Ludzie dookoła płakali. Nie znałem ich. Ostatni raz przyjrzałem się jedynej znajomej twarzy. Musnąłem babciny policzek. Blada, zimna skóra... I tak pewnie trochę ją podkolorowali w zakładzie pogrzebowym. Włosy ułożone jak zawsze, ładna, ciemna sukienka, okulary, buty, na które wydałem swoją pierwszą wypłatę, lekko sine usta, skąpane w blasku wieczornego słońca zmarszczki... Dziwnie spokojna... Nieobecna... Wyglądała zupełnie tak, jakby spała. Jednak zdawałem sobie sprawę, że już nigdy się nie obudzi. Nie powie, że jestem za chudy. Nie będzie odkurzać o 7 rano. Nie pogłaszcze mnie po głowie, nie obejrzy badziewnego, tureckiego serialu, nie uśmiechnie się, nie mrugnie, nie westchnie... Nie wróci.
Pochyliłem się szepcząc ten ostatni, już naprawdę ostatni raz, że ją kocham. Nie słyszała. Ja też już nic nie słyszałem. Nie chciałem słyszeć.
Dwóch panów w czarnych garniturach powoli spuszczało trumnę w dół. Ludzie dookoła płakali. Nie znałem ich. Nawet nie kojarzyłem ich twarzy. Każdy z nich podchodził, klękał, ewentualnie wymamrotał coś pod nosem, potem rzucił garstkę piasku i odchodził. Ale ja stałem. Tak, stałem jak słup soli gapiąc się bez sensu przed siebie. W końcu zostałem sam. Było mi zimno, okropnie zimno... Chociaż zawsze było mi zimno. Powinienem wrócić do domu, ogrzać się, ale nie mogłem. Stałem jak słup soli gapiąc się bez sensu przed siebie. Byłem sam. Czułem jak deszcz przedostawał się przez wodoodporną kurtkę, sprawiając, że już wcale nie była taka wodoodporna. Tak samo do mnie dotarło, że wszystko, co do tej pory wydawało się jedynie jakimś nocnym koszmarem, stało się prawdą. To był koniec. Całkowity, nieodwracalny, przerażający koniec. Jeszcze długą chwilę stałem jak słup soli gapiąc się bez sensu przed siebie...
Obudziłem się i gwałtownie wciągnąłem powietrze. Leżałem jeszcze chwilę obserwując sufit załzawionymi oczami. Nie umiałem powstrzymać płaczu. Dlaczego to mi się ciągle śni? Minęło tyle czasu... Byłem sam. Sam jak palec. Sam, sam z problemami, sam w nowym mieście..
Okej, stop.
Przekręciłem się na drugi bok, przy okazji chowając twarz w poduszkę. Chciałem zasnąć, ale tym razem nie mogłem. Była czwarta rano, już prawie świtało. Czułem, że jeśli czegoś nie zrobię, to będzie koniec. Kolejny całkowity, nieodwracalny, przerażający koniec. Mój koniec.
CZYTASZ
Moments
FanfictionFlashing lights in my mind Going back to the time Playing games in the street Kicking balls with my feet Dancing on with my toes Standing close to the edge There's a part of my clothes At the end of your bed As I feel myself fall Make a joke of it a...