1.

11 1 0
                                    

Była godzina ósma nad ranem. W północnej części Ginford stał Matthew ubrany w białą koszulę, ciemne spodnie oraz czarne zimowe buty, a na to wszystko narzucony miał szary płaszcz. Pogoda nie dopisywała, szczególnie w stolicy, które było położone nad Oceanem Atlantyckim. Wiał mroźny wiatr i padał deszcz.
W końcu do chłopaka podeszła kobieta. Była mniej więcej w jego wieku. Na pewno cechą charakterystyczną były jej długie, gęste czerwone włosy. Była ubrana w intensywnie zielony płaszcz oraz czarne spodnie.  Złapała chłopaka za ramię i bez słowa ruszyli ku bramie na dworek króla. Mieli za zadanie wykraść ważne dokumenty z jego skarbca, które udowodnić miały jego lewe transakcje żywym towarem. 
- Stać. - rozkazał królewski ochroniarz. 
Chłopak sięgnął do kieszeni i wyciągnął mały świstek papieru. Ochroniarz niemalże wyrwał mu wejściówkę z rąk. Obejrzał ją dokładnie z obu stron. 

- Możecie wejść. - spojrzał na nich podejrzanie, ale nie mógł nic zrobić. 
Matthew uśmiechnął się tajemniczo i ruszył za swoją partnerką. Rozejrzeli się i ujrzeli małą brzózkę rosnącą na uboczu. Podeszli do niej i opierając się o nią spojrzeli na mapę. 
- Jesteśmy tutaj - zaczął chłopak. Zaznaczył palcem punkt na mapie. - teraz powinniśmy wejść do środka i od razu skręcić na lewo, wtedy skierujemy się do skarbca. Zawsze o 8:15 jest zmiana warty, wtedy przez około minutę nie powinno być strażników. Mamy parę wytrychów, poradzimy sobie. - spojrzał na dziewczynę i uśmiechnął się miło zwijając mapę. - Ruszamy. 

Wstali i weszli do budynku. Pałac był niezwykle jednokolorowy - dominował oślepiający kolor wypolerowanego złota wartego parę set tysięcy monet za jedną ozdobę. 
Z niesmakiem ruszyli w lewo i po chwili dotarli na schody. Rozejrzeli się i chłopak spojrzał na zegarek. Była 8:14, za chwilę.. są. Czwórka strażników wychodziła gęsiego z wąskich schodów sprytnie ukrytych za szafką. Chłopak ze swoją partnerką wtopił się w tłum eleganckich szlachciców żeby nie rzucać się w oczy, a następnie zgrabnie ruszyli w stronę skarbca. 
Schody przypominały wejście do lochów. Klimatu dodawały pochodnie, które mętnym światłem ogarniały wejście. Zbiegli bezszelestnie na dół, gdzie przejście zagrodziła im krata podobna do tych więziennych, z drzwiami z kłódką. Dziewczyna bez słowa podała mu jeden z wytrychów. Chłopak zdjął płaszcz, podwinął rękawy koszuli, a następnie zaczął otwierać powoli zamek. Kłódka okazała się jednak być trudnym przeciwnikiem, i dopiero ósmy wytrych potrafił ją otworzyć. Weszli do środka i ujrzeli wielką bibliotekę, oraz setki kufrów ze złotem. 

- Okej, ja biorę lewo. Ty idź na prawo. - rozkazał chłopak nie czekając. Spojrzał na jedną z półek i przełknął głośno ślinę. 
Po chwili podeszła do niego dziewczyna z plikiem dokumentów. Uśmiechnął się tajemniczo chowając je do kieszeni płaszcza. Matthew otrzepał się z kurzu i ruszył ku wyjściu. Gdy zobaczył zamknięte wejście oraz dwunastu strażników pilnujące wejście, którzy mierzą do niego ze strzelby, wesoła mina zeszła mu z twarzy. 
- Podejdziesz teraz spokojnie do wejścia, my ci otworzymy wejście, oddasz nam wszystko co ukradliście i zabijemy was po cichu, nie robiąc zamieszania, dobrze? - starszy pan z tonem jakby mówił do małego dziecka uśmiechnął się zamykając oczy. 
- Jasne.. - uśmiechnął się miło i chichocząc przeciągle - .. że nie! Elizabeth, spierdalamy! - krzyknął do dziewczyny ruszając w lewo. 

- Co za głupia jednostka. - Rozprostował się i wyważył drzwi kopnięciem. - Król powinien zainwestować w lepszą ochronę tego miejsca, jeśli nie chce zginąć na stosie. - spojrzał żałośnie na kratę, a następnie rozdzielił swoich żołnierzy. - Zabawmy się. 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 04, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

ZłodziejWhere stories live. Discover now