2.

2.6K 148 21
                                    

Cedric trzymał moją dłoń, a ja opierałam się głową o jego ramię. Autobus podskakiwał na wybojach, zdecydowanie przekraczając dozwoloną prędkość, co było typowe u niemieckich kierowców. Jednak ja nigdy nie potrafiłam przyzwyczaić się do szybkiej jazdy. Moje serce za każdym razem fikało koziołki, gdy ciało poczuło mocniejsze szarpnięcie podczas hamowania. Zawsze miałam przed oczami tylko jeden obraz - samochodu skurczonego jak harmonijka, leżącego w rowie, maską wbitą w ziemię. Cedric dobrze wiedział jakie myśli towarzyszą mi, gdy poruszałam się jakimkolwiek środkiem transportu. Poza samolotami... ich się nie bałam. Wręcz przeciwnie, uwielbiałam latać. Do Oberstdorfu było zbyt blisko, by udać się tam blaszanym ptakiem.

- Ann, wszystko w porządku? - Cedric pogłaskał delikatnie kciukiem skórę mojej dłoni. Przeszedł mnie dreszcz. Jego dotyk od pewnego czasu działał na mnie dziwacznie.

-Tak, jakoś sobie radzę. Dziękuję, że zgodziłeś mi się towarzyszyć - ścisnęłam mocniej jego dłoń, na co on odpowiedział tym samym. Kątem oka zerknęłam na jego twarz. Cedric był niesamowicie przystojny. Miał idealnie zarysowane kości policzkowe, opadające delikatnie na czoło kasztanowe włosy, delikatny zarost, który łaskotał mnie za każdym razem, gdy byliśmy zbyt blisko siebie. Jego niebieskie niczym tafla wody oczy patrzyły w dal, nieobecne, jakby świat wokół nie był mu potrzebny.

- Cała przyjemność po mojej stronie. Wiem, że gdybym się z tobą nie wybrał, mogłabyś się tu nie znaleźć - chłopak wskazał palcem na mijaną przez nas tablicę z napisem miejscowości. Odetchnęłam z ulgą zapadając się w siedzeniu. Ulice pokryte były śniegiem, więc być może kierowca zrezygnuje z niebezpiecznych manewrów.

**************

Po kilku minutach autobus zatrzymał się na głównym przystanku pod skocznią. Owinęłam się szczelniej szalikiem zakładając czapkę na głowę. Tu było zdecydowanie zimniej niż w Ingolstadt. Postawiłam swoje stopy na puszystym śniegu, który pochłonął je w swoje sidła w kilka sekund. Moje ciało przeszedł dreszcz, gdy biały puch znalazł się w moich ulubionych adidasach.

- Dlaczego nie zabrałam butów zimowych? Przecież jesteśmy w górach - pokiwałam głową próbując przedostać się na odśnieżony chodnik. Cedric przyglądał mi się z rozbawieniem z założonymi rękoma. Przez myśl mu nie przeszło, by chociaż trochę mi pomóc.

- A nie mówiłem? - zaśmiał się, na co odpowiedziałam kuksańcem w jego żebra. Skulił się lekko wykrzywiając twarz w grymasie. - Przepraszam, przepraszam - szepnął.

A ja jak zawsze mu wybaczyłam. Ruszyliśmy w kierunku skoczni, gdzie kadra miała trening. Ochroniarze zagrodzili nam drogę lustrując nas wzrokiem z góry na dół.

- Tu się nie pali - jeden z mężczyzn zwrócił uwagę Cedricowi, który wyciągał paczkę papierosów ze swojego plecaka. Zapomniałam, że po tak długiej podróży, będzie chciał "dotlenić swój mózg" - Wejście tylko dla upoważnionych. Przykro mi - wysoki ochroniarz wzruszył ramionami po czym odwrócił się do nas plecami.

- Przepraszam, ale zostałam zaproszona. Ann Fischer, stażystka - ostatnie słowa wypowiedziałam ciszej, sama nie do końca wierząc, że jestem w tym miejscu. Z krótkofalówek, które trzymali przy pasach, wydobył się męski głos. Pokiwali głową wpuszczając nas do wioski skoczków.

- Witam, mam nadzieję, że zachowywali się w miarę przyzwoicie - uśmiechnięty pięćdziesięciolatek wskazał na dwóch ochroniarzy po czym uścisnął nam dłonie. Gestem dłoni zaprosił nas do jednego z drewnianych domków.

- Twoja aplikacja spodobała mi się najbardziej. Wyglądasz na osobę bardzo zafascynowaną fizjoterapią - mężczyzna usiadł na plastikowym krześle przy stole włączając elektryczny czajnik. W tym domku poczułam się jak na wycieczce w górach, gdzie komfort hotelu dawał wiele do życzenia. - Werner Schuster, miło mi was poznać.

- Ann Fischer - uścisnęłam jego dłoń z wielkim uśmiechem na twarzy.

- Cedric Langer, to zaszczyt pana poznać - mój przyjaciel ukłonił się z szacunkiem, również ściskając jego dłoń. - Nie pożałuje pan przyjęcia Ann. To najlepsza studentka całego wydziału.

Widziałam, że Cedric mówił szczerze. Uśmiechnął się w moją stronę po czym podszedł do tablicy przyglądając się kolorowym fotografiom i dając nam tym samym odrobinę przestrzeni.

Trener niemieckiej kadry wyciągnął kilka pomiętych kartek z plecaka, prostując je dłonią. Poprosił mnie o podpis w dwóch miejscach po czym uśmiechnął się w moim kierunku.

- Witaj w drużynie, Ann. Nie ma na co czekać, przedstawię cię chłopakom - trener pchnął mnie delikatnie w kierunku wyjścia i ruszyliśmy na igielit skoczni. Kilku chudych jak szkapa chłopaków rozgrzewało się na śniegu, rozciągając swoje mięśnie. Cedric z otuchą położył dłoń na moim ramieniu. - Moja droga drużyno... przedstawiam wam Ann, dziewczynę, która od następnego treningu będzie pomagać skoczkom się zregenerować. Ann, myślę, że całą naszą drużynę znasz, nie muszę przedstawiać ci chłopaków z osobna.

Pokiwałam głową z uśmiechem. Oczywiście, kto nie znałby dumy Niemiec. Mieliśmy naprawdę mocną kadrę, która na konkursach dawała nam powód do radości. Byłam zaskoczona, gdy każdy z nich przyszedł uścisnąć moją dłoń i przedstawił mi się.

Karl, Stephan, Richard, Markus, Pius, Constantin, Severin.

- Andreas - usłyszałam za plecami. Moje serce na moment zatrzymało się. Z wielkim bólem odwróciłam się patrząc na twarz osoby, którą znałam doskonale.

Alt er love || Andreas WellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz