"– Czy mogę przysiąść się na chwilkę? Chłodny wieczór, nieprawdaż?
Felipe zrobił mu trochę miejsca na swym kocu. Zaproponował też starcowi ostatnią kromkę swego chleba i podzielił się ostatnią kroplą mleka.
– Jesteś bardzo uprzejmy, młody człowieku – rzekł starzec. – Pozwól zatem, że zdradzę ci pewien sekret. Spójrz w górę. Co widzisz?
Felipe zwrócił oczy ku niebu.
– Widzę tysiące gwiazd. To Droga Mleczna.
– Przyjrzyj się dokładnie – nakazał mu starzec. – Czy nie widzisz innych gwiazd?" – Gwiazdka z nieba
Biel. Czystość. Nieskazitelność. Sterylność.
Tymi słowami opisałabym szpital, w którym przebywam.
Wredne, młodziutkie pielęgniarki odwiedzają mnie, co kilka godzin. Niby zmienić kroplówkę, ale wiem, że chcą się tylko pouśmiechać i pogapić na mojego chłopaka. On oczywiście też się do nich szczerzy, żeby mnie zdenerwować.
Spoglądam na Kenta, który rozwiązuje test z geografii, siedząc na małym, zielonym fotelu.
– Nie nudzi ci się? Nie musisz tu ze mną siedzieć dzień i noc – przewracam oczami. – A poza tym, wciąż jestem na ciebie zła.
– Wiem, ale to nie znaczy, że przestanę się o ciebie martwić – kreśli coś na kartce.
– Jak sobie chcesz – odchrząkam.
Odwracam się na drugi bok i zaczynam rozmyślać.
Tak strasznie chciałabym wrócić do czasów, kiedy wszystko było takie proste. Nie znałam miłości. Nie miałam przyjaciół. Nie miałam problemów.
Ale wszystko, jak za dotknięciem magicznej różdżki, zmieniło się.
– Puk, puk. Można?
Podnoszę się, układając się wygodnie na poduszce. W drzwiach dostrzegam Henriego z wielkim bukietem kwiatów w prawej dłoni.
– Jasne – zapraszam go.
Jednym okiem przyglądam się mojemu chłopakowi. Widać po jego wyrazie twarzy, że nie jest zbytnio zadowolony z odwiedzin gościa.
– Możemy pogadać w cztery oczy? – patrzy na mnie, ściskając mocniej bukiet.
Przenoszę wzrok na Kenta.
– Możesz nas zostawić?
– Nie? – odpowiada kpiąco.
– Wyjdź, Kent – warczę.
– Nie.
Skoro tak.
Naciskam czerwony guzik przy łóżku. Po kilku sekundach przybiega jedna z pielęgniarek. Na szczęście jedna z tych starszych.
– Coś nie tak? – dyszy.
– Może pani wyprowadzić tego mężczyznę z sali? – wskazuję palcem na mojego chłopaka.
– Oczywiście. Proszę ze mną – kobieta ciągnie Kenta za ramię.
– Ja nigdzie nie idę – warczy, wyszarpując się z uścisku.
– Ochrona! – krzyczy pielęgniarka.
Już po chwili chłopak zostaje wyprowadzony przez dwóch mężczyzn podobnych wielkością do goryli.
– Wyjaśnisz mi wszystko? – pytam Henriego.
– Nie do końca – odpowiada, przysiadając na krańcu łóżka.
– Dlaczego? – marszczę brwi.
– Nie mogę ci powiedzieć praktycznie nic. Kent by mnie zabił. Naprawdę – wzdycha.
– To, co chciałeś mi powiedzieć?
– Chciałbym ci dać jakąś wskazówkę. Może wtedy będę się czuł mniej winny temu wszystkiemu... – tłumaczy.
W jego oczach widzę ból, wyrzuty sumienia i... nadzieję?
– Mów – nakazuję.
– Przypomnij sobie dzień, w którym Kent pierwszy raz cię obronił przed Maggie i jej przyjaciółkami – wstaje.
– Tylko tyle masz mi do powiedzenia? – dopytuję.
– Przepraszam – i wychodzi, zostawiając róże na szafce nocnej.
Spoglądam na kwiaty z nostalgią. Są takie piękne. Czemu miłość nie może taka być?
I co się stało dnia, który zmienił moje życie?
----------------------------------------------------------------------------------------
Nie wiem, czemu, ale jakoś podoba mi się ten rozdział :)
I przepraszam jedną osobę, której powiedziałam, że rozdział będzie w piątek. Przyznam się szczerze, że najzwyczajniej w świecie zapomniałam.
A kiedy next?
Hmm... Tego dokładnie wam nie powiem, ale sądzę, że będzie gdzieś tak w połowie przyszłego tygodnia :)
P.S. Tego gifa musiałam w końcu wstawić. Może to komuś nie pasować do rozdziału, ale mi to trochę przypomina tą szarpaninę Kenta z pielęgniarką XD
CZYTASZ
Przebij się
ChickLitKażdy rozdział interpretuj po swojemu. Każdą bajkę rozum inaczej. Przeczytaj wstęp i ciesz się zaskakującą powieścią przeplataną bajkami mojego dzieciństwa. _______________________________________________________________ Lottie to wyrzutek społe...