Rozdział 3

14.7K 865 85
                                    

Nikki

Koszmar mojego dzieciństwa,  podchodzi bliżej i dopiero teraz czuję różnicę między nami. Jego wysoka, masywna postura, góruje nad moim niecałym metr siedemdziesiąt. Pomimo wysokich butów i tak czuję, że gdyby mógł, po prostu by mnie zmiażdżył.

Sięga po moją bezwładną, drobną w porównaniu z jego dłoń i przykłada do swoich ust, tym samym rozsyła fale elektryczne, które docierają do każdego zakątka mojego ciała. W tym samym czasie patrzy głęboko w moje oczy, oczekując na to jak zareaguję. Gdy tak dłuższą chwilę stoimy i zaczynam się wiercić w miejscu, z głębi mojej torebki słyszę wibracje.

Wyrywam swoją dłoń z jego i ignorując nagłe poczucie straty, szperam w poszukiwaniu telefonu.

Wyjmuję komórkę i na wyświetlaczu widnieje imię mojego brata. Cholera, nawet nie zadzwoniłam do rodziców, że dojechałam.

Odbieram połączenie i witam się.

— No nareszcie. Mama panikuje, bo nie dałaś znaku życia. — A to nowość, wyrażanie emocji w wykonaniu jednego z moich rodziców.

— Zapomniałam, miałam kilka...ważnych spraw, możesz przekazać, że żyję i mam się dobrze — odpowiadam.

— Kiedy wracasz? 

— Nie wiem Colin, może już tu zostanę. Zastanowię się — odpowiadam, spoglądając na braci.

Nie wiem, czy to moja odpowiedź tak ich zbulwersowała, ale spoglądają na siebie niezadowoleni. Mam wrażenie, że odbywają telepatyczną rozmowę. Morderczy wzrok Paxtona, jakby miał wypalić wszystko w swoim zasięgu, natomiast Reed, jakby chciał mu powiedzieć, żeby się uspokoił. O co tu chodzi?

— Słuchasz mnie? — Dociera do mnie pytanie brata.

— Muszę kończyć, oddzwonię. — Nie czekając na odpowiedź, rozłączam się, a Pax wwierca we mnie swoje mordercze spojrzenie.

— Naciesz się swoją małą przyjaciółeczką i wyjedź. Nie ma tu nic dla ciebie, nie pasujesz tu — warczy Paxton, po czym odwraca się i kieruje w stronę restauracji, ostrym tonem wołając Reeda przez ramię.

Stoję tak chwilę z rozdziawionymi ustami, dopóki nie znikają w budynku, z którego po chwili wybiega Ellie. Twierdząc, że obsługa dalej da sobie radę proponuje, że pojedzie ze mną do biura Heatona.

Podjeżdżam pod mały, ciemny budynek z drewna. Proszę przyjaciółkę, żeby na mnie zaczekała. Wchodzę bocznym wejściem do małego pomieszczenia, które służy chyba jako poczekalnia. Dwa krzesła i okrągły stolik między nimi, zdecydowanie proszą się o wymianę. Ogólnie panuje tu mrok i jest strasznie duszno, jakby nigdy nikt tu okien nie otwierał. W leśnym otoczeniu spodziewałabym się zupełnie czegoś innego. Podchodzę do drzwi przeszklonych mleczną szybą i pukam, nie czekając na odpowiedź wchodzę.

Przy małym biurku, w kącie po prawej stronie siedzi dziewczyna, może trochę młodsza ode mnie. Kiedy mnie zauważa zaczyna nerwowo dłońmi gładzić i tak już ciasno upięte z tyłu głowy, czarne włosy. Spogląda na mnie z nad okularów, jakby wiedząc po co tu jestem.

— Dzień dobry. — Staram się przybrać łagodny ton głosu, żeby biedna na zawał tu nie zeszła. — Moje nazwisko Preston, chciałabym porozmawiać z panem Heatonem.

— Nie ma go i nie wiem, kiedy wróci — tłumaczy przestraszona dziewczyna.

— Jak to nie wie pani, kiedy będzie? — pytam zirytowana i spoglądam na kolejne drzwi, zapewne od biura tego faceta. — Zapłaciłam kupę kasy, żeby jego pracownicy doprowadzili mój dom do porządku, jest piątek, gdzie teraz znajdę kogoś, kto pozbędzie się tych krzaków!?

Dama Paxtona/ Sinners&Reapers#1 - W sprzedażyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz