Rozdział 3.

1.3K 97 25
                                    

Pierwszy dzień w szkole ciągnął się niemiłosiernie. Nigdy nie byłam osobą, która cieszy się z widoku swoich znajomych po długich wakacjach. Ja po prostu miałam świadomość, że za kilka dni zacznie się takie piekło, jakby to była conajmniej połowa drugiego semestru.

Właśnie mieliśmy historie. W sali było słychać szepty przynajmniej połowy klasy. Każdy był czymś zajęty, ale jednak nikt lekcją. Nauczycielka nic sobie z tego nie robiła, ponieważ chyba miała świadomość, że niektórzy mają potrzebę wygadania się po wakacjach. Przecież ktoś plotować musi.

-A Susanne zaszła w ciążę. - dało się usłyszeć cichy szept z tyłu sali.

-Wiem. Podobno jej koleś ją zostawił, bo wszystko wskazuje, że to nie jego dziecko. - dyskusja trwała i trwała.

Siedziałam w ławce z Isabelle. Nie miałam większej ochoty na rozmowy z nią, zwłaszcza po tym, co powiedziała z rana. Dziewczyna zerkała na mnie co jakiś czas, uśmiechając się delikatnie. Ja jednak nie odpowiadałam na jej zaczepki. Próbowałam nie zwracać na nią uwagi. Po chwili jednak, na mojej książce, pod nosem znalazł się zwinięty kawałek kartki, który podrzuciła mi Isabelle. Wzięłam ją od niechcenia i otworzyłam leniwie.

-Pamiętasz, jak rano wspomniałam Ci o kimś nowym w szkole? - Przeczytałam.

-Tsa... I co z tego? W naszej szkole co roku jest ktoś nowy i nawet ich nie odróżniam, bo ta szkoła jest za wielka gdybyś nie zauważyła. - Odpisałam dla spokoju.

-Tak... Ale nie w tym rzecz. To jakaś grubsza akcja. - napisała dziewczyna.

-Nie mieszam się w to, ile kto waży.

-Bardzo zabawne. Żeby nie przedłużać. To jakaś dziewczyna. Krążą plotki, że ktoś ją kiedyś porwał. Ktoś nawet mówił, że podobno zmuszono ją do zmiany nazwiska, żeby nikt się nie domyślił. - Przeczytałam.

-Słaba historia. Skończ plotkować, jak te dwie idiotki na tyłach sali. - napisałam, ale nie dostałam już żadnego liściku. Dostałam jedynie odpowiedź w postaci złej miny koleżanki.

Lekcja trwała w nieskończoność, ale w końcu przyszedł czas, kiedy zadzwonił dzwonek na przerwę. Wszyscy nagle wstali i uciekli z sali, jak najszybciej potrafią. Była to w końcu ostatnia lekcja, więc każdy chciał być jak najszybciej w domu. Wyszłam z sali, jak zwykle ostatnia. Na korytarzu można było spotkać pojedyncze osoby i jakieś sprzątaczki.

-Witam po wakacjach. - usłyszałam zza siebie miły, kobiecy głos. Odwróciłam się, by po chwili zobaczyć szkolną psycholog, Panią Bergerly.

-Dzień dobry. - Odpowiedziałam zmęczona.

-Jak się trzymasz? - zapytała. - Pamiętasz, że w tym roku też masz u mnie wizyty we wtorki, po lekcjach?

-Wie Pani co? - westchnęłam znudzona tym ciągłym, chorym gadaniem. - Czuję się świetnie i uważam, że nie potrzebuję już Pani wizyt. A teraz naprawdę przepraszam, ale spieszę się do domu. - Odwróciłam się na pięcie w stronę schodów.

-Stephanie... Poczekaj. - usłyszałam, jednak nie miałam zamiaru się zatrzymywać. Nie potrzebuję jej bezsensownego gadania i idiotycznych, co tygodniowych pytań, jak się trzymam.

-Naprawdę się spieszę. - powtórzyłam, zbiegając jak najszybciej ze schodów, tak aby nie mogła za mną nadążyć.

Po chwili byłam już przed budynkiem tej zakichanej szkoły i mogłam odetchnąć od całego tego beznadziejnego i męczącego dnia. Tylko tego teraz potrzebowałam. Powrotu do domu i odpoczynku od tych wszystkich irytujących ludzi.

***

Ona nadal żyje. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz