vita aeterna

106 18 9
                                    


Dla niektórych dzieciństwo to tylko kolejny etap w życiu człowieka, następujący po okresie niemowlęcym i poprzedzający wiek dorastania. Nie istnieje na świecie osoba, która mogłaby to ominąć. The Show Must Go On, jak mówi tytuł piosenki zespołu Queen (którego Taehyung znał głównie przez Troya, ale to szczegół i kolejny niezbyt inteligentny prztyczek w stronę jego nazwiska). Co prawda tekst tego utworu nawiązuje do śmiertelnej choroby wokalisty Freddiego Merkury'ego, ale z pewnością można znaleźć ludzi, dla których dzieciństwo jest właśnie czymś takim. Nieuleczalną przypadłością, bakterią przebywającą w organizmie człowieka, która pozostaje w nim na zawsze. Bo kto chciałby opuszczać ciepłe schronienie w idealnych warunkach na rzecz ucieczki przed szaleńcami, marzącymi tylko o wytępieniu dziecinnych zachowań, upraszczających pojawienie się choroby Alzheimera, demencji i tych wszystkich głupich i bezsensownych czynności, które wykonujemy, by znów poczuć się wolni i odpowiedzialni tylko za zabieranie własnych zabawek z piaskownicy? No właśnie, nikt. Nikt poza tymi szaleńcami, oczywiście.

Według milionów ludzi bakteria ta przyczynia się do utraty mądrości, a według miliardów wręcz ją wzmacnia. Nikogo nie zdziwi wiadomość, że do tej mniejszości należą głównie biznesmeni i chorzy na ambicję rodzice.

Taehyung urodził się w rodzinie, w której przeznaczano na niego tyle samo czasu, co pieniędzy, tego pierwszego może nawet trochę więcej. A trzeba wspomnieć, że pan i pani Kim kokosów nie zarabiali. Taehyung był ich jedynym biologicznym dzieckiem, o które starali się naprawdę długo; spłodzenie następnego uniemożliwiły powikłania po cesarskim cięciu. Zrosty w jamie brzusznej doprowadziły do bezpłodności pani EunJin, a później stanów depresyjnych, tak gwałtownych, że w niektórych momentach potrafiła całkowicie zapomnieć o swoim dziecku. Po latach wyglądała, jakby ten okres życia wyparował z jej wspomnień i Taehyung nie mógł się z tego powodu nie cieszyć, ale mimo to dziękował swojemu ojcu za to, że gdy jego jedyny syn skończył piętnaście lat, powiedział mu o wszystkim, co mogły usłyszeć młode uszy. Tylko dzięki niemu wiedział, jak wielkim ryzykiem była adopcja Lily, niespełna rocznej w momencie odebrania z domu dziecka dziewczynki. Taehyung urodził się w Ameryce, dziadków do tej pory odwiedził trzy razy, ale też niekoniecznie ciągnęło go do własnych korzeni. Korea mu się nie podobała, polityka, społeczność, to wszystko było tak inne od tego, co znał, że z wiekiem coraz bardziej cieszył się ze swojego amerykańskiego obywatelstwa, które znienawidził tylko raz, siedem lat po adopcji Lily. To wtedy ojciec objął go ramieniem, rozpoczynając tym ,,męską rozmowę", podczas której Taehyung dowiedział się, że zniszczył życie własnym rodzicom (mimo upływowi lat wciąż czasem, podczas najbardziej gównianych dni, myślał o tym, że byłoby im dużo lepiej, gdyby się nie urodził) i że amerykańskie obywatelstwo u obcokrajowca nie musi być wcale powodem do dumy. Przez te kilka świstków papieru Lily była bliska podróżowania między rodzinami zastępczymi; gdy sąd dowiedział się, że pani EunJin miała, mówiąc wprost, problemy ze sobą, całkowicie oszalał. Najgorsze było to, że Taehyung przypuszczał, iż gdyby dokumenty adopcyjne złożyli rodowici Amerykanie, wszystkie ,,przeciw" wylądowałyby w szufladzie, pod setką innych. Nawet gdyby owe małżeństwo okazało się honorowym gościem na zebraniach Anonimowych Alkoholików, a przyszła mamusia była po nieudanej próbie samobójczej.

Miał osiem lat, gdy rodzice zabrali go na pierwszą w jego życiu poważną rozmowę (nie uważał za ,,poważne" wykluczania rasowego, o tolerancji i ignorowaniu przykrych komentarzy nasłuchał się w dzieciństwie tyle, że wciąż, a miał już dwadzieścia dwa lata, brzmiało mu to w uszach). Jego ojciec rozpoczął niezobowiązującym ,,chciałbyś mieć siostrę albo brata, synu?" i uśmiechnął się, czym całkowicie zniszczył przywdzianą maskę spokoju, jakby ten z pozoru normalny gest był jakimś kluczem do wnętrza człowieka, jego prawdziwych myśli i ukrywanych emocji. Jako dziecko Tehyung wierzył we wszystko, co mówiono, w każdą rzecz, którą tworzyła jego nadmiernie wybujała wyobraźnia, a gdy tylko nauczył się czytać, również we wszystko, co było napisane w książkach i komiksach. Stało się to powodem wielu bezsennych nocy, ale nadawało także otaczającemu go światu barw i wyrazu, których nie miałby z pewnością, gdyby całą noc spędzał pogrążony w kamiennym śnie. Już wtedy zdawał sobie sprawę z tego, że istnieją ludzie – tak naprawdę bardzo wiele ludzi – których wyobraźnia pozostaje kompletnie jałowa, odrętwiała, przytępiona i w rezultacie stan ich umysłów kojarzy się z przypadłością, na jaką cierpią daltoniści. W wieku ośmiu lat oczywiście niezbyt wiele wiedział o chorobach oczu (tyle, że gdy ludzie słabo widzą to noszą okulary), ale dzieciństwo spędził przed snem zerkając pod łóżko w poszukiwaniu potworów i wierząc w świętego Mikołaja, szczerze współczując rówieśnikom, dla których święta były jedynie kolejną okazją na otrzymanie prezentów. Teraz wiedział, że gdyby nie jego otwartość i łatwowierność (wciąż pamiętał, jak kiedyś pewne dziecko oświadczyło mu z absolutnym przekonaniem, że jeśli położy na szynach dziesięciocentówkę, to wykolei się na niej pierwszy nadjeżdżający pociąg; nie musiał tego nawet sprawdzać, by uwierzyć, dla niego byłoby to jak zwątpienie w istnienie własnych rodziców), nie dostrzegłby wtedy

[zawieszone] Dollhouse  ;vkook;Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz