Było lato. Emily siedziała na plaży obok mnie, patrząc daleko przed siebie. Słońce powoli zachodziło, a w oddali słychać było głęboki szum morza.
-Stephanie. - Usłyszałam głos mojej o dwa lata młodszej siostry Emily.
-Tak? - zapytałam, patrząc się na dziewczynę spod okularów przeciwsłonecznych.
-Wiesz, że oni Cię okłamują? - zapytała dziewczyna.
-Wiem. - przytaknęłam po raz kolejny, ponieważ zadaje to pytanie codziennie.
-Więc nie poddawaj się. - poprosiła. - Ja nadal żyje. Wierzysz mi?
-Wierzę. Nie poddam się. - obiecałam. - Jesteśmy siostrami. Na zawsze razem.
-Tak. Na zawsze razem. - przytaknęła Emily, a ja spojrzałam się na nią z uśmiechem.
Obudziłam się, gdy promienie słońca, przebijające się przez okno zaczęły razić mnie po oczach. Emily. Znowu mi się śniła. Śni mi się co noc. Ten sam sen czeka na mnie każdego dnia. Czasem zdarza się, że Emily nie daje mi znaku życia przez tydzień, jednak wiem, że ona zawsze wróci. Wróci i da znać, że żyje i zada to samo pytanie, co zawsze. Tylko po to, by się upewnić czy jeszcze się nie poddałam i czy nadal wierzę, że ona żyje. Otóż to - wierzę.
Wstałam szybko bez większego zastanowienia. Ubrałam na siebie pierwsze lepsze spodenki, które leżały na ziemi i udałam się do kuchni, gdzie siedziała już cała moja rodzina, czyli mama, tata i mój starszy brat Evan.
-Jak się czujesz? - zapytała od razu mama.
-Normalnie. - odpowiedziałam, siadając przy stole.
-Mogłabyś chociaż trochę się ogarnąć do tego śniadania. - zaśmiał się Evan.
-Obamy tutaj nie widzę. - odburknęłam, chwytając za miskę z płatkami czekoladowymi. - Trumpa też. A Ty nie zasługujesz na to, żeby widzieć mnie od rana piękną.
-Czyli do końca życia będziesz mnie straszyć od samego rana? - zapytał, nie przestając się śmiać.
-Dokładnie tak.
-Brałaś leki? - przerwał mi głos mamy
-Nie.
-Dlaczego? - spojrzała na mnie z oburzeniem, podpierając się rękoma w talii.
-Bo jestem zdrowa. - oznajmiłam.
-Kochanie... Dobrze wiesz, jakie zdanie na ten temat ma psycholog.
-Nie zaczynaj znowu tego samego tematu. - poprosiłam.
-Jeśli będziesz brać leki.
-Czuje się dobrze. A teoria jest taka, że jeśli człowiek czuje się dobrze, to nie potrzebuje leków.
-To tylko Twoje zdanie. Dobrze wiesz jak jest. Emily z nami już nie ma...
-Stop!!! - krzyknęłam, przerywając kobiecie. - Nawet nie kończ tego, co zaczęłaś. Emily żyje, a to, że Ty masz ją gdzieś i ją olałaś to tylko i wyłącznie Twój problem! - nerwowo odepchnęłam miskę z płatkami, wylewając przy tym mleko.
-Stephanie... - powiedziała cicho mama.
-Po prostu skończ. - spojrzałam się na nią nerwowo, odchodząc od stołu.
Nie miałam ochoty na dalsze rozmowy. Tak wygląda każdy mój dzień. Kłótnia o Emily. Pytania czy wzięłam leki. Nie mogę tego znieść. Nie mogę znieść faktu, że każdy próbuje mi wmówić, że moja Emily nie żyje. Ona żyje. Wtedy, na plaży. Ją po prostu ktoś porwał. Ona żyje, tylko po prostu jest gdzieś daleko. Gdzieś, gdzie nie możemy jej znaleźć. Ale ja jej obiecałam, że się nie poddam i ją znajdę. A wtedy każdy się zdziwi.
***
:)