najbardziej na świecie skarbeńki i do zobaczenia przy nexcie!
Enjoy,
- Alex =^.^=
CZYTASZ
Poisoned | DoubleB ✔️
Fiksi Penggemar- Skoro nie możemy żyć w żadnym z naszych światów, ani w świecie ludzi, pozostaje nam tylko... - Trucizna. - dokończył szatyn ze smutnym uśmiechem patrząc mu w oczy i składając delikatny pocałunek na jego ustach. - Jeśli chcemy być razem, musimy zn...