Rozdział 3.

28 4 2
                                    

Docierały do mnie tylko urywki świata zewnętrznego. Próbowałem cokolwiek zrobić, ale nie miałem na to siły. Czułem się jak sparaliżowany nie mogąc zrobić kompletnie nic. Małe łzy wydostały się niezauważone spod moich zamkniętych powiek. 
Przecież miałem go pilnować... a teraz co...? A teraz...?
Zacząłem gwałtownie kaszleć.  Dławiłem się własną śliną. Rzucałem się po łóżku z powodu okropnego bólu w płucach przez niedostarczenie odpowiedniej ilości tlenu. Słyszałem głosy  wykrzykujące coś do siebie.... Ale to tylko przez chwilę, ponieważ zaraz zagłuszyłem je swoim ogłuszającym piskiem.  Ostatnie co pamiętam to jakiś dźwięk, który brzmiał jak pikanie mikrofalówki i uczucie poruszania przez kogoś, kto założył mi coś na twarz. A dalej.... Dalej nic.
*************************
 Siedziałem otępiały przed salą. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić.
Znam go zaledwie od wczoraj... Dlaczego musiał to zrobić...?
Przecież my się wcale nie znamy...!
Usłyszałem mocne i nienaturalnie głośne skrzypienie łóżka. Zerwałem się do okienka, przez które było widać co się dzieje w pokoju. Xavier zaczął się rzucać po łóżku trzymając się za gardło i kaszląc.
Niewiele myśląc pobiegłem do dyżurki po pierwszą lepszą pielęgniarkę i chwyciłem ją mocno za rękę.
- On się dusi! Szybko!
Nic nie odpowiedziała.
Nagle usłyszeliśmy mrożący krew w żyłach, ogłuszający pisk.
Pobiegła po maskę tlenową. Kiedy tylko była obok mnie, poczułem jakieś dziwne wkurzenie i zabrałem jej maseczkę.
Pobiegłem do Xaviera trzaskając drzwiami z sali przy ich otwieraniu.
To wyglądało strasznie. Myślę, że ten widok na długo zostanie w mojej pamięci.
Rzuciłem się w jego stronę. W tym czasie pielęgniarka przywiozła kardiomonitor a ja założyłem maseczkę tlenową Xavie'mu.
Po chwili się uspokoił.
Chyba zemdlał.
Sparaliżowany tym co się przed chwilą stało, ciężko usiadłem na krześle, które stało za mną, ale także i obok łóżka Xavier'a.
Czy musiało do tego dojść...? Czy naprawdę tak się musiało stać...?
Gorące łzy spłynęły po moich policzkach, żłobiąc na nich mokre ścieżki.
Poczułem muśnięcie na swoich plecach. Odskoczyłem z zaskoczenia i strachu. Popatrzałem w stronę, z której najprawdopodobniej to nadeszło.
Zobaczyłem... Xavier'a... Poruszał ustami, ale nic nie słyszałem. Pochyliłem się niepewnie nad jego ustami.
- Dziękuję...
Odskoczyłem od łóżka.
- Yyyy... - Nie wiedziałem co powiedzieć. Niestety jak to ja, musiałem dostać wypieków.

On w odpowiedzi uśmiechnął się słabo i znowu zaczął mówić.

Ponownie się przysunąłem.

- Dziękuję ci za tą maseczkę... Gdybyś mi jej nie dał w tamtej chwili... Najprawdopodobniej bym się udusił... - Wydukał słabo, ale z uśmiechem.

- Ja~~~ Eeee... - Otrząsnąłem się, kiedy pielęgniarka skończyła podłączać kardiomonitor, a on sam zaczął pikać.

Zacząłem wymachiwać rękami, aż prawie wywaliłem się z krzesła, na którym siedziałem. W porę jednak zorientowałem się i chwyciłem się barierki szpitalnego łóżka, na którym leżał Xavier.

- Jaaa... To znaczy~~~~ Ja po prostu no... Eh. Ja musiałem tak zrobić...- Chyba spłonę. - Bo ja... No... No ja nie lubię tego, jak komuś się coś dzieje...

Spuściłem głowę w dół. 

Teraz to już w ogóle będzie beka. Najpierw prawie gleba, teraz tak gadam... Nosz kurde bele! Nic, tylko boki zrywać!

Poczułem na swojej głowie dłoń. Uniosłem się sztywno na krześle i popatrzałem na twarz Xavier'a.

- Jesteś naprawdę dobrą osobą, Victor. Nie musisz się teraz tak martwić. Jestem w dobrych rękach.... Tak sądzę. - Posłał mi niepewny uśmiech, odkaszlnął parę razy i zamknął oczy.

- T-to może ja już pójdę... Wyglądasz na zmęczonego... - Powiedziałem z troską w głosie, no bo się martwiłem, tak?

- Eh... Nie musisz iść jeśli nie chcesz. Co ja tu będę robił sam? - Rozłożył ręce w bezradnym geście. Uśmiechnąłem się mimowolnie. - Te nudne badania i pikanie tych maszyn wprawiają mnie w depresyjny stan.

- Z resztą... Ja też nie mam nic do roboty. Masz może jakieś zachcianki? - Zapytałem zabawnie... Mam nadzieję, że zabawnie.

- Eh? Zachcianki? Co masz na myśli? - Wydawał się lekko zdezorientowany pytaniem.

- No... Tak. Zachcianki... Czy chcesz, żebym ci coś kupił albo coś...- Jak zwykle jestem burakiem.

- Eee~~~ Nie... Nie trzeba mi niczego... Najwyżej rodzice coś tam wezmą z domu. Eh... Mam nadzieję, że nie zatrzymają mnie tu długo... Tyle nadrabiania materiału~ - Wydawać by się mogło, że zaraz rozpłacze się jak małe dziecko.

- E-ej! S-spokojnie! Jak coś too~ Ja~ Ten, no... Ci pomogę, no. - Powiedziałem to tak, jakbym miał się zaraz obrazić. - Tylko matę sam ogarniesz, albo nie wiem kto, bo ja się na tym nie znam.

- Jeej~ Jedyny normalny, który sam się zgłasza na ochotnika w pomaganiu mi nadrobieniu~
Nikt nie potrafi tego zrozumieć, że potrzebuje się uczyć. Wszyscy przez to traktują mnie jak debila i patrzą jak na ufo. W sumie to nawet spoko, że z nikim nie siedzę. Mam spokój przy nauce, a teraz ty możesz się do mnie przysiąść.

- N-no tak... I tak nikogo innego nie znam... - Mruknąłem do siebie.

- Co? Nie dosłyszałem. - Popatrzał na mnie z nieogarem w oczach.

- Eto... Nic nie gadałem, przecież- Urwałem, kiedy podniósł dłoń w uciszającym geście.

Zastanawiając się o co mu chodzi usłyszałem dziwny dźwięk huraganu.

Huragan w szpitalu? Raczej niemożliwe...

- TY DEBILU! CO TY SOBIE MYŚLAŁEŚ?! ŻE TAK ŁATWO ODEJDZIESZ Z TEGO ŚWIATA I TO BEZ POŻEGNANIA?! JUŻ JA CI POKAŻĘ, CZYM JEST PRAWDZIWA ŚMIERĆ! - Ktoś wbiega zdyszany do sali i rzuca się na Xavier'a leżącego na łóżku, przygniatając go swoim ciężarem. Oh. To tylko Melaniè. - ZABIJE GNOJA BOLESNĄ ŚMIERCIĄ! NAWET ZDROWAŚ MARIO NIE DASZ RADY ODMÓWIĆ, BO TWÓJ MÓZG BĘDZIE JUŻ W MOJEJ RĘCE!

W jednej chwili chyba zaczęła wyzywać go pod nosem w jakimś języku, którego chyba wcześniej nie słyszałem. Bynajmniej tak to brzmiało, jakby go wyzywała. 

Zaczął stękać, a ja dreptałem w miejscu, nie bardzo wiedząc, co zrobić w tej sytuacji. 
- Eto...? On już się chyba dusi... - Zauważyłem cicho.

Po tych słowach przytuliła go z taką siłą, że wydawałoby się, iż Xavier'owi zaraz oczy z orbit wyjdą. 

- Ej, ej, uważaj na niego, jeszcze niedawno leżał pod kołami. - Rzucił żartobliwie nieznany dotąd głos. Pod jego wpływem Melaniè rozluźniła uścisk na przyjacielu i tak jak cała reszta odwróciła się w stronę nowego mówcy. 
- Kim jesteś?










To tak... Trochę krócej dzisiaj, ale i tak progress, bo to pisałam chyba pół roku T^T

I hope you're happy of this chapter ^^

Postaram się napisać kolejny szybciej ^^

Bayoo~~~ <3

Wasza kochana aŁtorka xDDD
lmao xddd

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 05, 2017 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Tylko Bądź.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz