0

409 60 12
                                    

Siedem lat wcześniej

C U D

   Oślepł. Z dnia na dzień pogarszał mu się wzrok.

  Na początku świat był minimalnie rozmazany. Rodzice pojechali z nim wybrać okulary i zbadać wzrok, kiedy zauważyli jak ich syn mrużył oczy, za każdym razem, gdy chciał coś przeczytać. Po ich odebraniu było lepiej, ale nie na długo. Nie zdążył minąć tydzień, a on znowu zaczął mrużyć oczy, usilnie starając się przeczytać rozkład jazdy autobusów. W gabinecie załamywano ręce. Po kolejnym tygodniu wszystko wyglądało jak plamy kolorów. I tak dopóki nie doszło do obecnego stanu. Nie mógł już zobaczyć ani kwiecistego ogrodu wokół ich domu, ani uśmiechających się do niego rodziców, Mikasy, Armina. Nie mógł już podziwiać kolorów, różnorodnych barw, o których nazwach mógł nawet nie wiedzieć.

   Ale ojciec mówił, że nie ma o co się martwić. Prosił, by mu zaufał i dał trochę czasu, a on na pewno coś zaradzi. Znajdzie sposób, żeby wszystko było tak, jak dawniej. Obiecał. Obiecał! A obietnic się nie łamie. Napewno nie tych danych dziecku.

   Początki były trudne. Gubił się we własnym pokoju, nie radził sobie z rozmieszczeniem rzeczy, ze znajdowaniem odpowiednich pomieszczeń. Wpadał na ściany, potykał się o dywan. Przez dwa tygodnie nie chodził do szkoły i uczył się posługiwać białą laską, której ani trochę nie lubił. Chodził powoli i nie ufał sobie. Zawsze wyciągał przed siebie dłoń, a kiedy to, czego się spodziewał, nie znajdowało się tam, gdzie według niego powinno, niecierpliwił się.

   Chciał być samodzielny, tak jak wcześniej. Móc bawić się, śmiać, biegać po ogrodzie. Chodzić do szkoły, grać w piłkę z przyjaciółmi. Straszyć starszaków prześladujących Armina. Oglądać ptaki, lecące tuż nad nimi. Tak wolne i pełne majestatu.

   Niepełnosprawność bolała.





   Niecałe pół roku później czekało go kolejne piekło. O ile w miarę zaczął już sobie radzić bez wzroku i kompletnego czucia, które stracił trzy miesiące wcześniej, utrata słuchu była koszmarem. Spełnieniem najmroczniejszego scenariusza, którego obawiał się, od kiedy zaczął polegać na tym zmyśle najbardziej ze wszystkih.

   Stał się kaleką.

   Ślepy, nieczuły i głuchy. Niezdolny do wykonywania podstawowych czynności samodzielne. Teraz nie wychodził już z domu wcale, nie chciał nikogo widzieć. Choć, o ironio, nawet by nie wiedział, gdyby ktoś koło niego był. Mogli z nim zrobić, co tylko chcieli, a on zorientowałby się w ostatnim możliwym momencie.

   Musiał nosić aparat słuchowy, który wychwytywał drgania. To było jedyne, co miał, poza kochającą rodziną i najlepszym przyjacielem.

   Domyślał się, co mówili o nim inni ludzie. Wiedział, że życzyli mu rychłej śmierci. Takie rzeczy się czuje, nawet nie będąc w stanie polegać na dotyku. Wiedział, że uważali go za bachora uprzykrzającego życie całej swojej rodzinie. Wszyscy tak ciężko pracowali, a on stwarzał coraz to nowsze problemy, przysparzając matce coraz więcej stanów depresyjnych.

   Ale on przecież wcale tego nie chciał! To nie była jego wina!

   A ojciec mimo wszystko dalej zapewniał go, że wszystko będzie w porządku i, że musi jeszcze chwilę poczekać.

   I poczekał.

  Tydzień później została przeprowadzona operacja. Nie miał pojęcia, na czym ona polegała. Jedyne, co wiedział to to, że na całe szczęście się powiodła. Znów był jak wszystkie inne dzieci.

In my veinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz