Zegar zaczął właśnie bić godzinę 13. Howard Bale otworzył z wielkim wysiłkiem powieki. Pokój, w którym właśnie się znajdował, wyglądał jak pobojowisko. Porozrzucane chaotycznie ubrania, przewrócone krzesło, tony porozrzucanych po biurku papierów. Przy łóżku oczywiście znajdował się jego nieodżałowany przyjaciel. Pusta butelka po Jaśku Wędrowniczku. Howard spojrzał na zegar.
- Całkiem wcześnie- pomyślał, po czym usiadł na łóżku, ukrył twarz w dłoniach i trwał tak dłuższą chwilę. Jaś, mimo iż nigdy nie zadawał pytań i zawsze go doskonale rozumiał, miał kilka skutków ubocznych. Kac i ten cholerny, pulsujący ból głowy. Kręciło mu się w głowie. Musiał się naprawdę bardzo starać, by nie polecieć z powrotem na łóżko. Wreszcie wstał, powoli doczołgał się do kuchni, równie zapuszczonej jak poprzedni pokój i zajrzał do lodówki. Oczywiście, jak zwykle, jedyne co w niej znalazł to pomarańczowe światło żarówki.
-Cholera- odparł nieco zrezygnowany po czym zajrzał do zamrażarki. Odnalazł święty Graal. Crème de la crème jego diety. Mrożony, tani przysmak Bogów z pobliskiego dyskontu. Pizza to to, czego teraz potrzebował. Po upieczeniu i zjedzeniu tego cudu jakim się okazała Howard skierował swoje kroki pod prysznic. Kiedy już doprowadził się do ogólnego porządku i się ogolił zajął się wreszcie ogarnianiem domu. Pierwszą czynnością jakiej się podjął było uchylenie szeroko okien. W pokoju unosiły się chmury dymu z wypalonych wczoraj fajek. W końcu nic nie smakuje tak dobrze, jak papieros wypalony przy szklaneczce płynnego bursztynu i jakimś durnym sitcomie. Przejrzał papiery na biurku. Prócz paru niezapłaconych rachunków za prąd i gaz oraz przysypanej przez makulaturę niedokończonej paczki fajek nie znalazł niczego ciekawego. Ot kilka bazgrołów, parę egzemplarzy CV i... list. List, którego treść znał niemal na pamięć. Od tego właściwie się wszystko zaczęło. Już miał ochotę zmiąć go i wyrzucić z resztą papierów. Zawahał się jednak przez chwilę i schował go do szuflady biurka. Przystanął na chwilę przy biurku. Zapalił papierosa z odnalezionej paczki. Były to Marlboro Light. Teoretycznie nie był uzależniony od nikotyny. Doskonale sobie radził bez palenia, lecz... z drugiej strony dawało mu to jakieś uczucie ulgi. Papieros dawał mu niewielki zastrzyk adrenaliny. Czuł, że trzyma w ręku coś potencjalnie nie groźnego. Od jednego wypalonego papierosa się przecież nie umiera. Jednak im dłużej palisz, tym ryzyko jest większe. W tym tkwiła cała zabawa. Spojrzał przez okno. East Kilbride wyglądało przepięknie tej zimy. Mieszkał w kamienicy przy głównym placu. Z okna miał piękny widok na kościelną wieżę i małą kawiarenkę, przystrojoną girlandą ze świerkowych gałązek, przeplecioną gdzieniegdzie żółtymi lampkami choinkowymi. Howard gapił się martwo jeszcze przez chwilę w jakiś punkt położony w oddali, po czym zgasił papierosa. Zabrał się za zebranie ubrań z podłogi. Postawił krzesło z powrotem na nogi i zaścielił łóżko. Pokój zaczął wreszcie przypominać pokój normalnego człowieka, a nie zbzikowanego artysty, którym zdecydowanie nie był. Zabrał też butelkę po whisky. Później nastawił pranie, zmył wylewające się wręcz ze zlewu naczynia i kuchnia również zaczęła wyglądać w miarę normalnie. Niestety... nie zawsze musi być tak pięknie. Ledwie zdążył usiąść, od razu pobiegł do łazienki. Wyszła na jaw kolejna, dość nieoczekiwana wada towarzystwa Johny'ego Walkera. Po prostu wypił zdecydowanie za dużo i rzygał jak kot.__________________________
I to właściwie tyle na początek.Dziękuję wszystkim którzy przynajmniej zerknęli na ten wstęp. Jeśli ktoś w ogóle to przeczytał (Prócz Ciebie Sandra :D), to proszę, podziel się swoją opinią ;) Pragnę poprawić wszelkie błędy, które zauważysz, drogi czytelniku. Niniejsze opowiadanie/powieść (zobaczymy jeszcze co z tego wyjdzie) dedykuję wspomnianej wyżej Sandrze. Mojej "lost twin from another mother" i serdecznej przyjaciółce bliskiej mi jak siostra :) Jej również pragnę z całego serca podziękować za tę wspaniałą okładkę, jesteś wielka :)Pozdrawiam! ~Majkel47
YOU ARE READING
The Asylum
HorrorMasz odwagę zmierzyć się z przeszłością? Radziłbym uważać... Nie węsz zbyt głęboko. To sprowadza kłopoty...