- Kachi, ciemnoto gdzie jesteś?! – krzyknęłam rozglądając się po okolicy – Ty poczwaro, chodzi tu!!! - dodałam po chwili.
Dopiero po pewnym czasie w pobliskich trawach zauważyłam charakterystyczną fioletową grzywę.
- Wiem że jestem jak potwór ale ty nie jesteś lepsza. Kto kiedyś widział niebieską lwo podobną istotę? – zapytałam Kachi.
- Jesteś moją siostrą, a i tak jest po między nami wielka różnica. Twoje czarno-fioletowe futerko bardziej rzuca się w oczy niż myślisz. Hahaha... - zaśmiałam się jej prosto w pysk – Gdzie byłaś?
- Nad wodopojem, gdy tylko się zjawiłam, cała zwierzyna znikła w mgnieniu oka. Wszyscy się nas boją nawet tak zwany król sawanny spierdolił gdy nas zobaczył.
- A kto by się nie bał. Nawet nie wiadomo czym jesteśmy a ty narzekasz na to że się nas boją. To normalnie.
- Każdy boi się tego co nieznajome – powiedziała Kachi wzdychają ciężko.
Po chwili namysłu ruszyłam w stronę, którą nie dawno zagarnęłyśmy od jakiegoś stada lwów. Siostra ciągle powtarza że te stado wróci aby odzyskać to co do nich należy ale ja się o to nie martwię, a nawet ja wrócą i co z tego? Po prosu odejdziemy i tyle nic wielkiego, znajdziemy sobie coś innego. Już miałam ułożyć się na swoim miejscu gdy nagle usłyszałam strzał z broni palnej.
- Kłusownicy! – krzyknęłam przestraszona.
- Dosyć blisko, muszą być niedaleko – odrzekła siostra
Po cichu podeszłam do wyjścia z groty i to co tam zobaczyłam zabrało mi dech w piersiach. Sawanna płonie, wszędzie ogień, ludzie z pochodniami i bronią.
- To okropne... Jak to możliwe... -wyszeptałam.
- Musimy uciekać. Jeśli tego nie zrobimy, zginiemy w płomieniach – powiedziała Kachi podchodząc do mnie.
„Czego ci ludzie mogą chcieć? Czemu niszczą nasz domu? Czemu?"– pomyślałam a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.
- Hoshi, to nie czas na płacz. Musimy uciekać. Nie mamy wyboru. Musimy przeżyć. Musimy!!!
- Ej!!! Tam są!!! Mówiłem że istnieją!!! Mówiłem!!! Wszech wiedząca matka wiedziałam co mówi – krzyczał jakiś człowiek z tłumu, wskazując na nas pochodnią.
Więc to o to im chodzi. Chcą nas zabić. Czemu? Nic nie zrobiłyśmy ludziom. Nigdy nie zabiłyśmy żadnego człowieka.
„Każdy boi się tego co nieznane" – przypomniałam sobie słowa siostry.
No tak. Nikt nie wie czym jesteśmy. Nawet my same.
Kochi stanęła przede mną i odepchnęła mnie letko do tył. Z jej gardła niósł się głośny warkot.
- Hoshi!!!, uciekniemy albo będziemy walczyć? Co wolisz i tak zostaną z tobą – odwarknęła siostra.
Jeden z facetów wyciągną broń celują prosto w nas, a drugi wyciągając nóż zaczął się do nas zbliżać.
- UCIEKAJ!!! – krzyknęła Kochi.
Po tym usłyszałam tylko wystrzał z broni i krzyk ludzi. Ale nie brzmiało to jak krzyk radości. Człowiek z broną, chybił. Nie trafił nas. A człowiek z nożem, a raczej jego truchło leżało teraz pod łapami mojej siostry.
- Mówiłam!!! Uciekaj!!!
Obróciła się do mnie, a w jej fioletowych oczach było widać agresje przez którą przebijała iskra uczuć, przez którą poczułam się chroniona. Wiem że Kochi mnie nie zostawi i ochroni mnie za wszelką cenę ale co jeśli ją stracę? Co w tedy? Zostanę sama. Po prostu sama.
- Nie ucieknę!!! Nie zostawię cię tu samej!!! – krzyknęłam rzucając się z pazurami na jednego z kłusowników.
Walka szła dobrze do pewnego czasu.
Usłyszałam wystrzał z broni, a po chwili huk upadającego ciała. Spojrzałam w tamtą stronę i zamarłam. Postrzelili Kochi. To był już ostatni kłusownik który został do zabicia i musiał to zrobić. Człowiek po oddanym strzały schylił się do ciała Kochi, a z kieszeni wyciągną nóż myśliwski.
Rzuciłam się w jego stronę, ukazując moje piękne białe kły. Skoczyłam na niego zaciskając zęby na jego gardle z którego zaczęła sączyć się krew. Człowiek ostatnimi siłami wbił w moje ciało ostrze zostawiając głęboką ranę. Odrzuciłem jego już martwe ciało na bok i ostatkami sił podeszłam do siostry, która jeszcze żyła resztkami sił. Pochyliłam się nad nią liżąc delikatnie jej pysk.
- Mówiłam że cię nie zostawię... - powiedziałam szturchając ją leciutko pyskiem by dodać jej trochę otuchy.
- Ale teraz zginiesz tak samo jak ja, miałaś szansę na życie – powiedziała ledwie słyszalnym głosem.
- Ale co ta za życie ze świadomością że twoja jedyna rodzina nie żyje – powiedziałam powoli krztusząc się krwią.
- Żadne, siostra. Żadne. – odrzekła cicho zamykając oczy.
Z moich oczu popłynęły łzy. Rana zadana przez kłusownika nie przestawała krwawić, a przez utratę krwi zaczynało robić mi się słabo.
„ Teraz moja kolej, śmierć przyszła teraz po mnie. Jeszcze się spotkamy siostro"-pomyślałam
Opadłam bezwładnie na ziemię, oddychając ciężko, a po chwili zamknęłam oczy na zawsze.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jest to krótkie opowiadanie na które naszłam mnie wena przy rozmowie z moją dobrą przyjaciółką.
PRZEPRASZAM WASZE OCZY....
CZYTASZ
Nie zostawię cię
RandomKrótkie opowiadanie o dwóch siostrach które łączyłam miłość i nawet po mimo zagrożenia umiały walczyć nawzajem o swoje życie.