00

132 21 22
                                    

Według większości osób, Alaska to stan z reguły bardzo zimny. Pełno śniegu i wysokich gór, niektórzy nawet znajdują tu złoto. Oprócz tych wszystkich stereotypów są też rzeczy oczywiste, jak na przykład my - dwie osoby, które wkroczyły w dorosłość.

Ja mieszkałem w małym mieszkaniu, w samym sercu centrum miasta Anchorage, ona natomiast w chatce na obrzeżach, niedaleko wysokich lasów sosnowych i rozległych jezior.

Chciałem, aby ta historia choć trochę przypominała tą szczęśliwą. Zacząłem od rzeczy miłych, jednak życie i toczący się los to nie zawsze opowieść szczęśliwa.

Do końca nie wiem, kiedy to wszystko się zaczęło, lecz wiem kiedy dobiegło końca.

Pomimo tego, że rozmawialiśmy mało i o niczym szczególnym, pomagałem jej szukać. Było ciemno, księżyc zaszedł gęstymi chmurami, które całkowicie go przyćmiły. Temperatura była naprawdę niska, domniemam, że spadła poniżej piętnastu stopni na minusie. Wszędzie leżał śnieg, który szalenie skrzypiał pod naszymi nogami. Z latarkami w dłoniach przemierzaliśmy dobrze znany mi szlak wijący się między pniami chudych drzew. Niedługo potem mieliśmy dojść do jeziora, przy którym zostało zarządzone rozdzielenie.

Strumień światła kierowałem na pokrytą śniegiem polanę przy jeziorze, by znaleźć ślad stóp poszukiwanej przez nas dziewczyny. Każdy poszedł w wyznaczoną przez ojca poszukiwanej stronę; mnie przypadł północny wschód. Nie miałem partnera ani partnerki, szukałem na własną rękę, a w razie zagrożenia miałem broń schowaną za paskiem i krótkofalówkę przymocowaną do puchowej kurtki zimowej. Nie przewidywałem żadnej sytuacji, w której mógłbym utracić zdrowie bądź życie; zakładałem, że chcąca popełnić samobójstwo dziewczyna nie będzie dla mnie czymś, co zechce mnie zranić.

Śnieg był mokry i było go cholernie dużo. Z każdym krokiem zapadałem się po kolana, grzązłem i coraz bardziej moczyłem swoje ubrania. Szukanie w takich warunkach nie było łatwe, a ogarniający moje ciało mróz wcale nie ułatwiał zadania. W oddali niosło się echo nawoływanego imienia dziewczyny, jednak do tej pory nie było żadnego odzewu z jej strony. Widocznie była bardzo zdesperowana i bliska końcu.

– Uciekająca w stronę rzeki postać, Abel, musisz to sprawdzić. Przygotuj się na każdą możliwość – głos policjanta wydobył się z krótkofalówki.

Położyłem rękę na urządzeniu i przysunąłem do niego usta, by odpowiedzieć. Nacisnąłem przycisk, a charakterystyczny sygnał dał znać, że mogę mówić.

– Przyjąłem, idę to sprawdzić, bez odbioru – lekko pochylony ruszyłem w stronę rzeki.

Po kilku minutach drogi, byłem prawie na miejscu. Na horyzoncie widziałem zarys rzeki i jedno, żółtawe światło latarki. Pokrywa śnieżna zmniejszyła się na tyle, że byłem w stanie biec.

Rzuciłem się pędem przez polanę, wymachując latarką, by mnie zobaczono. Zacząłem wrzeszczeć, bo emocje wzięły nade mną górę. Myśl, że mogę znaleźć dziewczynę i uszczęśliwić siebie oraz jej rodziców rozgrzewała moje serce. Fakt, że nie znała mnie zbyt dobrze nie robił mi różnicy. Ja znałem ją doskonale.

Hej, stój i nie rób nic głupiego! Włącz latarkę! – krzyczałem na tyle głośno, na ile pozwoliło mi moje chore gardło.

Byłem naprawdę blisko.

Światło latarki zgasło, wraz z nią moje krzyki. Dyszałem cały zgrzany i zmęczony, mimo wszystko nie przestawałem biec; emocje znów wzięły górę.

I wtedy.

Padł strzał z broni, a wszystkie ptaki zerwały się do lotu. Stanąłem jak wryty, z cieknącym po czole i szyi potem.

Dzieliły mnie mniej niż trzy metry od miejsca, w którym niedawno migało światło latarki oraz w miejscu, w którym padł strzał.

Abel, kto oddał strzał? – krótkofalówka dała o sobie znak.

Wolno szedłem na brzeg rzeki, czułem jakby czas się zatrzymał. Z krótkofalówki co chwilę wylatywały pytania i krzyki, na które nie mogłem odpowiedzieć.

I wtedy.

Odnalazłem poszukiwaną.

Leżała tam, w zaspie śniegu.

Martwa.

friends don't lieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz