Rozdział 1

6 1 1
                                    

Widzę morze. Bryza wyczuwalna w powietrzu rozświetla mój umysł. Stoję na brzegu i wpatruje się w morską toń. Rozbijające się fale łaskoczą mnie w stopy powodując lekki uśmiech na mojej twarzy. Robię pierwszy krok w przód. To on jest najtrudniejszy. Powoli posuwam się do przodu, a woda sięga mi już prawie do nosa. Idę głębiej, aż zanurzy się całe moje ciało. Kiedy to już się stanie zamknę oczy i pozwolę porwać mnie prądom morskim i nic ani nikt mnie nie dogoni. Stanę się wolna jak...jak...

Z moich rozmyślań wyrywa mnie Katie, moja opiekunka a jednocześnie najlepsza przyjaciółka. Ta drobna osóbka, z gąszczem siwych już włosów, w jaskrawożółtej sukience i różowych klapkach była zemną od zawsze. To ona uczyła mnie alfabetu, lepiąc pierogi w kształcie literek. To jej uśmiech rozświetla mi dzień. Ona otacza mnie ramieniem jak płaczę i choć nie wypowiada wtedy ani jednego słowa ten jeden gest potrafi podnieść mnie na duchu.

- Wstawaj Arletko! Tosty już prawie wystygły, a musisz jeszcze się ubrać.- Powiedziała z powagą w głosie.

Powoli ociągnęłam się, przykryłam kołdrą pod samą szyję i zamknęłam ponownie oczy chcąc powrócić do niesamowitej wizji sennej. Niestety nie dane było mi odpłynąć w błogi stan snu, ponieważ chwilę później usłyszałam chlust i poczułam uderzenie lodowatej wody. Gwałtownie wyskoczyłam z łóżka próbując złapać ostrość obrazu i sprawdzić co się stało. Całe moje łóżko, ubranie i włosy były przemoczone do suchej nitki a obok z wyrazem satysfakcji malującym się na twarzy stała Katie trzymając w lewej ręce srebrne wiaderko. Popatrzyłam na nią z wyrzutem, a ona tylko wzdrygnęła ramionami i wyszła, zostawiając mnie samą. Następną godzinę spędziłam susząc łóżko przez co spóźniłabym się na lekcję histori z panią Drenick. Na szczęście udało mi się wbiec do klasy równo z dzwonkiem. Nie wyglądałam niestety najlepiej, gdyż przez poranną eskapadę jedyne co zdążyłam ze sobą zrobić to się ubrać. Jak się chwilę później okazało zapomniałam również się uczesać, co sprawiło że zwracałam uwagę całej klasy. Może powinnam wtedy się tym przejąć, ale nie to było wtedy najważniejsze. Bowiem dzisiejsza lekcja historii była jedną z ważniejszych. Pisaliśmy test. Nie był to jednak byle jaki test. Jego wynik miał mieć wpływ na to, jakie praktyki będziemy mogli pełnić w przyszłym roku. Moi rodzice wybrali...znaczy...ja wybrałam praktykę w kancelarii adwokackiej przyjaciela mojego ojca, Gerarda. Ze względu na prestiż tej placówki, mój wynik musiał być bardzo wysoki. Strach przed nie spełnieniem tego wymagania paraliżował mnie od środka i sprawiał, że bardzo ciężko było mi się skupić. Ręka drgała mi cały czas, a serce waliło jak oszalałe. Po tej godzinie byłam bardziej wyczerpana niż kiedykolwiek w życiu. Na szczęście reszta lekcji minęła mi w dobrej atmosferze, dlatego nim się obejrzałam wracałam do domu. Od progu słychać było krzyki. Kiedy domyśliłam się kto jest autorem takich wrzasków włos zjeżył mi się na karku, a serce stanęło w gardle.

-Tata wrócił z delegacji-szepnęłam do siebie i zamarłam.

Weszłam na palcach do domu próbując nie zwrócić na siebie uwagi. Kątem oka zaglądnęłam do salonu, skąd dobiegały odgłosy awantury. Scena, którą zobaczyłam była jedną z tych, które widuje na co dzień, jednak i to nie powstrzymało mnie od cichego, niesłyszalnego płaczu. Moim oczom ukazał się postawny mężczyzna w szytym na miarę garniturze, trzymający w prawej dłoni gruby skórzany pasek ze srebrną sprzączką. Na przeciwko niego klęczała ze spuszczoną głową ciemnowłosa kobieta, którą przecież tak kochałam. I choć w wielu rodzinach słowo "rodzice" kojarzy się z tatą czytającym gazetę i mamą robiącą na drutach to dla mnie właśnie ta scena, którą ujrzałam kojarzy się z tym słowem. Tak bardzo chciałabym powiedzieć, teraz "ŻARTUJE" i roześmiać się, niestety nie mogę. Nagle pasek gwałtownie przeciął powietrze i uderzył moją rodzicielkę w twarz. Chwilę potem kolejny raz. I następny i następny. Patrzyłam jak zaczarowana i choć chciałam się ruszyć, nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Po kilku minutach fala uderzeń ustała i odezwał się gruby, nieznoszący sprzeciwu głos.

- Myślałem, że nie trzeba cię informować o tym, iż ciemnych koszul nie pierze się z jasnymi. Najwyraźniej jesteś na tyle głupia by o tym nie wiedzieć. Teraz już na pewno tak nie postąpisz, prawda?

- Tak- Przytaknęła cichutko mama.

- Tak myślałem. A teraz ogarnij się, bo wieczorem urządzam bal charytatywny i musisz idealnie wyglądać. Powiedz Arlecie, że wybrana przeze mnie sukienka czeka w sklepie, trzeba tylko ją odebrać. Ja wychodzę- Odpowiedział tata, chociaż nie wiem czy chce go tak nazywać.

Przez to wszystko niestety zapomniałam, żeby się oddalić i nim zdążyłam się odwrócić zostałam mocno pociągnięta za koszulkę i pociągnięta w tył. Wiedziałam już, że moja sytuacja w tej chwili jest dosyć ciężka.

- Jak możesz mała suko podsłuchiwać?!- Wrzasnął tata i wymierzył mi siarczyste uderzenie w policzek. Byłam tak zdezorientowana i wystraszona, że nie wiedziałam co mam robić.

- Czyżbym nie nauczył cię przez te siedemnaście lat życia, że dorosłych się nie podsłuchuje?!- Po chwili poczułam silne uderzenie w brzuch. Bezwiednie osunęłam się na podłogę, a przed oczami zobaczyłam mroczki. Czułam kolejne uderzenie i kolejne. Ból stawał się co raz większy. Po chwili usłyszałam brzęk sprzączki i już chwilę później byłam okładana paskiem po całym ciele. Z tego cierpienia krzyczałam, na początku głośno, a później ciszej i ciszej aż w końcu umilkłam. Pozwoliłam by fala uderzeń zalała mnie z całą siłą. Nie jestem pewna ile trwała ta straszna chwila, bo po otrzymaniu kolejnego ciosu obraz zaczął się rozmazywać. Stawał się co raz mniej wyraźny, aż w końcu nastąpiła ciemność.





You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jun 30, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

W sidłach rozpaczyWhere stories live. Discover now