Poszczególne wątki historii dnia poprzedniego zaczynały powoli splatać się w logiczną całość, kiedy to czarnowłosy od słowa do słowa snuł historię która zasłużyłaby na miano baśni stulecia, gdyby tylko nie fakt, że była całkowitą prawdą. Tak realną, że blondyn aż się cieszył, że nie pamiętał z tych wydarzeń ani sekundy.
Z każdą przekazaną informacją, zaczynając od tego ile kto wypił, a kończąc na tańczącym na stole Asahim i pokazie striptizu w wykonaniu Noyi, Tsukishima dochodził do wniosku, że nigdy więcej nie piją z zawodnikami z Nekomy. Przenoszenie śmietnikowych derbów na teren imprezy i zmienianie ich w popijawę połączoną z konkursem "kto wypije więcej" zdecydowanie nie kończyło się dobrze dla godności chłopaków.
Zgodnie uznali również, że powtórki nie będzie, a o wszystkich upokarzających incydentach postarają się zapomnieć jak najszybciej będzie to możliwe.
Jednak Kuro miał teraz większy problem niż rozterki swojego przyjaciela okularnika, który narzekał na ból głowy i nudności pijąc z kubka kolejny napar miętowy. Znudzony Bokuto bowiem był niczym tykająca bomba gotowa w każdej chwili wybuchnąć, co nie w przenośni oznaczało pojawienie się szarowłosego pod domem Tsukishimy, ażeby potem wejść do środka i narzekać na niesprawiedliwość świata. Jeden upierdliwy maruda zdecydowanie wystarczał czarnowłosemu, nie chciał żeby w kuchni blondyna pojawił się drugi.
Kuro: Wybacz Bokuto, nie bardzo mam czas pisać, ale jestem z tobą mentalnie bro...nie daj się nudzie wymiatający Puchaczu!
Palce czarnowłosego wystukały szybko odpowiedź, by zaraz potem wyciszyć telefon. Odłożył go na stolik przenosząc wzrok na siedzącego na kanapie blondyna, który z podciągniętymi pod brodę nogami siedział wyglądając jak siedem nieszczęść, czyli tak jak zazwyczaj wyglądają wszyscy ludzie z kacem.
-Jesteś pewny, że mięta wystarczy? Wyglądasz jak gówno...- powiedział Kuro krzywiąc się lekko na widok szarozielonego koloru twarzy drugiego mężczyzny.
-Jak zwykle mistrz delikatności. Pierdol się Kuro- opowiedział osuwając się bardziej na kanapie, ze wszystkich sił starając się nie okazywać słabości.
Rzeczywiście dzień wcześniej musiał przesadzić z alkoholem. Dawno nie był na imprezie, więc kiedy członkowie jego zespołu przekazali mu wiadomość o koedukacyjnej, kulturalnej popijawce z zespołem z Tokio, który przejazdem zawitał na krótko w ich mieście, ciężko było mu odmówić.
W sumie sam nie do końca był pewny czemu się zgodził. Nie lubił hałasu, nie przepadał za tłumami, nienawidził klubów, a chociaż lubił muzykę, to ta dudniąca z głośników wydawała mu się dużo mniej przyjemna niż puszczona w wyciszonych słuchawkach. Przyprawiała o krwotok uszu i ból głowy, co wyjaśnia w pewnym stopniu przyjętą dużą dawkę "znieczulenia" pod postacią alkoholowych trunków.
-Ej, chciałem dobrze, po prostu zastanawiam się czy nie skoczyć do apteki po coś na kaca, może jakieś mocniejsze przeciwbólowe...na pewno wszystko okej?- przerwał swoją wypowiedź wpatrując się w zmieniającą kolory twarz blondyna, która nagle przeszła barwą z koloru niby zielonego, w kompletnie biały.
-Chyba trochę mi słabo...- Tsukishima chwiejnie podniósł się z kanapy, za wszelką cenę starając się utrzymać pion, żeby tylko przypadkiem nie pokazać jak bardzo kręci mu się w głowie. Kiedy teraz o tym myślał, wcale nie wypił dużo - wypił za dużo, bo inaczej jak wyjaśnić te tragiczne objawy kaca mordercy połączone z nudnościami wywołanymi przez jeszcze nie do końca "wywietrzały" alkohol. Albo dłuższa przerwa od picia całkowicie osłabiła jego głowę. albo ktoś próbował go zabić nadmiarem etanolu, nie widział innej opcji.
Kuro podszedł do chłopaka, który słaniał się na nogach i wziął go pod ramię, z zamiarem zaprowadzenia go z powrotem do łóżka, jednak chwilę później pożałował swojej decyzji. Kolorowa mieszanka alkoholowa na białym t-shircie i skacowany siatkarz nie były rzeczami, które miały umilić mu ten dzień.
Wyszeptał pod nosem kilka przekleństw, jednocześnie ciągnąc swój "balast" do łazienki. Ze względów praktycznych, wywołanych rozmiarem i ciężarem blondyna, był on teraz praktycznie uwieszony na czarnowłosym, rękami oplatając się wokół jego szyi. I chociaż kapitan Nekomy śmierdział rzygami, jego przyjaciel również śmierdział rzygami, i całe mieszkanie pewnie też śmierdziało już rzygami, to jakoś nie narzekał.
Zawsze to ten jeden krok bliżej do poderwania tego dzieciaka .
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Po odczytaniu wiadomości od jedynej osoby, która mogła wyciągnąć go z tej beznadziejnej sytuacji, Bokuto poczuł się zdradzony. Wezbrała w nim niczym nieuzasadniona złość, a tryb emo dzieciaka zyskał na intensywności, objawiając się nerwowym kopaniem w stół. Nie pomagały nerwowe spojrzenia w stronę wyjścia, stukanie palcami o brzeg krzesła, maślane oczy wpatrujące się w nadal pracującego Akaashiego, który pochłaniał właśnie ostatni kubek kawy. Nie ruszy się stąd, to przesądzone. A Akaashi się nad nim nie zlituje - to również pewne.
-Bokuto-san- słowa wypowiedziane przez Akaashiego nagle wyrwały go z zamyślenia wywołanego podenerwowaniem. Automatycznie zamienił się w słuch, a oczy zaświeciły mu się z ekscytacji. -może przejdziesz się po okolicy? To naprawdę zajmie dobrą chwilę, nie chcę żebyś...zaczął się nudzić.-
Akaashi był całkowicie świadomy tego jak niecierpliwy był jego kapitan i chociaż uważał to za coś niezwykle rozczulającego, to gdy przychodziło co do czego i trzeba było załatwić ważną sprawę, uczyć się do egzaminu, lub po prostu skupić się na dłużej, ta irytacja szarowłosego robiła się wręcz nieznośna. Chociaż doskonale wiedział, że Bokuto pewnie obrazi się na niego za odesłanie go, zamiast poświęcenie mu uwagi której potrzebował.
I czarnowłosy miał rację, jak zresztą bywało często jeśli chodziło o rzeczy które Bokuto miał w zwyczaju. Tak jak miał w zwyczaju ubierać dwie różne pary skarpet w dzień meczu, bo to przynosiło mu szczęście i tak jak miał w zwyczaju kupować tylko jeden rodzaj żelu do włosów, ze względu na to że miał słowo "super" na opakowaniu (a on uważał, że to idealnie pasuje do jego sposobu bycia), tak również w zwyczaju miał obrażanie się gdy Akaashi nie chciał spędzać z nim czasu.
Najpierw teatralnie nadął policzki, potem zaczerwieniły się one, żeby na koniec z otwierających się ust wyleciała wiązanka o tym, że Akaashi już w ogóle go nie lubi, która okraszona została niezwykle wyraźnym u Bokuto seplenieniem, teraz jeszcze łatwiejszym do usłyszenia kiedy chłopak był zdenerwowany. Przedstawienie zakończyło spektakularne wyjście z kawiarni.
I kiedy już Akaashi liczył na ciszę i spokój, już w głębi duszy wzdychał z ulgą na myśl o spokojnej pracy przy załatwianiu kolejnych formalności, usłyszał otwierające się drzwi, tupanie i odsuwanie krzesła, na którym chwilę później znowu usadowił się szarowłosy.
I chociaż Akaashi, powstrzymujący teraz wzbierający w nim rechot, nawet nie próbował dociekać gdzie uciekł logiczny sens tej sytuacji, dalej brodząc w stosach notatek rozsypanych po stoliku, to Bokuto dobrze wiedział co robił. Nie, nie był to skutek jego roztrzepania, złość na Akaashiego również mu nie minęła. Po prostu ta blondynka za kontuarem zdecydowanie zbyt natarczywie wpatrywała się w jego Akaashiego, co w jakiś sposób go denerwowało.
Zagryzł zęby starając się nie pokazać jak bardzo walczy z chęcią zawycia z nudów. Jednocześnie walczył też z zawstydzeniem, kiedy zreflektował się, że w myślach zaczął określać Akaashiego jako swoją własność.
CZYTASZ
Kiedy kończy się szczęście - [Multiparing - Haikyuu] (BokuAka, IwaOi...)
FanfictionFanfiction z uniwersum anime Haikyuu, zawierające kilka paringów męsko męskich (NIE LUBISZ, NIE CZYTAJ) Paringi: BokuAka, IwaOi, KuroTsuki, AsaNoya Mam nadzieję, że się spodoba ;A;