Tej nocy nie zmrużyłam oka nawet na minute. Z jakiegoś dziwnego powodu nie mogłam zasnąć. Zbliżała się siódma rano, a ja nie czułam się zmęczona. Czułam, że w moim życiu coś nadchodzi. Chwila, na którą tyle czekałam. Na którą czekał każdy.
Leżałam w bezruchu z oczami wpatrzonymi w zegar na ścianie. Wskazówki poruszały się z każdą sekundą. Czas leciał, jednak ja miałam wrażenie, że stoję w miejscu. Na zegarze wybiła już siódma, więc czekałam tylko aż mój telefon wyda z siebie ten okropny dźwięk. Dźwięk budzika. Wstałam z łóżka i poczułam, jak przez moje ciało przechodzi okropny chłód. Spojrzałam przez okno i zobaczyłam, że pogoda nie jest tak idealna, jaką zapowiadali. Cóż, zdarza się. Wzięłam pierwsze lepsze ciuchy, które miałam pod ręką i bez głębszego zastanowienia ubrałam je na siebie. O tej porze byłam w domu zazwyczaj sama. Rodzice codziennie wyjeżdżają razem do pracy o 6:30. Natomiast Evan wczoraj wieczorem wyjechał do innego miasta na uczelnie, ponieważ jego rok akademicki już się zaczął. Westchnęłam ze smutkiem na samą myśl, że zobaczę brata dopiero za dwa tygodnie, gdy przyjedzie na weekend. Stara się odwiedzać nas jak najczęściej, jednak nie jest to aż tak możliwe, ponieważ wybrał sobie uczelnie, która jest oddalona od naszego miasta o jakieś 6 godzin drogi samochodem. Było mi strasznie smutno, ponieważ Evan był w domu jedyną osobą, która w jakiś sposób mnie rozumiała. Rodzice cały czas przesadzali. Uważali mnie za psychiczną, a raczej za taką, która nie może poradzić sobie z utratą siostry. Właśnie... Nie mogłam sobie poradzić, bo wiem, że jej nie utraciłam. Evan mi wierzył. Wierzył mi w każde moje słowo, lecz czasem miał różnego typu wątpliwości. Natomiast ja wiem, że moja siostra nadal żyje i dokonam wszelkich starań, by ją odnaleźć.
Zeszłam powolnie ze schodów i ruszyłam w stronę kuchni. Zajrzałam do lodówki, lecz nie znalazłam tam nic, co mogłoby zwrócić moją uwagę i szybko stwierdziłam, że kupię sobie coś w szkolnym sklepie. Spojrzałam na godzinę w telefonie i dotarło do mnie, że strasznie dziś się ociągam. Nie zastanawiając się dłużej, umyłam szybko zęby i wybiegłam z domu, zamykając za sobą drzwi. Nie chciało mi się tego dnia jechać autobusem, więc wolnym krokiem ruszyłam w stronę szkoły, mijając przystanek. Pogoda była do kitu, lecz pomyślałam, że przyda mi się spacer.
20 minut później byłam już na miejscu. Szybkim krokiem weszłam na trzecie piętro budynku i zmęczona usiadłam na pierwszej lepszej ławce... Kto wymyślił, żeby lekcje zaczynały się tak wysoko.
-Hejka - usłyszałam głos dziewczyny, która chwilę później usiadła obok mnie. - Podobno do naszej szkoły ma przyjść ktoś nowy. - powiadomiła mnie Isabelle, moja najlepsza kumpela.
-Nic nowego. - stwierdziłam znudzona. - Tutaj co roku pojawiają się nowe twarze.
-Tak, tak... Ale to podobno jakaś grubsza akcja... Chodzą plotki, że to jakaś dziwna laska, której nikt kompletnie nie zna.
-Bywają i tacy...
-Ahh. Chyba nie masz dziś humoru. - stwierdziła dziewczyna.
-Trudno mieć dobry humor w szkole.
-Znowu rodzice Ci marudzili? - zapytała zmartwiona.
-Marudzili? - krzyknęłam, ale po chwili starałam uspokoić swoje emocje i ściszyłam ton mojego głosu. - Oni robią ze mnie kompletnie psychiczną.
-Wiesz Stephanie... Może oni mają trochę racji. - stwierdziła, patrząc się cały czas w jeden punkt. - Od tej sytuacji minęło bardzo dużo czasu.
-Nawet nie zaczynaj... - oznajmiłam. - Proszę, nie psuj mi dnia.
-Jak tam wolisz. - odpowiedziała, zabierając swoją torbę z ławki, by udać się do toalety...
-Kolejna się znalazła. - burknęłam zła pod nosem.
Miałam nadzieję, że ten dzień skończy się jak najszybciej.
***