Największe miasto, najbardziej rozwinięte technologicznie, ale też i najbardziej obojętne. W Kazaluth nigdy nie było cicho. Przez wielopoziomowe drogi leciały poduszkowce z różnej maści transportem. Chodniki tuż obok autostrad pełne były ludzi, Mraków, Guntków i innych kosmicznych przybyszów. Każdy z nich pędził w swoją stronę niezważając na otaczający ich świat. Błyszczące płaszcze, drogie kamizelki i miliony innych ubrań przewijały się przez deptaki przykówając oko. Wysokie budynki, wokół których krążyły pojazdy piętrzyły się jeden obok drugiego. Porty kosmiczne pełne były różno kształtnych i kolorowych statków. Słowem tak na chodnikach jak i na drogach powietrznych, jak je nazywali, panował przeogromny gwar.
W całym tym haosie, w wąskim przejściu między budynkami siedziała dziewczynka. Była młoda, brudna i zapłakana. Jej potargana tunika przerzucona prześcieradłem jako peleryna cała była zapylona. Czarne, proste, niedługie włosy zwisały spod kaptura. Nikt nie słyszał jej płaczu, ale ona nie oczekiwała od tego miasta, że jakaś jedna duszyczka podejdzie i pocieszy w niedoli. W zgiełku miasta nikt nawet jej nie zauważał, nie dostrzegał, nie współczuł...
W tym samym przejściu, dalej od chodnika stało trzech opryszków. Potargane kurtki, podziurawione spodnie i noże w rękach wskazywały na to jak nic innego. Szeptali między sobą, ale dziewczyna przez płacz nawet nie podniosła głowy z między kolan. Po chwili narad zdecydowali się zbliżyć się do swej nowej ofiary. Okrążyli ją. Jeden z opryszków podniósł dziewczynę mocnym chwytem za rękę.
- Nie masz do kąd uciec mała. Wyskakuj z forsy! - powiedział przykładając ostrze do gardła.
- Dawaj no już! - dodał drugi.
- Nie mam żadnych pieniędzy - odparła przez łzy.
- Żartujesz sobie z nas co? - oprych zdiwił się jak nigdy. - Skoro nie masz tego chcemy to chyba długo nie pożyjesz - cierpki uśmiech pojawił się na jego twarzy zwiastując najgorsze.
- Och! Proszę! Litości! - krzyknęła padając na ziemię.
Napastnicy zaczęli kopać leżącą i okładać pięściami. Płacz i krzyki dziweczyny wzmogły się, lecz nikt nie zwracał na to uwagi. Zza dymiącej rury wyłoniła się postać w ciemnozielonej pelerynie. Podeszła powoli dając się zauważyć opryszkom.
- Co z tobą?! Szukasz guza?! - krzyknął jeden.
Nieznajomy nie odpowiedział. Wszyscy trzej skupili swoją uwagę na nim i powyciągali noże.
- No już! Na niego fajtłapy!
Dwaj z nich ruszyli. Postać podcięła obu i walnęła ich w brzuch, żeby już nie wstali. Dalej krocząc powoli w milczeniu napawał opryszka lękiem. W akcie desperacji rzucił w niego swoją bronią. Ta jednak nie wbiła się w ramię jak miała, tylko obdiła się i spadła na ziemię. Napastnikowi nie zostało nic więcej niż lewy sierpowy prosto na głowę. Ten cios na nic się nie zdał. Jednak oprych poczuł niewyobrażaly ból w ręce, która zamiast w ciało udeżyła w coś bardzo twardego. Postać odsłoniła twarz, która okazała się być z metalu. Tajemniczy obrońca był robotem. Chłopaczyna w potarganej kurtce aż otworzył usta. Dostał szybko w gębę, a jego zęby wpasowały się w ścianę, do której przylgnął. Robot zarzucił kaptur na głowę i skierował się w stronę dziewczyny.

CZYTASZ
Przyjaciel bez serca
Ciencia FicciónSamotna dziewczyna, zapomniany robot i jak to mówią bida z nędzą. Czy ktoś bez serca może wykazać się empatią, kiedy inni nie chcą? Jak to jest przyjaźnić się z kimś, kto na prawdę nie ma serca? Dowiedzcie się sami!