capítulo tres

1.2K 115 23
                                    

Kolejny ponury dzień w argentyńskim liceum. Luna podczas jednej z przerw siedzi samotnie na ławce stojącej z boku szkolnego korytarza i robi dokładnie to, co lubi najbardziej. Swoim obojętnym wzrokiem mierzy każdą przechodzącą obok niej osobę. W tym momencie dochodzi do niej kolejna absurdalność tego świata. Dlaczego ludzie nie potrafią już ze sobą rozmawiać? Dlaczego nos każdego z nich zatopiony jest w ekranie telefonu, a ich palce rytmicznie uderzają o jego wyświetlacz? Co stało się z ewolucją, że ludzie cofają się do tych czasów, gdzie komunikacja werbalna wcale nie była tak istotna? Jedyny dźwięk jaki da się usłyszeć tej przerwy na korytarzu to głośny śmiech, gdy dwie stojące koło siebie osoby wpatrzone w telefon, właśnie nim wybuchną lub dźwięk informujący co rusz o nowym powiadomieniu.  Mowę zastąpiły krótkie wiadomości, a połączenie między dwójką ludzi - sieć wifi. Emocje wyrażane są za pomocą małych, żółtych emotikonek, a gdy nie wyślesz chociaż jednej z nich to najprawdopodobniej jesteś obrażony albo smutny. Dziewczyna siedząca samotnie zastanawia się dokąd to wszystko zmierza. Zastanawia się, czy aby na pewno chce w tym wszystkim uczestniczyć. Do tej pory robiła wszystko, aby się odizolować. Jednak w głębi jej małego serca, tli się mała iskierka nadziei, że w tym popapranym świecie znajdzie swoje miejsce. Znajdzie kogoś kogo będzie mogła wpuścić do swojego życia i dzielić się z nim wszystkim, co dla niej istotne. Sama jednak wie, że to jest niemożliwe właśnie w tym momencie. Może kiedyś.

Wzrokiem błądzi po wszystkim, gdy nagle zatrzymuje go na czymś, co sprawia, że na jej malinowych wargach pojawia się mały, ironiczny uśmiech. Dokładnie skanuje postać Włocha, który stoi oparty o jedne z szafek. W swojej jednej dłoni, w mocnym uścisku, trzyma dłoń swojej dziewczyny. Drugą natomiast zgarnia z jej twarzy niesforny kosmyk włosów. Nachyla się nad jej twarzą i szepcze jakieś słodkie słówka, co powoduje, że dziewczyna lekko się czerwieni, a z jej ust wydobywa się cichy chichot. Na jego wargach gości flirciarski uśmiech, jednak oczy w dalszym ciągu nie wyrażają nic. Maska, jaką przybrał w pewnym momencie swojego życia, jest niezawodna. Idealnie potrafi nabrać wszystkich dookoła, że jest szczęśliwym chłopakiem, któremu nic nie brakuje. Tylko tak dobry obserwator, jakim jest szatynka może dostrzec coś głębszego w jego pustym spojrzeniu.

Biedna, niczego nieświadoma Eva. Pewna, że jej chłopak zabujany jest w niej na zabój. Nieświadoma jego czynów, nie dostrzega tego, jak chłopak dobrze się bawi, gdy nie ma jej obok. A może to on umie tak umiejętnie zbajerować? Przecież z nastolatką zrobił to samo. Może nieświadomie, ale udało mu się sprawić, że zajmuje siedemdziesiąt procent jej codziennych myśli. Sprawił, że stał się nieosiągalnym marzeniem, czymś przez co dziewczyna zaczynała tracić resztki swojego rozumu. Przykładem może być wczorajsza sytuacja. Bo jaka normalna dziewczyna pocałowała by się z zajętym chłopakiem, z którym nie zamieniła więcej, niż kilka słów? Raczej żadna, bo nie pozwalają na to pieprzone zasady. Ale czy Valente przejmuje się tymi zasadami? Czy nie chodzi w tym wszystkim o to, że nie pasuje jej to co się dzieje? Może to ją popchnęło do tego nieprzemyślanego czynu. Na razie tego nie wie. Natomiast wie, że niczego nie żałuję. Bo jak ma żałować czegoś, czego skrycie pragnęła od roku? Czegoś co stało się jej małym marzeniem, sennym koszmarem?

Nagle szatyn, jakby wyczuł palące spojrzenie utkwione w jego sylwetce. Oderwał swój wzrok od dziewczyny stojącej przed nim i zdezorientowany zaczął rozglądać się po korytarzu. Gdy tylko natrafił na zgrabny tyłek blondynki stojącej niedaleko, jego uśmiech powiększył się do niebotycznych rozmiarów. Wiedząc jednak, że to nie jest to czego szukał, ponownie rozpoczął swoją wędrówkę. Posyłał promienny uśmiech każdej dziewczynie, z której oczami, jego tęczówki spotkały się choćby na chwilę. Tym samym powodował cichy chichot każdej z nich. Włoch wzbudzał ogromne zainteresowanie wśród płci pięknej i do tej pory, każda z nich zastanawiała się, jakim cudem Eva zdołała go usidlić. Każdy wiedział, że w jego naturze nie leżało zainteresowanie charakterem kobiety. A rudowłosa dziewczyna, niestety urodą nie grzeszyła. Do tej pory jest to jedna z wielu niewyjaśnionych zagadek krążących w szkolnych murach.

Dziewczyna nie spuszczała wzroku z szatyna choćby na sekundę. Cierpliwie czekała na swoją kolej i możliwość chwilowego zatopienia się w tym hipnotyzującym spojrzeniu. Wreszcie doczekała się tej chwili. Jego oczy zatrzymały się na jej sylwetce. Ona, nie speszona, nie odwróciła swojej głowy. Balsano wiedział, że dobrze trafił. Już nie raz nakrył, nieznajomą dla niego dziewczynę, na ciągłym wpatrywaniu się w jego osobę. Nie żeby mu to przeszkadzało. Raczej schlebiało. Nastolatka nawet nie drgnęła. Bezustannie wpatrywała się w jego oczy. Jej twarz nie wyrażała żadnych uczuć, nie chciała się wydać z tym co tak naprawdę czuje. On po dłuższej chwili, zdegustowany zmarszczył brwi - jakby mu się nagle coś przypomniało. Wyglądał jakby dostał nagłego olśnienia. Jego wargi przyozdobił krzywy uśmiech i nie przejmując się stojącą przed nim nastolatką, posłał szatynce oczko. Teraz dziewczyna już wiedziała, że nie pamiętał on tego co stało się wczoraj. Przynajmniej do teraz. Nie była wcale tym zdziwiona, ani też zawiedziona. Ważne, że ona o tym pamiętała i udało się jej jemu również to przypomnieć. Dzwonek wyrwał Lunę z tego transu w jaki wpadła. Głośny dźwięk sprawił, że dziewczyna lekko podskoczyła w miejscu, a jej serce nieznacznie przyspieszyło swój rytm. Szybko zerwała się z ławki i zarzucając swój plecak na ramię, ruszyła w stronę sali, w której miała następne zajęcia. Los chciał, że niestety lub stety musiała przejść koło pary. Będąc już wystarczająco blisko usłyszała coś, co sprawiło, że na jej wargach pojawił się kpiący uśmiech.

— Matteo! Ty mnie w ogóle nie słuchasz!

Piskliwy głos dziewczyny sprawił, że twarz Valente wykrzywiła się w lekkim grymasie. Kątem oka dostrzegła, jak dziewczyna żwawo gestykulowała swoim krótkimi rączkami. Reakcją bruneta było teatralne przewrócenie oczami, czym spowodował większy uśmiech szatynki.

— Nie histeryzuj Ev! Szału można przy Tobie dostać.

Obojętny ton chłopaka sprawił, że rudowłosa stała się potulna jak baranek. Zaprzestała swoich oskarżeń, a na sam koniec jeszcze go przeprosiła. Luna była jednocześnie rozbawiona i zdziwiona tym co się tu stało. Nad wyraz śmieszne było dla niej zachowanie dziewczyny. Zaskakujące natomiast to, że aż tak potrafił ją sobie ustawić. Jednak szatyn jeszcze nie odkrył przed nią wszystkich swoich twarzy.

Solitaria en la esperanza ✖ L&MOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz