Maski

1.3K 143 106
                                    

Shot z dedykacją dla StoneHeartCole i Futercia. Dziękuję, że jesteście.

~Lance

Znów ten fałszywy uśmiech. Udawana radość i optymizm. Wymuszone żarty i sarkazm. Zgrywanie pana śmieszka. Czy naprawdę nikomu nie wydaje się to podejrzane? Jak widać nie. I dobrze. Lepiej zachować pozory. Nikt nie może odkryć prawdy o mnie.

Zdejmuję maskę i kładę ją do szafy, zaraz obok kilkudziesięciu innych. Po niej zrzucam swoją skorupę zewnętrzną. Ją również tam chowam. Nie chcę, by ktokolwiek zobaczył te cenne dla mnie przedmioty. Moją przepustkę do pozornie lepszego życia. Jednak życia w kłamstwie.

Jest noc, stoję sam w pokoju. Wreszcie mogę być sobą. Tym słabym, tęskniącym za Ziemią i deszczem Lance'm. Samotnym i niekochanym chłopakiem. Najgorszym ogniwem. Tu nie muszę nic udawać. Nie muszę wmawiać innym, że jest dobrze, choć moje serce jest przecięte na pół. Nie muszę wykrzywiać twarzy w uśmiech.

Z moich oczu leci pierwsza łza. Spływa po policzku wypalając na nim mokrą, gorącą ścieżkę. Po niej następuje kolejna. I jeszcze jedna. I następna. Osuwam się bezsilnie na podłogę. Moje ciało odmawia już kontroli. Jedynie oczy produkują coraz więcej słonej cieczy. Jednak nawet nad nimi nie mam już władzy. Leżę tak całą noc. Zasypiam dopiero gdzieś tak koło godziny drugiej. Ale po przebudzeniu nie czuję zmęczenia. Nie czuję właściwie nic oprócz pustki. Choć i tak ona towarzyszy mi od zawsze.

Wstaję lekko się zataczając. Całe moje ciało jawnie protestuje. Umysł też tego nie chce, ale wie, że musi. Zmuszam się do tych kilku kroków w stronę szafy. Biorę wdech, otwieram ją i wyjmuję uśmiechniętą maskę. Przybliżam powoli przedmiot do twarzy. Zakładam go ostrożnie jak najcenniejszy skarb.

I natychmiast na powrót staję się tym samym sarkastycznym Lance'm co zawsze. Pójdą w ruch moje proste, białe ząbki i niewyparzony język. Znów będę nabijać się z Keith'a i wszystkich innych (choć z niego najbardziej) i uprzykrzać życie całej drużynie. Ponownie poudaję, jakim to ja jestem panem świata, zajebistym kolesiem oraz z iloma to ja już spałem.

Ale takiego mnie widzą.

Ale takiego mnie znają.

Ale takiego mnie wolą.

~Keith

Znów to fałszywe zapewnianie, że wszystko jest okey. Tak naprawdę nic nie jest okey. Udawane opanowanie, porywczość, chłodne myślenie. Zgrywanie gbura. Prawie nigdy się nie uśmiecham, trudno mnie rozbawić. Czy naprawdę nikomu nie wydaje się to podejrzane? Jak widać nie. I dobrze. Lepiej zachować pozory. Nikt nie może odkryć prawdy o mnie.

Zdejmuję maskę i kładę ją do szafy, zaraz obok kilkudziesięciu innych. Po niej zrzucam swoją skorupę zewnętrzną. Ją również tam chowam. Nie chcę, by ktokolwiek zobaczył te cenne dla mnie przedmioty. Moją przepustkę do pozornie lepszego życia. Jednak życia w kłamstwie.

Jest noc, stoję sam w pokoju. Wreszcie mogę być sobą. Tym słabym, raniącym samego siebie i innych Keith'em. Sadystą i masochistą, który nie czuje żadnego zawahania przed zranieniem obcych, bliskich i swojej osoby. Najniebezpieczniejszym ogniwem. Tu nie muszę nic udawać. Nie muszę wmawiać innym, że jest dobrze, choć moja psychika ma zamiar wybuchnąć. Nie muszę okłamywać własnej głowy.

Z moich oczu leci pierwsza łza. Spływa po policzku wypalając na nim mokrą, gorącą ścieżkę. Po niej następuje kolejna. I jeszcze jedna. I następna. Osuwam się bezsilnie na podłogę. Moje ciało odmawia już kontroli. Jedynie oczy produkują coraz więcej słonej cieczy. Jednak nawet nad nimi nie mam już władzy. Leżę tak całą noc. Zasypiam dopiero gdzieś tak koło godziny drugiej. Ale po przebudzeniu nie czuję zmęczenia. Nie czuję właściwie nic oprócz pustki. Choć i tak ona towarzyszy mi od zawsze.

Maski || Voltron || Klance || One Shot ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz