- Chyba będę się już zbierał... - Westchnąłem.
- Zostań jeszcze trochę, proszę. - Spojrzał na mnie swoimi idealnymi oczkami, nie mogłem mu odmówić.
- Ale robi się coraz ciemniej. Rodzice będą się o ciebie martwili. - mruknąłem zakładając na siebie bluzę.
Przez dłuższą chwilę, chłopak nic nie powiedział. Tak jakby, to co mu powiedziałem zniszczyło go od środka.
- Nie mam rodziców. - Westchnął i wzruszył ramionami.
- To z kim mieszkasz? - Uniosłem jedną brew do góry.
Chłopak westchnął po raz drugi, ale po chwili znowu się uśmiechnął. Jego uśmiech wywołuje u mnie radość.
- Z babcią i dziadkiem. Oni jako jedyni mnie rozumieją, oni potrafią mi pomóc, a może jednak potrafili? Nie żyją od dwóch lat, a ja wciąż czuje, że mogę na nich liczyć. To dlatego, że brakuje mi tego rodzinnego ciepła? Charlie, dlaczego ja za nimi tak tęsknie, ale mam wrażenie, że są ze mną? - Chłopak nie przestawał się uśmiechać, mówił bardzo spokojnie. Można było wyczuć smutek i tęsknotę w jego głosie.
Chciałem odpowiedzieć na jego pytanie, ale po prostu nie potrafiłem. Najprawdopodobniej nikt nie zna odpowiedzi, tylko on sam. Widać, że jego życie nie jest kolorowe, ale nie pokazuje tego. Potrafi się cieszyć, za to go podziwiam. Za radość.
- Leo, ja... Ja nie wiem. Nigdy nie doświadczyłem takich uczuć.
Blondyn położył się na trawie, po czym wtulił w bluzę, którą miał na sobie. Było już ciemno i późno, on nie może tutaj zostać. Będzie mu bardzo zimno, a poza tym, o tej porze kręcą się tutaj bardzo dziwni ludzie.
*
Hej, myślę, że Was nie nudzę, hm?