Prolog

36 8 1
                                    

Nie wiem, czy wiesz, ale w życiu każdego z nas pojawia się właśnie ta chwila. Chwila, w której zaczynasz walczyć lub poddajesz się i właśnie to ona pokazuje, jakim człowiekiem byłeś przez całe swoje mizerne życie.

Przerażona dziewczyna biegnie coraz dalej w las. Nogi zaczynają się jej gubić, a jej serce jest w stanie odlecieć stąd jak najdalej byle już nie czuć tego ciśnienia. Oddech coraz ciężej przechodzi jej przez gardło.

-Czego chcesz ? Co Ty chcesz ode mnie ? – krzyknęła w nicość dziewczyna, a jej głos brzmiał, jakby, spędziła długie godziny na mrozie.

Cisza. Zdyszana brunetka przystanęła na chwilę i oparła się o drzewo, aby zaczerpnąć trochę powietrza.

-Może to już koniec ? Może jej już nie ma ? – próbowała na pocieszenie sama mówić do siebie.

-Kochanie...-rozległ się ciepły, przytulny głos- Gdzie jesteś ? Czemu tak daleko zabłądziłaś w Las ? Przecież wiesz, że Cię ostrzegałam przed tym. Musisz zostać ukarana.

Myliła się. O jak bardzo się myliła.

-Nie ! Proszę. Przecież ja nic nie zrobiłam. Ja.. Nie... Ja już nie chce. Mam dość.- zaszlochała dziewczyna.

-Ciii.

Nagle zza drzewa wyłoniła się postać. Nie było widać nic oprócz czarnej plamy, która układała się w kształt kobiety. Zaczęła powoli się zbliżać do niej. Towarzyszył jej dość dziwny, nieprzyjazny dźwięk. Dziewczyna nie zamierzała, sprawdzać co to, może być. Posłuchała swojego głosu, który mówił jej, że powinna uciekać jak najdalej. Tak też zrobiła. Biegła przed siebie ile miała sił w nogach, wpadając to coraz częściej na drzewa. Niestety pora dnia nie była zbyt przyjazna. Wszystko stało w mroku. Jednak instynkt przetrwania był w niej silniejszy niż ból. Za każdym razem znajdowała w sobie więcej siły, aby wstać i dalej ratować swoje życie.

-Słońce-tuż za jej plecami rozległ się cichy szept.

W tym samym momencie jej noga zaczepiła o jakiś korzeń i całym swoim ciałem uderzyła o wilgotną ziemię. Jej twarz zmieniła się w jeden wielki grymas bólu. Przewróciła się z brzucha na plecy.  Spojrzała na swoje ciało. Całe pokryte obrzydliwa, ciemną cieczą. Spróbowała podnieść się, ale najwyraźniej jej upadek miał poważniejsze skutki niż brudne ubranie. Dotknęła swojej lewej nogi i przeszył ją niewyobrażalny ból. Przybliżyła twarz bliżej swojej nogi i ujrzała to... Kość nie była już schowana pod skórą. Teraz wystawała, była na pierwszym miejscu. Tak jakby była dumna ze swojego debiutu. Skostniała ręka dziewczyny powędrowała do nogi. Próbowała ją dotknąć, ale kiedy tylko zbliżyła do niej rękę, od razu zorientowała się, że to zły pomysł. Uniosła się na rękach i resztkami siły zdołała wbić się paznokciami w kore drzewa, tym samym podnieść się kalecząc całe dłonie.  Przetarła ręką twarz mokrą od potu. Wiedziała, że to kwestia minut, kiedy nie będzie już mogła racjonalnie myśleć przez ból. Musiała się spieszyć, ale chwilę coś tutaj pachniało obrzydliwe. Jakby. Krew ? Mnóstwo krwi. Spojrzała na swoje ręce a później pod siebie. Myliła się, za parę minut to ona już, przestanie oddychać. Tak to była krew. Jej własna krew. Tonęła w niej. Opierając się o każde drzewo, walczyła całą sobą, by być stąd, jak najdalej. A raczej prawie całą sobą, ponieważ jej lewa noga musiała być włóczona za całym ciałem.
Nagle przed nią pojawiła się ona.

- Ode mnie się nie ucieka – jej spojrzenie stało się lodowate.

Wyciągnęła zza pleców łańcuch i sprawnie zamachnęła się nim przed siebie. Już wiedziała, co to, był za dziwny dźwięk.
Dziewczyna upadła.
Kiedy otworzyła, oczy nie była, pewna ile czasu, minęło, ale tamtej kobiety przed nią, już nie było. Ból zaczął się odzywać do niej. Już nie był znajomym, który wolał do niej z drugiej strony ulicy. Teraz był kochankiem, dotykającym namiętnie i łapczywie całe jej ciało. Zaczęła się czołgać. Tylko to jej pozostało. Czuła jak każda igła i każdy liść przykleja się do jej krwawiącej nogi. Spod paznokci sączyła się strużka krwi.  Wijąc się i sycząc, z bólu ,próbowała jak najdalej sięgać rękoma, aby łapczywie chwycić jakikolwiek korzeń lub chociażby grudkę Ziemii, kiedy gdzieś w oddali usłyszała wycie wilka. A nad sobą cichy, delikatny śpiew słowika.

Co on robił tutaj w lesie ?

W tym samym momencie, oczy dziewczyny zaszły mgłą, a usta rozchyliły się same ze zdziwienia, kiedy spojrzała przed siebie. Właśnie. Czuła się, jakby grunt się pod nią zawalił. Żołądek podszedł jej do gardła. Miała wrażenie, że spada. Że jej ciało obija się o ścianę urwiska aż ...
-Aaaaa- wrzasnęła dziewczyna.
Aż uderza o ziemię. Ostatni największy ból...i ?
I koniec. Już nic nie czuła.
Jej oczy dalej patrzyły się w przepaść przed sobą, ale już nie bała się upadku. Wręcz przeciwnie pragnęła go. 
Powoli przetoczyła się na plecy. Teraz mogła się pożegnać. Pożegnać się z całym światem. List wyszeptała gwiazdom z nadzieją, że przekażą go najbliższym. Mówiła do momentu, kiedy przestała czuć już nie tylko ból, ale i swój język, który jeszcze kilkanaście minut temu przygryzła, wpadając swoim rozpędzonym ciałem w drzewo.  Wiedziała, że jest dobrze i zarazem źle. Dobrze, ponieważ nie czuła już bólu. Źle, ponieważ nie czuła absolutnie żadnego bólu. A musisz wiedzieć, że kiedy boli Cię niemiłosiernie, masz powód do świętowania, bo jeszcze żyjesz i masz szansę żyć. Niestety, kiedy już go nie czujesz, możesz już nie oddychać, ponieważ ty i tak już nie żyjesz.

Dziewczyna usłyszała kroki zbliżające się do niej. Kobieta przykucnęła 5 metrów dalej. Dziewczyna obróciła głowę w jej stronę. Teraz ją widziała. Piękna. Była absolutnie piękna. Czarno krucze włosy i czerwone jak krew usta. Oczy natomiast, które wcześniej były lodowate, jak lód teraz przybrały formę pięknego, błękitnego nieba.

-Kara kochanie-uśmiechnęła się do niej, podnosząc z ziemi nóż.

Półżywa dziewczyna również uśmiechnęła się, najszerzej jak tylko potrafiła.

Zimne CiepłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz