Rozdział I

174 18 0
                                    

Thomas nigdy nie wierzył w bujdy i bajania. Nie wierzył w Boga, jednorożce, bóstwa, drugie życie, elfy, enty, nie dał szansy nawet Świętemu Mikołajowi i wróżce-zębuszce. Jeśli on czegoś nie widział, to nie istniało. Najtrudniej było go przekonać że wciąż istnieją atomy takie jak tlen czy azot, bo ich też nie mógł zobaczyć. Każdą legendę o Yeti czy El Chupacabrze traktował jako niezłe dobranocki dla niegrzecznych dzieci. Nic dziwnego więc, że podczas pobytu u babci latem, nasz czternastoletni 'bohater' z kpiną na twarzy słuchał legendy o Obserwatorze.

- Thomas, kochanieńki, posłuchaj swojej zgrzybiałej babusi, nie siadaj przy oknie w nocy - mówiła jego babcia, przemiła staruszka o szczerej twarzy, poznaczonej zmarszczkami od codziennego uśmiechania się - Obserwator widzi Cię nawet w nocy. Nie wychodź po zmr...

- Dobra, daj mi czytać! - Warknął chłopiec i poprawił się w fotelu. Zagłębił się w lekturze, "Pragnienie" Jo Nesbø naprawdę go wciągnęło. Całkiem zignorował babcię, która mimo tej przykrej sytuacji uśmiechnęła się do niego, pogładziła po głowie i wyszła z jego pokoju, zostawiając zapalone światło. Zeszła do salonu, gdzie jak co wieczór usiadła na kanapie i wyjęła druty, po czym zabrała się dalej za dzierganie szaliczka dla jej kochanego wnuka. 

Thomas odłożył książkę po godzinie, spoglądając na zegarek. Wybiła jedenasta, godzina do północy. Stwierdził, że do zaśnięcia musi poczytać sobie jakieś dobre bajania, a jedną z jego ulubionych kołysanek był "Obserwator", legenda o tajemniczej postaci, której pasją było obserwowanie niczego nie podejrzewających osób. Czternastolatek ponownie rozpoczął rozdział "Legenda", czytając na głos, jakby chcąc zapamiętać go na zawsze. 

- Lata temu, w górach Kilimandżaro, odkryto jaskinię, schodzącą wgłąb ziemi na kilkanaście kilometrów. Droga w dół wiła się kręto, prowadziła do ślepych zaułków i kończyła przepaściami. Jednak, po wielu godzinach mozolnej wędrówki, grupa poszukiwaczy przygód dotarła do mroźnej, spowitej lodem pieczary. Mężczyzna imieniem Bill, czterdziestoletni pasjonat odkryć na miarę Ameryki jako pierwszy pobiegł na środek pomieszczenia, rozglądając się za czymkolwiek ciekawym. Jedyne jednak co znalazł, to dziwny artefakt, złoty naszyjnik z niezidentyfikowanym kamieniem szlachetnym. Kruszec pozostawił na jego palcach opiłki - Thomas nie pomijał najmniej istotne elementy opowieści, nieprzerwanie czytając zbite literki, nie szczędząc wzroku. Nie czuł zmęczenia, więc czytał dalej.

 - Niestety towarzysze Billa, czyli bliźniacy Jake oraz John, którzy oczekiwali większych łupów, odebrali mu błyskotkę i pozostawili w jaskini na śmierć. Zabrali mu cały sprzęt, zapasy a nawet ciepłe ubranie - Thomas ziewnął od monotonności - bez których szanse na przeżycie w tych warunkach spadały do zera. Pozbawiony szans na ucieczkę Bill położył się na środku pieczary i skulił się oczekując śmierci. Jednak ta nie nadeszła, nie w sposób w jaki mężczyzna się spodziewał. Po kwadransie czterdziestolatek poczuł, jak coś muska jego nagą skórę ramion. Gdy spojrzał w tamtą stronę, nie dostrzegł nic. Naraz bardziej wyczuł niż dostrzegł osobę stojącą w mroku, jednak nie zdążył się jej przyjrzeć. Krwistoczerwone oko na tle czarnej sylwetki zmaterializowało się tuż przy nim, po czym Bill poczuł jak uchodzi z niego życie. Było dosłownie wysysane przez tę postać, te oko. Mężczyzna dostrzegł tylko jak kolor jego własnych oczu przez chwilę mignął na tle czarnej sylwetki, a wtedy całkiem stracił wzrok, tuż po tym przytomność. Nie obudził się już więcej, jego skostniałe ciało pozbawione oczu znaleziono mies... - Thomas ziewnął przeciągle. - Oho, bajka zaczyna działać. Już czas lulu. Dobranoc babciu. - Mruknął i odłożył książkę. 

Nie przejmował się gaszeniem światła, lubił przy nim spać, wręcz czuł się bez niego nieswojo. Otulając się więc kołdrą i wtulając głowę w poduszkę, zamknął oczy aby po chwili zapaść w głęboki sen. Ta noc była jednak niespokojna, Thomasowi śniło się krwistoczerwone oko, okrążające dom jego babci i szukające przejścia przez niewidzialną barierę. Widział swoją babcię, która uśmiechała się i machała do czarnej sylwetki na której tle widać było owe oko. Rano obudził się z przeczuciem, że coś nie gra, jednak zignorował to. Nie wierzył w zabobony. Nie istnieje nic takiego jak Bóg, więc i koszmary nie mogą być rzeczywiste. Chłopiec rozpoczął kolejny dzień od śniadanie, przygotowanego przez babcię.

- Znowu zrobiłaś mi z tym dżemem!? - Krzyknął, gdy zobaczył trzy kromki chleba pokryte czerwonym smarowidłem. Nienawidził dżemów wszelkie rodzaju. - Miało być z Nutellą! - Odtrącił talerz i wybiegł z jadalni, kierując swoje kroki wprost do swojego pokoju.

ObserwatorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz